Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kinowe porażki i sukcesy 2001

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

Kinowe porażki i sukcesy 2001

GW: Jako osobnik programowo nie gustujący w kinie ambitnym, pominę ten temat milczeniem. Ze wspomnianych filmów oglądałem jedynie "Billy′ego Elliota", rzecz faktycznie bardzo dobrą.
KW: Ja ze swojej strony dodałbym oczywiście "Amelię" Jeuneta, czyli wyjątek, bo to film raczej twórcy uznanego z dorobkiem, oraz niedocenione i słabo dostrzeżone niestety w Polsce "Memento" Nolana - czyli praktycznie debiutanta. Poza tym nie jestem w stanie nic dodać do Twojej listy. Najwyżej właśnie stawiam te 2 filmy wraz z wspomnianymi "Cudownymi chłopcami". Ale to jednak słabiej niż w roku ubiegłym ("American Beauty", "Informator", "Magnolia", "Erin Brockovich", "Szósty zmysł"), dwa lata temu ("Cienka czerwona linia", "Matrix"), czy trzy (choćby "Szeregowiec Ryan") - cały czas mowie o datach premier w Polsce.
AD: Podpisuję się pod tymi pozycjami. Dodałbym tu jeszcze trzy pozycje, które wyjątkowo dobrze przyjąłem. Mowa o "Braterstwie wilków" oraz drugiej części komedii "Taxi". To tak, żeby wprowadzić tutaj wątek kina francuskiego. Pierwszy film, na temat którego nasłuchałem/naczytałem się narzekań zanim go jeszcze zobaczyłem, bardzo przypadł mi do gustu. Bo to taka umiejętnie opowiedziana typowo hollywoodzka historia, w której mocno akcentuje się europejskie kino. Zaś "Taxi" cenię za kilkadziesiąt minut świetnej zabawy i mimo, że ogólnie słabsza niż część pierwsza, to jednak to pozycja udowadniająca, że można jeszcze robić dobre komedie. Ach, byłbym zapomniał... jeszcze jeden francuski film przychodzi mi do głowy, który był co prawda w planach, ale ostatecznie został wycofany z dystrybucji w kinach. Chodzi o "Purpurowe rzeki" Mathieu Kassovitza i z Jeanem Reno oraz Vincentem Casselem w rolach głównych. Cóż, powiem tak, kupowałem DVD z filmem w zasadzie na ślepo i nie zawiodłem się.
MCh: Skoro już tak wymieniamy te tytuły jednym ciągiem, na pewno warto wspomnieć jeszcze choćby o "U progu sławy" Camerona Crowe, niedocenionym przez krytyków "Brother" Takeshi Kitano i całej serii filmów wprowadzanych przez Gutka w serii "Nowe horyzonty". Nie cierpię tego nowego sposobu dystrybucji, w którym filmy najpierw miesiącami nie wychodzą z Muranowa, a dopiero później podróżują po Polsce w jednym zbiorczym przeglądzie, ale trzeba przyznać, że jakość przeglądu była bardzo dobra. W końcu to dzięki Gutkowi udało nam się oglądać w kinach nowe filmy Kiarostamiego ("Uniesie nas wiatr"), Aronofsky′ego ("Requiem dla snu"), czy Anderssona ("Pieśni z drugiego pietra"). Żadnego z nich nie przyjąłem bezkrytycznie, ale nie mam wątpliwości, że każdy warto było zobaczyć.
KW: Nie wspomniałeś tu w ogóle o "Moulin Rouge"...
MCh: Rzeczywiście, chociaż "Moulin Rouge" to chyba temat na oddzielny wątek. Dla mnie to jedyny film w tym roku, który przemówił do mnie w taki sposób - wywołując euforię, jakiś dziwny kinowy haj. Niewątpliwie najgłośniejsza i najbardziej zauważalna w tym roku deklaracja stylu. Wprawdzie obyło się to kosztem fabuły (nie ma co przeczyć, że jest w najlepszym razie naiwna, choć z drugiej strony to po prostu romansowy archetyp), ale w tym przypadku nie mam zamiaru narzekać. Film zrobił na mnie takie wrażenie, że pobiegłem do kina trzykrotnie, kupiłem już DVD i mam nadzieje na mnóstwo przyjemności przy kolejnych seansach. Definitywnie jeden z najważniejszych filmów roku.
