Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jan Hřebejk
‹Święta czwórca›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚwięta czwórca
Tytuł oryginalnySvata ctverice
Dystrybutor Hagi
Data premiery5 kwietnia 2013
ReżyseriaJan Hřebejk
ZdjęciaMartin Sácha
Scenariusz
ObsadaJenovefa Bokova, Gregor Buaer, Hynek Cermák, Viktorie Cermáková, Jirí Langmajer, Vaclav Marhold, Ludek Munzar, Marika Sarah Procházková, Valerie Sámalová
MuzykaOndrej Galuska, Ondrej Kopicka
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiCzechy
Czas trwania75 min
Gatunekkomedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Oby nie do trzech razy sztuka
[Jan Hřebejk „Święta czwórca” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Najnowszy film duetu Hřebejk-Viewegh pokazuje jeszcze bardziej dobitnie niż owoc ich pierwszej współpracy, że nie tędy droga. Prosty, momentami nawet prostacki, scenariusz Viewegha, i skręcający coraz bardziej w stronę surowego realizmu styl reżyserowania Hřebejka po prostu do siebie nie pasują. Zaangażowani do filmu aktorzy robią, co mogą, ale na pociechę mają jedynie wycieczkę na Karaiby.

Karolina Ćwiek-Rogalska

Oby nie do trzech razy sztuka
[Jan Hřebejk „Święta czwórca” - recenzja]

Najnowszy film duetu Hřebejk-Viewegh pokazuje jeszcze bardziej dobitnie niż owoc ich pierwszej współpracy, że nie tędy droga. Prosty, momentami nawet prostacki, scenariusz Viewegha, i skręcający coraz bardziej w stronę surowego realizmu styl reżyserowania Hřebejka po prostu do siebie nie pasują. Zaangażowani do filmu aktorzy robią, co mogą, ale na pociechę mają jedynie wycieczkę na Karaiby.

