Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Brian Gilbert
‹Zgromadzenie›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZgromadzenie
Tytuł oryginalnyThe Gathering
Dystrybutor Best Film
Data premiery4 czerwca 2004
ReżyseriaBrian Gilbert
ZdjęciaMartin Fuhrer
Scenariusz
ObsadaChristina Ricci, Kerry Fox, Stephen Dillane
MuzykaAnne Dudley
Rok produkcji2002
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania92 min
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Bezduszna ciekawość
[Brian Gilbert „Zgromadzenie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Obojętność na ludzkie cierpienie to jedno, jego beznamiętna ciekawość wydaje się rzeczą dużo gorszą. Takie zdaje się być przesłanie filmu, bo to ona właśnie jest w tu winą, godną obciążenia wieczystą klątwą. Ale jest w filmie również pokazana łaska, jakiej może doznać osoba, która ongiś była obojętna na cierpienie Chrystusa. To daje krzepiącą świadomość, że można odpokutować nawet potępienie. Warto się nad tym wszystkim zastanowić i to, że film choć trochę do tego skłania, zapisuję mu na solidny plus.

Marcin T.P. Łuczyński

Bezduszna ciekawość
[Brian Gilbert „Zgromadzenie” - recenzja]

Obojętność na ludzkie cierpienie to jedno, jego beznamiętna ciekawość wydaje się rzeczą dużo gorszą. Takie zdaje się być przesłanie filmu, bo to ona właśnie jest w tu winą, godną obciążenia wieczystą klątwą. Ale jest w filmie również pokazana łaska, jakiej może doznać osoba, która ongiś była obojętna na cierpienie Chrystusa. To daje krzepiącą świadomość, że można odpokutować nawet potępienie. Warto się nad tym wszystkim zastanowić i to, że film choć trochę do tego skłania, zapisuję mu na solidny plus.

Brian Gilbert
‹Zgromadzenie›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZgromadzenie
Tytuł oryginalnyThe Gathering
Dystrybutor Best Film
Data premiery4 czerwca 2004
ReżyseriaBrian Gilbert
ZdjęciaMartin Fuhrer
Scenariusz
ObsadaChristina Ricci, Kerry Fox, Stephen Dillane
MuzykaAnne Dudley
Rok produkcji2002
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania92 min
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Jakiś czas temu przejrzałem moje dotychczasowe filmowe recenzje i choć nie było ich wiele, zdążyłem zauważyć u siebie pewien odchył w dokonywanych ocenach: mianowicie za każdym razem starałem się opisać to, co dobrego i niezwykłego w oglądanych filmach odnalazłem, w każdym z nich doszukując się dobrych stron i to przez ich pryzmat oceniając całość. To może i nie takie znowu złe podejście, ale rychło prowadzi do zwątpienia, które kolega Wągrowski zamanfiestował ostatnio swoim tekstem o "Van Helsingu" - człowiek zaczyna myśleć, że jest bezkrytyczny i podoba mu się w zasadzie wszystko, co tylko w miarę jakoś tam trzyma się kupy. Postanowiłem zatem, że potrzeba mi odmiany, ale znowu nie takiej naciąganej, lecz szczerze wynikającej ze słabości filmowego obrazu. Nasłuchawszy się recenzji negatywnych i naoglądawszy psów wieszanych na wchodzącym właśnie na ekrany kin "Zgromadzeniu", doszedłem do wniosku, że to pewniak.
Nie poszedłem bynajmniej po to, by jedynie zaspokoić kaprys chwili i móc się potem wyżyć w tekście, lecz przede wszystkim dla owej dość interesującej "kościelnej" otoczki, o której przeczytałem w opisie. To zawsze mnie łapie, bo lubię filmy, które nawiązują do szeroko pojętej tradycji i kultury chrześcijańskiej, że wspomnę tu "Siódmy znak", "Zagubione dusze" czy choćby "Stygmaty". Tak było i tym razem. No i chyba rzeczywiście z tą moją chęcią odmiany trafiłem dość dobrze. Ale po kolei.