Ale skoro mowa o wydarzeniach - Konrad zasugerował wcześniej, że w tym roku nie obejrzał nic, co z hukiem wejdzie do historii kina. Nie byłbym tutaj aż tak krytyczny. Myślę, że choćby wspominany tu już parę razy "Przyczajony tygrys, ukryty smok" znajdzie swoje miejsce w annałach kina. Dla widzów ze wschodu to nie było żadne wielkie odkrycie, ale dla widowni zachodniej to chyba jedno z większych, bardziej egzotycznych wydarzeń ostatnich lat. Nie widzieliśmy jeszcze na naszych ekranach tak udanego filmu tego typu.
JL: A ja nadal polecam "Chińskie duchy" ; ). Są starsze i trochę gorzej nakręcone (w sensie technicznym), ale mają lepiej wyważoną konstrukcję i spójniejszy scenariusz. I tak, wiem, jestem monotematyczny. Już się zamykam. ;)
NAD WISŁĄ BEZ ZMIAN
ER: Skoro już pojawił się wcześniej w dyskusji, znakomity podobno, "Władca Pierścieni", to należałoby wspomnieć również, że pojawił się "Wiedźmin". Wiele wylano na ten film nieczystości, natomiast ja chciałbym zwrócić na jedną charakterystyczną cechę tego filmu, właściwą w zasadzie całemu polskiemu repertuarowi, jaki zdarzyło mi się oglądać: brak scenariusza. Nawet, sympatyczne i miłe w oglądaniu "Pół serio" scenariusz ma płaski. Z niewiadomych przyczyn, konstruowanie fabuły mocno wciągającej, pełnej zagadek i czyhających na widza tajemnic, jest nad Wisłą rzadko praktykowane.
MCh: No cóż, trudno spodziewać się, że ktoś z 13-godzinnego serialu telewizyjnego będzie w stanie sklecić rozsądnej jakości, spójny film kinowy. Zresztą dobrze, może nie tak trudno (patrz "Pan Wołodyjowski"), ale twórcom "Wiedźmina" po prostu się nie udało. Dodam od razu, że moim zdaniem i panu Kawalerowiczowi nie udało się z "Quo Vadis". Mam cichą nadzieję, że po takiej ilości krytycznych opinii cała ta tendencja kręcenia telewizyjnych superprodukcji tylko pobocznie przycinanych na potrzeby kina, szybko się skończy.
Niektóre gwiazdy zachwycają drobiazgi z prawdziwego świata. Na przykład Guy z koleżanką mogą godzinami wpatrywać się w lustro. Guy jest przekonany, że po drugiej stronie 'okna' stoi jego brat bliźniak
Niektóre gwiazdy zachwycają drobiazgi z prawdziwego świata. Na przykład Guy z koleżanką mogą godzinami wpatrywać się w lustro. Guy jest przekonany, że po drugiej stronie 'okna' stoi jego brat bliźniak
Tak na marginesie, pozytywnie wspomniałeś o "Pół serio", toteż pozwolę sobie wyrazić opinie odwrotna - obejrzałem film w kinie i są to jedne z najgorzej wspominanych przeze mnie kinowych momentów roku. To znowu ten sam syndrom, jaki widzimy w superprodukcjach, tyle że z przeciwnego końca - nie film kinowy, tylko zlepionych na siłę kilkanaście epizodów z telewizyjnego programu. Każdy gag bawił mnie przez chwilę, ale rozdmuchanie go do rozmiarów kilku-kilkunastominutowych scen potwornie mnie zmęczyło i zirytowało.
