Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

29 WFF: Dzień szósty
[Petri Luukkainen „Moje rzeczy”, Amir Todeh Roosta „Pies”, Daniel Castro Zimbrón „Tau” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Szósty dzień Warszawskiego Festiwalu Filmowego upłynął naszym wysłannikom pod znakiem emancypacji, eksperymentów, poznawania Teheranu oczami pasa, dramatu sparaliżowanej kobiety i onirycznej wyprawy. Zapraszamy do relacji.

Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

29 WFF: Dzień szósty
[Petri Luukkainen „Moje rzeczy”, Amir Todeh Roosta „Pies”, Daniel Castro Zimbrón „Tau” - recenzja]

Szósty dzień Warszawskiego Festiwalu Filmowego upłynął naszym wysłannikom pod znakiem emancypacji, eksperymentów, poznawania Teheranu oczami pasa, dramatu sparaliżowanej kobiety i onirycznej wyprawy. Zapraszamy do relacji.
Gloria (reż. Sebastian Lelio)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Uroczy rewers smutnych i ponurych filmów była „Gloria” Sebastiana Lelio energetyczna fabuła o osobistej emancypacji, pięknym wyrwaniu się z konwenansów. „Gloria” od razu podbija serca – bezczelnie i bez ostrzeżenia. To może trochę dziwić, patrząc na główną bohaterkę filmu – niezbyt atrakcyjną panią przed sześćdziesiątką, która pod wpływem doskwierającej jej samotności wyrusza na podbój parkietów w klubach samotnych serc. Nie wiadomo do końca, który z impulsów pokierował Glorią. Czy czuje, że przeżyła już całe życie, i desperacko próbuje przywrócić mu intensywność? Czy to raczej zew wyjątkowej wolności bierze ją nagle we władanie, podpowiadając, że teraz nadszedł czas na osobiste szczęście? Odpowiedź wydaje się mniej ważna niż dobra zabawa, którą z pewnością jest ten seans. Choć i on gorzkim wnioskiem jest podszyty.
Ekstrakt: 80%
Urszula Lipińska
Moje rzeczy (Tavarataivas, reż. Petri Luukkainen)