Jan Hřebejk
‹Święta czwórca›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚwięta czwórca
Tytuł oryginalnySvata ctverice
Dystrybutor Hagi
Data premiery5 kwietnia 2013
ReżyseriaJan Hřebejk
ZdjęciaMartin Sácha
Scenariusz
ObsadaJenovefa Bokova, Gregor Buaer, Hynek Cermák, Viktorie Cermáková, Jirí Langmajer, Vaclav Marhold, Ludek Munzar, Marika Sarah Procházková, Valerie Sámalová
MuzykaOndrej Galuska, Ondrej Kopicka
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiCzechy
Czas trwania75 min
Gatunekkomedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Jan Hřebejk jest znakomitym reżyserem. Jego filmy łączą w sobie gorzkie spojrzenie na rzeczywistość z ukazaniem zabawnych, ale raczej tragikomicznych niż wyłącznie komediowych aspektów życia. Tak jest w „Musimy sobie pomagać”, filmie o ukrywającym w czasie okupacji Żyda czeskim małżeństwie, które nęka i nachodzi zakochany w pani domu volksdeutsch z kompleksem niższości. Reżyser dostał za ten film nie tylko Czeskiego Lwa (najważniejszą nagrodę filmową w Republice Czeskiej), ale także nominację do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Podobnie jest w znakomitym obrazie „Pelíšky” (w Polsce wyświetlanym jako „Pod jednym dachem” – o tym, że Hřebejk nie miał w naszym kraju szczęścia do tytułów jeszcze napiszę), który został doceniony zarówno Lwem, jak i nagrodą na festiwalu w Karlovych Varach. Hřebejk umie także nakręcić dramat obyczajowy, jak przejmujący „Horem pádem” („Na złamanie karku”) z genialną rolą Jiřiego Macháčka – co zaowocowało kolejnym Lwem. Kolejnym przykładem kunsztu reżysera może być film „Kawasakiho růže” (polski tytuł: „Czeski błąd”) o niełatwym rozliczeniu z komunistyczną przeszłością i przykrej konieczności zweryfikowania ustalonego obrazu świata.
Tematem, który w ostatnich latach wydaje się coraz bardziej dominować w działalności artystycznej tego reżysera, są jednak splątane relacje rodzinne, zwłaszcza te na poziomie męsko-damskim. Reżyser obraca ten temat na wszystkie strony, próbując dokonać na bohaterach swoich filmów bardzo dokładnej wiwisekcji. Próby rodzinnych wiwisekcji dostrzec można nie tylko w wymienionych wyżej filmach, ale także na przykład w „Niedźwiadku”, gdzie zapętlenie więzi między bohaterami osiąga momentami kuriozalne wymiary. Reżyser umie wychwycić kumulowanie się napięć w relacjach międzyludzkich i nic dziwnego, że jego znakiem firmowym są sceny zbiorowe przy stole, gdzie bohaterowie dyskutują, przerzucają się argumentami, wypominają to, co złe, i oskarżają o najgorsze rzeczy. O ile jednak wszystkie wyżej wspomniane filmy oparte były na scenariuszach współpracującego od lat z Hřebejkiem Petra Jarchovskiego, o tyle w 2008 roku reżyser zaprosił do współpracy innego scenarzystę i skorzystał z historii napisanej przez Michala Viewegha. Powstał film „Nestyda„ (kolejny kuriozalny pseudoprzekład tytułu: „Do Czech razy sztuka„), a teraz – ku utrapieniu widowni – kolejne „dzieło„ firmowane nazwiskiem Viewegha, czyli właśnie „Święta czwórca„.
Viewegh jest jednym z najpopularniejszych pisarzy w Czechach, a w każdym razie pisarzem, którego kolejne dzieła lądują na listach bestellerów. Pisze książki proste w odbiorze, choć zdaje się, że jego niespełnionym marzeniem jest stworzenie Wiekopomnego Dzieła. Ma co prawda na koncie znakomite „Cudowne lata pod psem„, ale na tym jego dossier w temacie literatury ambitnej się wyczerpuje. Jego socjologiczne obserwacje są albo oczywiste, albo jednowymiarowe. Poddaje bohaterów ekstremalnym próbom, by pokazać, że nijak się to na ich psychice nie odbije, dodając oczywiście szczyptę wyzwolonego seksu. „Święta czwórca„ nie jest jego debiutem filmowym – wcześniej napisał trzy scenariusze na podstawie własnych powieści oraz, jako się rzekło, nieszczęsną historię pokazaną w filmie „Nestyda„.
Głównym grzechem „Świętej czwórcy„ jest właśnie scenariusz. Opowieść o dwóch małżeństwach, gdzie mężowie pracują razem jako elektrycy, obie rodziny mieszkają obok siebie i spędzają ze sobą właściwie cały wolny czas, jedzą razem posiłki, a ich dzieci także są ze sobą sparowane, ma być pomysłem na ożywienie nudnego małżeńskiego pożycia. Na jaki jednak pomysł wpadają bohaterowie? Otóż postanawiają iść we czwórkę do łóżka, chociaż z tego, co śledzimy na ekranie, po prostu panowie wymieniają się żonami. I to właściwie tyle – nie ma tu żadnych konsekwencji psychologicznych, żadnych wad takiego rozwiązania, właściwie żadnego prawdopodobieństwa. Mimo, że jedna z kobiet jest religijna, jej dylemat pod nazwą „czy to wypada„ zostaje przezwyciężony… po jednej rozmowie. Akcję ma podkręcić niespodziewana wygrana na loterii jednego z bohaterów i służbowy wyjazd na Karaiby, gdzie nasi dzielni elektrycy mają naprawić zerwane przez huragan linie wysokiego napięcia. I faktycznie, 78 minut filmu w dużej części wypełniają wideoklipowe ujęcia karaibskiej wysepki. Viewegh nie zdał sobie sprawy z faktu, że