"Zgromadzenie" to horror dość marny, za to znakomity materiał na moralitet i raczej pod tym kątem chciałbym o nim pisać. Historia jest tutaj oparta na bardzo ciekawym pomyśle, choć dobra jest tylko do połowy. Otóż w małym miasteczku w Anglii, w krainie zielonej, z posępnym zachmurzonym niebem w tle i burzami w nocy, pośród ponurych domów z kamienia, wzniesionych w starym stylu (sporo tam gotyckich łuków, nawet w szkole) - klimat znakomity na historię ze szczyptą grozy - otóż tam właśnie zdarza się pewien wypadek. Dwoje ludzi, wchodząc na górę, wpada w głęboką rozpadlinę, ginąc wskutek ran. Policja znajduje ich oboje dopiero po kilku dniach poszukiwań. Okazuje się, że ta rozpadlina jest wnętrzem pogrzebanego przed wiekami pod ziemią kościoła, wybudowanego w I stuleciu po Chrystusie, kiedy wspólnota chrześcijańska dopiero się formowała. Bardzo osobliwy okazał się ołtarz, ponieważ umieszczono na nim zawieszonego na krzyżu Chrystusa, tyle że tyłem do wiernych, a twarzą do muru. Na owym murze znajdowała się płaskorzeźba, przedstawiająca sylwetki ludzi różnej płci i wieku, wpatrujących się beznamiętnie w zwróconego do nich Jezusa. Człowiek, który stał przed ołtarzem, nie spoglądał na cierpiącego Chrystusa, lecz na jego obserwatorów.
W toku podjętych z ramienia Kościoła badań, wspartych studiami nad stosownie starymi księgami, okazało się, że owa pogrzebana przed światem świątynia może być - jak ponoć chce tradycja - wzniesiona przez Józefa z Arymatei. Tego samego, który ofiarował swój własny grobowiec na pochówek dla ukrzyżowanego Chrystusa i który, wedle innych znowu legend, miał wywieźć z Palestyny a to włócznię, którą został przebity bok Jezusa, a to z kolei kielich z jego krwią - znany szeroko Graal, marzenie całego chrześcijańskiego świata. Po opuszczeniu Ziemi Świętej Józef udał się ponoć do dalekiej Anglii, by tam wznieść pierwszy kościół chrześcijański.
Co jest istotne, odnaleziony przybytek nie jest tylko przejawem osobliwej ekstrawagancji czy niezwykłej wizji ukrzyżowania. Wspomniana płaskorzeźba jest nośnikiem niezwykłego dość mitu, który w filmie "Zgromadzenie" jest osią całej fabuły. Podobno, kiedy Chrystus wisiał na swym krzyżu, prócz jego bliskich i jego wrogów, przyszli tam również inni, zupełnie obcy ludzie. Przyszli nie z potrzeby serca, nie ze współczucia czy nienawiści. Przyszli sobie popatrzeć, przyszli z ciekawości. I za tę bezduszność zostali przeklęci. Odtąd - jak chce owa stara tradycja - wszędzie tam, gdzie zanosi się na nieszczęście, wszędzie tam, gdzie ma wydarzyć się zbrodnia, zjawiają się ponownie, przybywają ze wszystkich stron świata, przybywają na zgromadzenie, by obojętnie patrzeć na nieszczęście innych. Nie można ich zabić, nie można ich zniszczyć, nie można się ich pozbyć. Stoją i patrzą.
Poznajemy ten niezwykły zwyczaj w pewnej angielskiej mieścinie, w której ma swój dom Simon Kirkmann, naukowiec badający odnaleziony kościół. Ludzie, których wizerunki widnieją na płaskorzeźbie, zaczynają się tam właśnie pojawiać. Dostrzega ich młoda dziewczyna, Cassie Grant - w tej roli Christina Ricci - która przybywa do Anglii aż ze Stanów Zjednoczonych, właściwie nie wiadomo po co. Zostaje potrącona przez żonę Simona, Marion, przez co traci pamięć. Zamieszkuje u Kirkmannów i zaczyna opiekować się ich dziećmi, powoli odkrywając rodzinną tragedię. Jednocześnie zaczyna miewać wizje. Dostrzega nie tylko owych "obserwatorów" - również pośród mieszkańców miasteczka, widzianych w szpitalu, na ulicy, w sklepie, zaczyna widzieć oznaki ich rychłej śmierci.
