Klata Khana, czyli zła prasa BollywoodJakub GałkaKlata Khana, czyli zła prasa BollywoodJednak klata Khana recenzentkę chyba wręcz zahipnotyzowała, bo oto czytamy: „Ale Khan zajmuje się w filmach sprawami dużo donioślejszymi niż drżenie serca. W «Om Shanti Om» przeistacza się w uwspółcześnione bóstwo, które – jak w indyjskiej mitologii – dysponuje nadprzyrodzonymi siłami i staje do walki ze złem. Ostateczna rozprawa z demonem odbywa się zawsze twarzą w twarz, tym razem przeciwnik idealnego Khana zginie zmiażdżony kryształowym żyrandolem.” Właściwie ciężko to w jakikolwiek sposób skomentować. Najlepsze jest jednak to, że wyłania się z tego opinia – jakkolwiek dziwaczna i głupia by ona była – w sumie pozytywna! Co w tym dziwnego? Ano to, że kilka wersów niżej, w dołączonej do tekstu notce ta sama Paulina Wilk stwierdza „Nie będzie się z czego śmiać. (…) Historia ucieszy jedynie wiernych fanów Bollywood. (…) Nie udały się nawet sekwencje taneczne”, określając „Om…” jako „moralizatorską przypowiastkę z nudną fabułą” . Poczucie humoru i kwestia estetyki scen tanecznych to oczywiście sprawa bardzo subiektywna, ale robienie zarzutu filmowi z wyimaginowanego przesłania to lekka przesada. Demony, bóstwa, pompatycznie rozumiana i uogólniana do wielkich słów walka ze złem, a tym samym i jakieś specjalne moralizatorstwo w filmie zwyczajnie nie występują – to historia dwóch osób, ich miłości i zemsty. W finale stają naprzeciw siebie dwaj mężczyźni – mano a mano, jak mawiają Hiszpanie – i tylko tego jednego bandziora chce filmowy Om ukarać, z jednym tylko walczy. No chyba, że recenzentce pomieszało się życie bohatera z odgrywanymi przez niego rolami (bo Omowi zdarzyło się zagrać superbohatera w pelerynie) – wiadomo: dłużące się trzy godziny, przesłaniająca wszystko klata… Natomiast puentę tekstu pani Wilk trzeba zadedykować Pawłowi Felisowi: „Odniosłam wrażenie, że ten film służy wyłącznie wypromowaniu nowej ekranowej piękności – Deepiki Padukone. Zaręczam – nie jest warta trzech godzin w kinie.”. Dlaczego – wyjaśnienie niżej. Pięknisie z komputera No właśnie, nadszedł czas na Pawła T. Felisa, recenzenta „Gazety Wyborczej”, który – jak zdradza jego redakcyjny kolega – jest wielkim fanem formuły „bohater przez trzy godziny samotnie błąka się po lesie, rozmyślając o Bogu, zbawieniu i swoim stłumionym homoseksualizmie”. Trzeba przyznać, że – sądząc po recenzjach Felisa – to dość trafne podsumowanie. Nic więc dziwnego, że „Om…” również nie miał szans się mu spodobać (choć znów film całkowicie „zjechany” w recenzji dostaje ostatecznie aż dwie gwiazdki – a podobną notę dostał też od związanego z „Rzeczpospolitą” „Życia Warszawy” – lobbing dystrybutora czy co?). Swoją recenzję Felis rozpoczyna z grubej rury, klasyfikując film jako obraz dobry jedynie dla nastolatek („Film ukoić ma wszystkie nastolatki: można zabić Shah Rukh Khana, a on i tak powróci”) – w żadnym razie dla wyrobionych widzów, o Wielkich Krytykach nie wspominając. Od razu też objawia czytelnikowi swe wielkie odkrycie i tłumaczy, w czym rzecz – „Om…” to po prostu „fabularno-kiczowaty kocioł”! A jak wiadomo, kicz jest fe… chyba że to parodia! Bo, ocierając się o geniusz, Felis błyskotliwie dochodzi do wniosku, że „Całe kino z Bollywood podszyte jest parodią”. Ponieważ jednak jest to bardzo odważna i nowatorska obserwacja, recenzent woli postawić na końcu znak zapytania i pozwolić widzowi samemu rozstrzygnąć, czy rzecz jest na serio, czy nie. Zwłaszcza