Petri Luukkainen
‹Moje rzeczy›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMoje rzeczy
Tytuł oryginalnyTavarataivas
ReżyseriaPetri Luukkainen
ZdjęciaJesse Jokinen, Pasi Ylirisku
Scenariusz
MuzykaTimo Lassy
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiFinlandia
Czas trwania80 min
Gatunekdokument, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Co zrobił Petri Luukkainen, kiedy rzuciła go dziewczyna? Ano odegrał się na wyposażeniu własnego mieszkania, zgarniając wsio do skrzynek i wywożąc do wynajętego magazynu. Po co? Otóż – wbrew radom rodziny i przyjaciół – postanowił wyrwać się z niewoli przedmiotów i sprawdzić, co rzeczywiście jest mu niezbędne do życia. Przy czym przyjął założenie, że każdego dnia przyniesie z magazynu z powrotem do domu tylko jedną rzecz. Tę najpotrzebniejszą. Tak oto wieczorem pierwszego dnia, w środku zimy, wybiegł na golasa z mieszkania i porwał z magazynku płaszcz. Drugiego dnia nie wychodził czekając na dzień trzeci, kiedy to zabrał od razu dwa przedmioty: za dzień bieżący i poprzedni. Wybór padł na buty i kołdrę. Po kilku następnych dniach (spodnie, koszula i materac) mógł w końcu znowu pójść do pracy. Reszty powrotów nie ma co wymieniać, bo wbrew pozorom i wbrew rozpalonym przez streszczenie filmu oczekiwaniom nie ma to dla autora większego znaczenia. To znaczy – początkowo Petri nawet mówi, co bierze, a w napisach końcowych podaje szczegółową listę 365 przedmiotów, jakie wróciły do niego w trakcie trwającego rok eksperymentu, ale z biegiem fabuły coraz mniej i mniej czasu jest poświęcane przedmiotom, zaś wnioski płynące z całego przedsięwzięcia są coraz mocniej marginalizowane. Mówiąc wprost – autor zaczyna oszukiwać.
Na przykład nie chodzi do magazynu przez kilkadziesiąt dni, żeby potem zabrać hurtem parę mebli i pudło ciuchów. Cyferki odliczające dni eksperymentu wirują w coraz szybszym tempie, bo autor – najwyraźniej znudzony już koncentrowaniem się na przedmiotach martwych – przerzucił się na rozmowy z przyjaciółmi, z rodziną, a bliżej finału – na randki z nową dziewczyną. Główny temat filmu spływa na plan dalszy i tylko z czystej przyzwoitości cyferki dolatują do ostatniej. Zresztą sam eksperyment też ma kilka zauważalnych luk i uogólnień. Na przykład Petri obnosi się ze swoją golizną i chwali pustką pomieszczeń, ale zgrabnie pomija milczeniem posiadanie na starcie kluczy do mieszkania i do magazynu. Z kolei jako wyposażenie mieszkania potraktowany został czemuś samochód i komplet zimowych opon. Na dodatek z puli przedmiotów zostały wyłączone pieniądze, zaś zakaz zakupów nie objął na przykład plastikowych toreb. Odnoszę też wrażenie, że ostatniego dnia eksperymentu było w mieszkaniu bohatera znacznie więcej niż 365 przedmiotów.
Wszystko to świadczy o tym, że Petri niezbyt solidnie podszedł do całej zabawy i gdy wypalił się w nim początkowy entuzjazm wynikający z odkrywania nowych zastosowań wąskiej puli przedmiotów, oklapł w sobie i poszukał tematów z lekka zastępczych, przez co wyszła mu raczej niezbyt zobowiązująca, dokumentalizowana komedyjka o tym, że można się obejść na co dzień bez sporej ilości rzeczy, niż ważki dokument o dominacji wielogłowej hydry (w sensie mrowia przedmiotów) nad naszym życiem. To prawda, film ogląda się miło, zwłaszcza że bohater często boryka się z przyziemnymi kłopotami, które od czasu do czasu dopadają każdego z nas – jak choćby zatkany odpływ pralki czy zepsuta lodówka, tyle że przecież nie o tym tak naprawdę „My Stuff” miał być…
Jarosław Loretz
Nadużycie słabości (Abus de faiblesse, reż. Catherine Breillat)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Na poły autobiograficzna opowieść o kobiecie uwięzionej na dwa sposoby. Z jednej strony Maud (Isabelle Huppert) staje się więźniem własnego, sparaliżowanego ciała, nad którym nagle traci pełną władzę. Z drugiej strony przywiązuje się do mężczyzny, który wyłudza od niej pieniądze, stopniowo grabiąc ją z całego majątku. Choć pozornie to jeden z mniej drastycznych filmów Breillat, czuć w nim związki z jej najbardziej szokującym dziełami. Układ sił pozostaje bowiem niezmiennie ten. Nie ma tradycyjnego podziału na ofiarę i oprawcę, jest wina rozłożona – może nie równomiernie – ale jednak między dwoje bohaterów. Tytuł śmie twierdzić inaczej, co innego jednak, gdy oglądamy Maud tak łatwo wpadającą w uwite na nią przez mężczyznę sidła, tak rzadko odwołuje się do rozsądku, tak bardzo nie potrafi szukać pomocy. To kolejna postać z kina Breillat egzystująca w potwornej samotności, rozbita przez życie i łaknąca uczucia – nawet takiego najbardziej zwyrodniałego, toksycznego i bolesnego.
Ekstrakt: 50%
Urszula Lipińska
Pies (PAAT, reż. Amir Toodehroosta)