Koniec końców okazuje się, że "zgromadzenie" zbiera się w miasteczku, bo ma tam dojść do serii nieszczęść, na które owi przeklęci - jak to jest w odwiecznym obyczaju - chcą sobie popatrzeć. W całej tej historii Cassie odgrywa rolę szczególną, choć oczywiście nie napiszę jaką, bo a nuż ktoś czytający pójdzie na film...
Generalnie pomysł - jako się rzekło - jest całkiem niezły, oryginalny i dający interesujące możliwości. Niestety tych możliwości nie wykorzystano, w dodatku "Zgromadzenie" ma mnóstwo dziur i nieścisłości. Pora na nie, bo partactwo uwiera mnie w filmach równie mocno, co zła gra aktorska czy kiczowatość scen.
Przede wszystkim staje kwestia skali zła. W filmie ksiądz, który prowadzi badania wspólnie z Simonem Kirkmannem, wiedziony instynktem, odkrywa twarze ludzi wyrzeźbionych na ołtarzu w wielu momentach historii ludzkości. Okazuje się, że ci ludzie pozowali malarzom do obrazów dotyczących ukrzyżowań, pojawiają się także w kronikach filmowych, np. w tej, dotyczącej pamiętnego zamachu na prezydenta Kennedy′ego w Dallas czy na zdjęciach po zamordowaniu jego brata, Roberta. To, co jest tu słabe, to próba uzasadnienia, dlaczego ci obserwatorzy, którzy znajdowali się w miejscach, w których dochodziło do spektakularnych w historii świata nieszczęść, teraz gromadzą się nagle na jakimś zadupiu. Być może decydowała o tym bliskość wspomnianej już świątyni, a być może kwestia obecności przy każdym nieszczęściu jest nazbyt dosłowna. Niestety film nie rozstrzyga tej sprawy.
Dziurą jak nie wiem jest również to, że owe osoby nie każdy widzi. W scenie końcowej np. Simon nie dostrzega tego, co widzi jego synek, Michael. A z drugiej strony wiadomo, że te osoby dało się uwiecznić na obrazach, na filmach, na zdjęciach i nie ma precyzyjnego wyjaśnienia tej dychotomii. Pojawiam się i znikam - coś jak ów murzyn na przejściu dla pieszych...
Kwestia kolejna to naciągana jak guma kalesonów sprawa molestowania chłopców, która jest powodem owych nieszczęśliwych wypadków rozgrywających się w miasteczku. Nie dość, że to wyrodni i surowi ponad miarę księża, prowadzący dom dziecka, uczynili zeń upiorny burdel, to jeszcze połowa oficjeli miasteczka, ludzi znanych i szanowanych okazała się być pedofilami. Ja nigdy i nigdzie nie bagatelizowałem wielkiego problemu, jakim jest wykorzystywanie dzieci - wobec takich przypadków człowiek naturalnym odruchem szabli się ima i najchętniej by podrzynał gardła - ale tutaj doprawdy rzecz przesadzono. Można było wymyślić nieszczęścia i zbrodnie bardziej związane z samym tym niezwykłym kościołem - byłby równie mało prawdopodobne, ale przynajmniej dawałyby okazję do głębszego eksploatowania zagadnienia odkrytej świątyni. Ale to takie moje gdybanie, wynikające z tego, że zastosowane w filmie rozwiązanie kompletnie mi nie pasuje. I tyle.
Na koniec jeszcze drobny prztyczek - pojęcia nie mam, dlaczego rada księży i biskupów, którzy zapoznawali się z rezultatem śledztwa, w trakcie przeglądu przeźroczy na rzutniku, poubierana była w alby i stuły, a część nawet w mszalne ornaty. Doprawdy nie znajduję po temu powodu - jeśli to miało być oznaką jakiejś osobliwej podniosłości, to pudło straszliwe, bo ja się uśmiałem na myśl, że biedaków wyrwano prosto z zakrystii po hucznej uroczystości, koncelebrowanej przez sześciu czy ośmiu kapłanów. Ale to taka już zupełnie swobodna wariacja na temat...
