Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leni Riefenstahl
‹Triumf woli›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTriumf woli
Tytuł oryginalnyTriumph des willens
ReżyseriaLeni Riefenstahl
ZdjęciaSepp Allgeier, Karl Attenberger, Werner Bohne, Walter Frentz, Willy Zielke
Scenariusz
MuzykaHerbert Windt
Rok produkcji1934
Kraj produkcjiNiemcy
Czas trwania114 min
Gatunekdokument
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Triumf stylu
[Leni Riefenstahl „Triumf woli” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Leni Riefenstahl - piękna, utalentowana kobieta, tancerka, aktorka, reżyserka, fotograf. Jedna z najbardziej podziwianych kobiet XX wieku. Ulubienica Hitlera. Propagandystka III Rzeszy. Jedna z najbardziej piętnowanych postaci XX wieku.

Michał Chaciński

Triumf stylu
[Leni Riefenstahl „Triumf woli” - recenzja]

Leni Riefenstahl - piękna, utalentowana kobieta, tancerka, aktorka, reżyserka, fotograf. Jedna z najbardziej podziwianych kobiet XX wieku. Ulubienica Hitlera. Propagandystka III Rzeszy. Jedna z najbardziej piętnowanych postaci XX wieku.

Leni Riefenstahl
‹Triumf woli›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTriumf woli
Tytuł oryginalnyTriumph des willens
ReżyseriaLeni Riefenstahl
ZdjęciaSepp Allgeier, Karl Attenberger, Werner Bohne, Walter Frentz, Willy Zielke
Scenariusz
MuzykaHerbert Windt
Rok produkcji1934
Kraj produkcjiNiemcy
Czas trwania114 min
Gatunekdokument
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Film Riefenstahl próbowałem obejrzeć od ponad 10 lat i zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Trudno było liczyć na seans telewizyjny w czasach PRL. Być może jeszcze trudniej liczyć na podobny seans w telewizji dziś. Nawet jedyny w ostatnich latach seans kinowy, jaki udało mi się wytropić, planowany w gdańskim DKF "Żak", odwołano. Wreszcie w październiku b.r. Uniwersytet Gdański zaprezentował "Triumf woli" w ramach seminarium "Film i filozofia", podczas sesji poświęconej nacjonalizmowi w kinie. Niniejszy tekst jest krótkim opisem moich wrażeń z seansu.
Przygoda Leni Riefenstahl z filmem rozpoczęła się przypadkiem. W Berlinie, gdzie 21-letnia Leni poszukiwała lekarza (niewiele wcześniej doznała kontuzji kolana i jej rozwijająca się kariera tancerki stanęła pod znakiem zapytania), prezentowano akurat film Arnolda Francka "Góra przeznaczenia". Riefenstahl była tak zachwycona zupełnie nowym światem gór, że nie tylko oglądała film wielokrotnie, ale pod jego wpływem postanowiła również poznać reżysera i być może osobiście wziąć udział w jego kolejnych produkcjach. Okazało się to wyjątkowo proste. Zaledwie kilka tygodni później spotkała reżysera w Berlinie i w ten sposób rozpoczęła się ich kilkuletnia współpraca.
Riefenstahl zagrała ostatecznie w całej serii "górskich" filmów Francka. Po kilku latach, przy jego wsparciu, postanowiła osobiście spróbować reżyserii i w 1932 roku nakręciła własny film na ten sam, górski temat - "Błękitne światło". Jedną z osób, którym film się spodobał, okazał się Adolf Hitler. Niedługo później Hitler złożył Riefenstahl propozycję udokumentowania następnego zjazdu partii nazistowskiej. Riefenstahl zareagowała na propozycję niechętnie, deklarując m.in. brak zainteresowania ideologią i samą partią nazistów. Hitler jednak nalegał i ostatecznie w 1933 roku reżyserka przyjęła propozycję. Dokument nakręcony podczas piątego zjazdu nazistów, zatytułowany "Zwycięstwo wiary", okazał się chaotyczny i słaby technicznie. Niezadowolony Hitler wymógł na Riefenstahl realizację kolejnego filmu, dokumentującego szósty zjazd partii nazistowskiej w Norymberdze. Tym razem Riefenstahl dysponowała pełną swobodą twórczą i nieograniczonym budżetem. Wykorzystując te możliwości, zatrudniła do produkcji filmu ponad sto osób, w tym szesnastu operatorów wraz z asystentami (podczas realizacji używano razem 36 kamer). Wynikiem ich pracy był dokument do dziś uważany za arcydzieło propagandy - "Triumf woli".