Amir Todeh Roosta
‹Pies›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPies
Tytuł oryginalnyPaat
ReżyseriaAmir Todeh Roosta
ZdjęciaMohammad Rassooli
Scenariusz
ObsadaBehzad Ashkan, Fahime Dabbaghi, Babak Hamidifard, Negar Hasanzadeh, Maryam Movaghar, Jamshid Noori, Mandana Nosrati, Sonia Sanjari
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiIran
Czas trwania77 min
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Nie ulega wątpliwości – reżyser Amir Toodehroosta (w jednej osobie także scenarzysta i producent) nie daje nam o tym zapomnieć – że jest to film o psie. Psa widzimy od pierwszych ujęć aż po ostatnie i z psem przemierzamy zaułki Teheranu. Raz oglądamy poszczególne sceny psimi oczyma (a przynajmniej z tej perspektywy), innym razem zaś ujęcia ludzkich łydek zastępują całe postaci, co powoduje jednak zerwanie z logiką opowieści, której protagonistą jest czworonóg.
Po śmierci właściciela tytułowy pies wyrusza w nieznane, a przeżycie na irańskich ulicach nie jest sprawą łatwą – pies to zwierzę nieczyste i chociaż bywa, że trzymane w domu, to raczej ciężko o kogoś, kto bezdomnego zwierzaka przygarnie. Tytułowy pies, sam nieczysty, obraca się przez większą część czasu w towarzystwie innych „wyklętych": uzależnionych od narkotyków, mieszkających w slumsach, prostytutek i tak dalej. Wszystkie etiudy, z których składa się film, kończą się mniej lub bardziej tragicznie zarówno dla psa (który jest kolejno bity, oddawany lub ignorowany), jak i dla tych, których napotyka. Czy to pies przynosi im pecha, czy to po prostu konsekwencja złych wyborów, niekorzystnej pozycji społecznej, pechowego miejsca urodzenia? To chyba najciekawszy trop w tym obrazie. Niestety, „Psu” zabrakło tego „czegoś”, co sprawi, że będzie się śledziło drogę czworonoga z zainteresowaniem. Może winna jest temu dziwna maniera montażu, działająca trochę na zasadzie kurtyny w teatrze – po zakończeniu sceny lub pewnej części sceny ekran wyciemnia się na kilka sekund, co na dłuższą metę jest dość męczące. Szkoda również, że reżyser zdecydował się aż tak bardzo zuniwersalizować swoją opowieść, przez to nie znajdziemy w tym filmie zbyt wielu odwołań do irańskiego kontekstu – owszem, kobiety noszą chusty, mamy też tymczasowe małżeństwa, ale poza tym problemy, z którymi zmagają się bohaterowie, mogą się przytrafić ludziom w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Problem tytułowego psa jest przedstawiony nie dość wyraźnie, nie czuć, że jego problemy wynikają z takiego a nie innego postawienia tego zwierzęcia w kulturze muzułmańskiej, wypływają raczej z tego, że jego właściciel nie tylko izolował zwierzę od otoczenia, ale i sam był dość wyalienowanym osobnikiem.
Niewątpliwie jednak film odznacza się dużą malowniczością. Widać, że kadry są dobrze przemyślane, doskonale zrealizowane i świetnie oświetlone. Rozpadające się zaułki i rynsztoki miasta ujęte są niezwykle plastycznie, całość zatem – nie licząc nieustannego wyciemniania ekranu – ogląda się nie bez estetycznej przyjemności.
Karolina Ćwiek-Rogalska
Tau (Táu, reż. Daniel Castro Zimbrón)