że na przykład taka „scena z żyrandolem” – którą „by wszyscy zobaczyli dokładnie, reżyser wspaniałomyślnie pokazuje z dwóch różnych ujęć” – jest przecież kręcona zupełnie na serio. I puszczania oka do widza ani cytatu z „Upiora w operze” też tam oczywiście nie ma. Kicz, znaczy się. Oczywiście, podobnie jak w przypadku kolegi i koleżanki, nie mogło zabraknąć w tekście komentarza do urody aktorów: „[w] fabularno-kiczowatym kotle nie tylko tym razem wyrzeźbione męskie torsy i komputerowo wręcz spreparowane kobiety, ale też reinkarnacja, duchy, zemsta zza grobu i śmierć na niby” [nie dowiemy się, co te wszystkie rzeczy robią w tym kotle, bo autorowi wypadł ze zdania czasownik]. I dopiero tutaj ukazuje się prawdziwy geniusz krytyka, który w kilkuzdaniowym tekście potrafi przemycić całą gamę spostrzeżeń dotyczących nie tylko filmu. Przecież „śmierć na niby” to błyskotliwy komentarz do idei reinkarnacji, a przymiotnik „komputerowo spreparowane” to zgrabne określenie urody aktorek – po co się rozpisywać, wystarczą dwa zdania i czytelnik wie, o co chodzi. Więcej nawet: dostaje dowolność interpretacji – „komputerowe”, bo tak brzydkie i sztuczne, czy „komputerowe”, czyli nieziemsko piękne, poprawione ręką grafika? Kulminacyjna gradka I na koniec, aby oddać recenzentom i firmowanym przez nich pismom sprawiedliwość, dwie pozytywne oceny znalezione w „Dzienniku”. W Specjalnym Informatorze Kulturalnym Tylko Dla Kobiet „OSO” przedstawiany jest jako „Gradka dla wszystkich miłośniczek Shah Rukh Khana”. Natomiast w przeglądzie repertuaru kin, wśród krótkich notek znalazł się „Om Shanti Om” oceniony aż na 4 gwiazdki! Kolejna pani recenzentka – zapewne to nie przypadek, że kobiety obchodzą się z tym filmem łagodniej – stwierdza, że „Marzenia, miłość i zemsta – to podstawowe elementy obejmującej 30 lat opowieści o artyście estradowym Omie Shantim Omie”. I wszystko jasne. Tak oto kończy się historia Oma, Shanti i Oma, opowieść o tym, jak krytyka zamienia się w krytykanctwo. Morał: Błogosławieni ubodzy w duchu. |
Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »W chińskich filmach nawet latające ryby są trochę… duże.
więcej »Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
100 najlepszych filmów dekady
— Esensja
Rok o posmaku curry: Podsumowanie 2008 w Bollywood
— Ewa Drab, Kamil Witek
Prezenty świąteczne: 50 wydań DVD, których nie możesz przegapić
— Esensja
Pociąg do Bollywood: Kochać i nienawidzić
— Ewa Drab
„W dolinie Elah” najlepszym filmem II kwartału 2008 w polskich kinach według Stopklatki i Esensji
— Esensja
Tańcz, śmiej się i płacz
— Jakub Gałka
Więcej wszystkiego co błyszczy, buczy i wybucha?
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Nieprawdziwi detektywi
— Jakub Gałka
O tych, co z kosmosu
— Paweł Ciołkiewicz, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Wszyscy za jednego
— Jakub Gałka
Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka
Przygody drugoplanowe
— Jakub Gałka
Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Ludzie jak krewetki
— Jakub Gałka
Katana zamiast pazurów
— Jakub Gałka
Trzy siostry Thorgala
— Jakub Gałka
Pamiętajmy, że w samym Bollywood wychodzi rocznie więcej filmów niż w całej Ameryce połączonej z Europą, a są tam jeszcze inne ośrodki filmowe. Nie jestem wielbicielem tego kina, akurat to, co u nich jest przebojem, mnie nijak nie podchodzi. Są to jednak produkcje, które warto obejrzeć, aby wiedzieć, co na codzień ogląda ponad miliard ludzi.