o ile na kartach powieści jego postaci mogą po prostu mówić, o tyle w filmie pokazywanie boahterów, którzy non stop tylko mówią i mówią (a mówią, oczywiście, o seksie) nie jest najbardziej filmowym rozwiązaniem. Ostatecznie, jak można się było spodziewać, jest jak w tym przysłowiu o krowie, która dużo muczy – kiedy przychodzi co do czego niewiele zobaczymy, więc ta komedia o małżeństwach poszukujących odmiany sprowadza się do rozmawiania o seksie. Film urywa się właściwie tam, gdzie powinien się dopiero zacząć – i postawić ciekawe pytania, pokazać interesujące kwestie społeczne. Dochodzi do tego bardzo stereotypowe wykorzystanie wątku religijnego – Viewegh traktuje kościół jako ozdobnik, dowodząc, że niewiele w gruncie rzeczy wie o przemianach, jakie zachodzą w czeskim społeczeństwie. W ramach uambitnienia serwuje nam za to wątek płotu, który między zaprzyjaźnionymi domami usiłują postawić dziadkowie – przedstawiciele starszego pokolenia próbujący wprowadzić choćby materialny znak porządku i ładu, tego, że są jeszcze jakieś granice. Zamiast jednak oczekiwanego efektu pogłębienia społecznego kontekstu działań głównych bohaterów uzyskuje tylko coś podobnego do wątków znanych z normalizacyjnej literatury lat 70., gdzie podobne zabiegi były kwiatkiem do kożucha fabuły i miały uwznioślić oraz uambitnić mało atrakcyjne literacko rozwiązania konstrukcyjne.
„Świętej czwórcy„ niewiele pomaga obsada. W roli elektryków-gawędziarzy wcielili się Jiří Langmajer (z niewiadomych przyczyn obdarzony obscenicznym wąsem, przez co wygląda trochę – jak stwierdził jeden z czeskich krytyków – jakby grał w enerdowskim filmie porno) i Hynek Čermák (nie wychodzący poza „i chciałbym, i boję się„). Natomiast ich żony grają Marika Procházková (ta mająca wątpliwości) i Viktorie Čermáková (ta, która chce). Ciekawą postać na ekranie stworzył chyba wyłącznie Luděk Munzar jako ojciec jednego z elektryków – klarujący, że niewiele wie o trudnościach pożycia małżeńskiego ten, kto nie pracował w przemyśle włókienniczym z samymi kobietami („to były ataki!” – deklaruje). Interesujący mógłby być, jak to u Hřebejka, wątek konfliktu pokoleń, zwłaszcza, że młodzi aktorzy naprawdę nieźle się spisują, gdyby tylko scenarzysta dał im coś więcej do zagrania, niż kilka zgrabnych onelinerów i ograny dowcip ze skarpetkami.
Jak wspomniałam, miejsca nie wypełnione przez dialogi zajmują nakręcone niczym teledyski sceny z pobytu obu małżeństw na Karaibach. Towarzyszy im muzyka zespołu EggNoise, dodatkowo potęgująca wrażenie, że fabuła jest tak naprawdę pretekstem dla zilustrowania ścieżki dźwiękowej. Dochodzą do tego niezamierzenie groteskowe sceny, w których czeski elektryk naprawia lampę na karaibskiej wyspie, a w tle ze szczęścia tańczy tłum ciemnoskórych tubylców. Niespełnione marzenie o koloniach? Gdyby nie charakterystyczne dla Hřebejka sceny rodzinne przy stole, ciężko byłoby uwierzyć, że nie został on jakoś zmuszony do nakręcenia tego dzieła.
Nic zatem dziwnego, że dystrybutor przesunął datę polskiej premiery (pierwotnie film planowano wprowadzić do kin ósmego marca) – wprowadzenie na ekrany tak słabego filmu tuż po rozdaniu Czeskich Lwów za ubiegły rok zakrwałoby na ciężką ironię. Czemu w naszych kinach nie zobaczymy np. nagrodzonego aż dziewięcioma statuetkami „Ve stínu„ Davida Ondřička (znanego u nas przede wszystkim dzięki „Samotnym„ i „Jedna ręka nie klaszcze„)? Albo choćby innego filmu Hřebejka „Odpad, město smrt”, nominowanego do Lwa w kategorii reżyseria? Mamy za to, wprowadzony niemal rok po premierze (w Czechach „Święta czwórca” grała rolę wakacyjnej komedyjki) jeden z najsłabszych, o ile nie najsłabszy, film świetnego reżysera i dość kiepskiego scenarzysty. Czyżby wciąż wierzono, że nad Wisłą łyknie się każdą tzw. czeską komedię?
koniec
3 kwietnia 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (5)
— Sebastian Chosiński

Esensja ogląda: Luty 2015 (2)
— Sebastian Chosiński

Gdy milkną ślubne dzwony
— Sebastian Chosiński

Homo bohemicus
— Przemysław Ćwik

Tegoż autora

Teatr mój widzę ogromny
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Kujawski swing
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Wszystko będzie dobrze?
— Karolina Ćwiek-Rogalska

O Dannym Collinsie to piosenka
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Mafia w rytmie disco
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Czy chrzcić Marsjan?
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Dokąd oczy poniosą, a scenariusz pozwoli
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Tabula rasa
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Porażki i sukcesy 2014
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Jarosław Robak, Grzegorz Fortuna, Jacek Walewski, Konrad Wągrowski, Krystian Fred, Kamil Witek, Miłosz Cybowski, Adam Kordaś

Truskawki zamiast armat!
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.