Daniel Castro Zimbrón
‹Tau›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTau
Tytuł oryginalnyTáu
ReżyseriaDaniel Castro Zimbrón
Scenariusz
ObsadaBrontis Jodorowsky, Mariana Gonzales
MuzykaEmiliano Gonzales de Leon, Andres Duhau, Emiliano Motta
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiMeksyk
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Tau” dość zgrabnie uzupełnia nasz niedawny przegląd ekranizacji prozy Stanisława Lema, bowiem jest to film dość jawnie inspirowany powieścią „Solaris”, do czego zresztą reżyser ochoczo się przyznał na pogadance, która odbyła się po zakończonym seansie (1). Jego akcja rozgrywa się na położonej w środkowym Meksyku pustkowiu zwanym Wirikuta, świętym miejscu Indian Wixarrica, które wedle ich wierzeń zawiera całą historię Ziemi, wszystkie zdarzenia, jakie kiedykolwiek miały miejsce na naszym globie. Wyprawia się tam mężczyzna w sile wieku, który początkowo zajmuje się szkicowaniem kaktusów, ale wobec dziwnych zdarzeń, w poczet których wchodzą latające ogniste kule oraz tajemniczy Latynos, który nie mógł przestąpić otaczającego obozowisko bohatera kamiennego kręgu, drugiego wieczoru odbija mu palma i podładowany zabranym na wyprawę alkoholem niszczy cały swój ekwipunek, drze namiot i pali szkice. Następnego dnia zaczyna się maligna, bo z braku wody, którą własnoręcznie wylał podczas pijackich ekscesów, spragniony napił się soku wyciśniętego z pejotlu. Wkrótce zaś pojawia się przy nim ukochana, którą stracił dawno temu. Kobieta nic nie pamięta i ewidentnie boi się stracić go z oczu…
Film jest świetnie zrealizowany, aktorzy doskonale sobie radzą (w głównej roli występuje syn Alejandro Jodorowsky’ego, Brontis), zaś wiele scen robi spore wrażenie, jednak sama fabuła często skręca w takie rejony, że niezupełnie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi. Trudno się połapać, co z tego, co widzimy, jest rzeczywistością, a co rojeniem bohatera. Jednak nawet mimo tej niejasności, mimo szukania po omacku interpretacji obserwowanych zdarzeń, „Tau” (w języku Wixarrica oznacza to „Słońce”) swobodnie zasysa widza w swoje magiczne realia i pozwala stopniowo zatonąć w swego rodzaju surrealistycznym, hipnotycznym transie, który trwa, i trwa, i trwa…
Jarosław Loretz
koniec
17 października 2013
(1) - spotkanie było jednym z najzabawniejszych, jakie mi się trafiły na przestrzeni ostatnich lat na WFF. Widownia co i rusz wybuchała śmiechem, jednak nie z powodu tego, co mówił reżyser, czy co pletli niektórzy widzowie, ile z chaosu, jaki panował podczas prób przekładania hiszpańskiego na angielski i polski, a polskiego na angielski. Dziewczyna, która tłumaczyła wypowiedzi reżysera z hiszpańskiego na polski, miała tak cichy głos, że nie pomagał nawet mikrofon. Chłopak, który potem przekładał wszystko na angielski, a także tłumaczył pytania z sali, przekręcał fakty, gubił informacje i pomijał całe fragmenty dyskusji, a w końcu ze stresu zaczął tłumaczyć angielskie wypowiedzi na… angielski. W tym czasie zdezorientowany reżyser przerzucił się na łamany angielski, wzbogacając go z rzadka hiszpańskim słowem, co w ogóle dobiło biedaka tłumaczącego na polski, bo wtręty w obcym dla niego języku kompletnie rozbijały mu rozumienie tego, co słyszy. Nietrudno chyba sobie wyobrazić, jakie zdanie o organizatorach imprezy miała w tym momencie widownia…

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Co nam w kinie gra: „Kopciuszek”, „Gloria”
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska

29 WFF: Dzień dziewiąty
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Jarosław Loretz

Z tego cyklu

Dzień dziesiąty
— Jarosław Loretz

Dzień dziewiąty
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Jarosław Loretz

Dzień ósmy
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

Dzień siódmy
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Jarosław Loretz

Dzień piąty
— Jarosław Loretz

Dzień czwarty
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

Dzień trzeci
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

Dzień drugi
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

Dzień pierwszy
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska, Jarosław Loretz

Tegoż twórcy

12. T-Mobile Nowe Horyzonty: Dzień pierwszy
— Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.