KW: Zwróciłeś uwagę na rozgłos przy ekranizacji "Zemsty"? Zwróciłeś uwagę, że jednak "Quo Vadis" ma ogromna oglądalność? Myślę, że jeszcze się trochę pomęczymy z ta tendencją telewizyjnych superprodukcji...
MCh: To chyba nie jest całkiem tak z tą oglądalnością. Producenci "Quo Vadis" zapowiadali, że film przyniesie zysk dopiero przy 8-milionowej publiczności. Do końca roku udało się zebrać połowę tej liczby widzów i dużo dalej już chyba nie dojdziemy. To by oznaczało, że film skończy jednak pod kreską. Zaznaczę może, że nie mam w rzeczywistości nic przeciwko superprodukcjom, ale na Trygława, podchodźmy do tego z głową (chociaż jedną). Najwyraźniej nie da się dziś jednocześnie nakręcić materiału na film kinowy i serial telewizyjny, i gwarantować widzom tej samej jakości w obu mediach. Wiem, wymagania czasów, producentów itd. Ale skoro ten kompromis zabija końcowy wynik prac, to jaki sens tak kurczowo się go trzymać? Producent musi mówić swoje, ale jeśli artysta nie będzie z kolei walczył o swoje, to może od razu dajmy po prostu kręcić filmy i pisać scenariusze analitykom z banków. Jedynym człowiekiem, który w tych wszystkich superprodukcjach kręcił po prostu "film" był pan Wajda i może to nie przypadek, że właśnie jego dzieło jako jedyne zasługuje na tytuł właśnie "dzieła"? Cała ta reszta była niestety bardziej lub mniej przykrym kinowym przeżyciem.
A skoro już jesteśmy przy uwagach o polskim kinie - kolejny rok mam wrażenie, że niewiele się zmienia. Superprodukcje na podstawie lektur (moim zdaniem umiarkowanie udał się tylko film Bajona), kilka gangsterskich opowieści, kolejna żenująca komedia Machulskiego, kolejny żenujący film Pasikowskiego, kolejny film Jarka Żenady, przepraszam Żamojdy. Gdyby nie "Cześć, Tereska", 2001 rok w polskim kinie równie dobrze mógłby w ogóle nie mieć miejsca. Niewiele byśmy stracili.
KW: Myślę, że zmienia się - na gorsze. Wiem, że wychodzę w tej dyskusji na wiecznie niezadowolonego marudę, ale nie było chyba od dawna roku, w którym do tego stopnia nie miałem ochoty chodzić do kina na polskie filmy. Klapą sezonu jest dla mnie jednak "Quo Vadis", bowiem obawy co do "Wiedźmina" pojawiły się już od samego początku i nie było to zaskoczeniem. Niski poziom filmu Kawalerowicza, a przede wszystkim bijąca z całego obrazu w oczy idea "Odwalmy jakoś te robotę, ludzie i tak obejrzą film", była porażająca (pisałem o "Quo Vadis" szerzej w recenzji, wiec pominę już szczegóły). Na szczęście (?) artystyczna klapa "Quo Vadis" nieco ośmieliła krytyków, którzy odważniej i krytyczniej zaczęli podchodzić do wcześniejszych "lekturowych superprodukcji" - "Ogniem i mieczem" oraz "Pana Tadeusza", które dotychczas miały status "świętych krów". Teraz tylko czekam na jakąś odważną myśl, aby jakiś krytyk o uznanym nazwisku zauważył, że ekranizacja "Zemsty" polskiej kinematografii do przodu nie pchnie.
MCh: Akurat w stosunku do "Zemsty" w wykonaniu Wajdy mam najmniejsze obawy (pominę milczeniem żenujące przepychanki przedprodukcyjne filmu - szkoda, że człowiek o statusie legendy pozwala sobie mieszać się w tak przykre historie). Mam nadzieje, że film będzie równie dobry co "Pan Tadeusz". Ale oczywiście wiem, o co Ci chodzi.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.