Oczywiście to czepialstwo, które przed chwilą wykonałem, nie daje podstaw do potępienia filmu w czambuł. Obecność licznych nieścisłości, mimo iż mnie osobiście kole, nie przesłania jednak moralizatorskiej strony filmu, która jest tu bezsporna i na wskroś oczywista. Człowiek jest istotą, którą fascynuje zło, choć ta fascynacja nie objawia się jednako w każdym aspekcie. Jednym z jej przejawów jest ludzka ciekawość i chęć obserwowania czyjegoś cierpienia. To nie jest czczy, wydumany zarzut - to prawda potwierdzona wiekową praktyką i sprawdzająca się w sposób szczególny dziś. W średniowieczu urządzano publiczne egzekucje na różne sposoby: były ścięcia toporem, było palenie na stosie, było wieszanie na szubienicy. Często poprzedzano to torturami - odsyłam do filmu "Waleczne Serce" po stosowne exemplum. Za czasów rewolucji francuskiej gilotyna pracowała jak wściekła ku uciesze zgromadzonej gawiedzi. Dziś puszcza się prąd elektryczny przez krzesło bądź zanurza skazańca w oparach cyjanowodoru i można sobie na to popatrzeć przez szybkę. Wtedy i teraz - zawsze była i jest publiczność dla takich spektakli. Obecnie ma to inną formę - nie trzeba drałować już na jakieś pole szubienic czy na rynek miasta, bo wiele z tych plugawych namiętności można zaspokajać telewizją czy kinem. Ale reguła jest ta sama, żelazna.
Obojętność na ludzkie cierpienie to jedno, jego beznamiętna ciekawość, zupełnie wyzuta ze współczucia, wydaje się rzeczą dużo gorszą. Takie zdaje się być przesłanie filmu, bo to ona właśnie jest w tu winą, godną obciążenia wieczystą klątwą. Ale jest w filmie również pokazana łaska, jakiej może doznać osoba, która ongiś była obojętna na cierpienie Chrystusa. To daje krzepiącą świadomość, że można odpokutować nawet potępienie. Jak to śpiewa kapłan w Wielką Sobotę: "Błogosławiona wina, jeśli zgładził ją tak wielki Odkupiciel"...
Warto się nad tym wszystkim zastanowić i to, że film choć trochę do tego skłania, zapisuję mu na solidny plus.
Drugi plus daję "Zgromadzeniu" za znakomitą muzykę i umiejętne kreowanie nastroju jeśli nie grozy, to przynajmniej napięcia i niepokoju. Oczywiście osiąga się to ogranymi już chwytami - pochmurnym i złowrogim niebem, tonącymi w mroku starymi domami, szeptami dobiegającymi gdzieś zza pleców i całej, znanej już szeroko "znienackowości", kiedy na przykład pies z jazgotem skacze do okna samochodowych drzwi. To zawsze działa, jeśli ktoś czegoś nie spieprzy, a tutaj raczej nie popełniono żadnego większego zaniedbania i dobrze.
O aktorstwie nie ma raczej co pisać, bo jedynymi kapinkę bardziej niźli reszta skomplikowanymi rolami są postacie Cassie i małego chłopca, Michaela. Nie ma kreacji wielkich, porażających - no dobra, powiedzmy, że ja ich tam nie znalazłem. Jest zupełnie poprawnie, przyzwoicie, bez większych kiksów, a jeśli chodzi o umiejętnie podkreślony sexus Christiny Ricci, to uciecha dla oka nie jest poważnym argumentem na rzecz aktorskiego warsztatu, więc wspomniałem o tym jedynie dla porządku.
Reasumując: jeśli ktoś ma ochotę na ciekawy moralitet i dość dobry pomysł na fabułę, ten może się i nie zawiedzie, przymknąwszy oko na to i owo. Ale na nic więcej niechaj nie liczy. Ja nie żałuję, że film widziałem, bo z takim właśnie nastawieniem nań poszedłem. Ale co to znowu za zachęta...
koniec
7 czerwca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.