Film jest wyraźnie podzielony na kilka części. W każdej z nich zastosowano inny styl realizacji, co powoduje ciągłą zmianę oddziaływania poszczególnych fragmentów filmu na widza. Pierwszych 20-25 minut to przyjazd Hitlera do Norymbergi i przygotowania do rozpoczęcia kongresu. Właśnie ta część wywarła na mnie największe wrażenie. Jeśli oceniać "Triumf woli" przede wszystkim jako film propagandowy, ten fragment po prostu trafia w dziesiątkę. Riefenstahl pokazuje głównie reakcje tłumu - zachwyconych ludzi, śpiewające kobiety, zadowolone dzieci; wszyscy uśmiechnięci, radośni, pełni nadziei. Dopiero po pewnym czasie pojawia się wysiadający z samochodu Hitler ...z lekko zakłopotaną miną (choć wyraźnie widać też, że jest zadowolony). Na pierwszy rzut oka, w ciągu tych pierwszych kilku sekund, nie wydaje się przyzwyczajony do takiego traktowania. To "ludzkie", prawie intymne ujęcie Hitlera wywarło na mnie piorunujące wrażenie.
Interesujące, że wstępne sceny i w ogóle całość filmu oglądamy bez jakiegokolwiek komentarza spoza kadru. W takim miejscu, jak wstęp i zakończenie podobnego materiału brak komentarza wydał mi się z dzisiejszej perspektywy zabiegiem szczególnie zaskakującym, ale i dziwnie efektywnym - z jednej strony powiększa wrażenie obiektywności prezentowanych obrazów, z drugiej - pozostawia w widzu świadomość, że jednak to on sam interpretuje to, co widzi. Riefenstahl w prosty sposób wyeliminowała niebezpieczeństwo, że widz odniesie wrażenie manipulacji materiałem czy też w ogóle zda sobie sprawę z faktu, że ktoś narzuca mu zewnętrzny punkt widzenia. W przyszłości błąd ten popełniano choćby w ogromnej części propagandowych filmów PRL, które z dzisiejszej perspektywy wydają się szyte nadzwyczaj grubymi nićmi. W "Triumfie woli" obraz z muzyką mają mówić same za siebie i mówią - nikogo nie trzeba przekonywać, że pokazywane masy są szczęśliwe, a narrator nie musi głośno podkreślać tego, co widać gołym okiem. Wydaje mi się, że w kinie propagandowym taka powściągliwość jest rzadka, a okazało się (przynajmniej w moim przypadku), że doskonale się sprawdza. Jeśli jedynym sposobem oceny propagandy jest to, czy działa ona na odbiorcę, to tych pierwszych 20-25 minut "Triumfu woli" jest jednym z najlepszych kawałków filmowej propagandy, jakie widziałem w życiu. Jako widz co chwila przyłapywałem się na własnych reakcjach, co chwila musiałem sobie przypominać, kogo oglądam i co główni uczestnicy tego spektaklu zgotują światu raptem kilka lat później.
Z propagandowego punktu widzenia doskonałym zagraniem w tej części jest koncentracja na zwykłych ludziach - przede wszystkim na młodych Niemcach przygotowujących się do parady. Prezentowane ujęcia chwilami do złudzenia przypominają filmy z obozów harcerskich - młodzi chłopcy rywalizują ze sobą, razem jedzą, dyskutują, żartują itp. Narasta wrażenie sielanki, zadowolenia, ale jednocześnie oczekiwania na coś ważnego. Nie trzeba dodawać, że w tej części między wierszami udaje się też promować odpowiedni model rasowy, kult zdrowia i siły. Chwilę później następuje początek kongresu, na którym te same twarze oglądanych przed chwilą nastolatków, w zbliżeniach, z zadowoleniem wykrzykują i wyśpiewują kolejne sekwencje powitalnego rytuału.
W tych zbiorowych scenach trudno nie zwrócić uwagi na samą technikę realizacji - choćby na zwarty montaż i zdjęcia, w których pobrzmiewają m.in. echa technik z okresu kina niemego. Warto też podkreślić bardzo umiejętną prezentację tłumu. Kamera koncentruje się na masach, ale nie są to masy pozbawione twarzy. Ujęcia tłumów są co chwila przerywane zbliżeniami poszczególnych osób. W dalszych częściach filmu ten element zostanie usunięty, ale we wstępie pełni rolę pierwszorzędną - wprost odwołuje się u widza do jego potrzeby uczestnictwa i przynależności do grupy. Na mnie podziałało to bardzo mocno i jednocześnie na tyle subtelnie, że ze wszystkich "sznurków", za które pociągał reżyser, zaczynałem sobie zdawać sprawę dopiero po dłuższej chwili.
Druga cześć filmu to główna część kongresu - przede wszystkim przemówienia. Stylistycznie i realizacyjnie z tym fragmentem jest gorzej - całość jest kręcona statycznie, kamera ze średniego dystansu wychwytuje tylko mównicę, a jedynym stylizowanym elementem realizacji są plansze z nazwiskiem mówcy, pojawiające się i rozpływające na ekranie przed każdą wypowiedzią. Postacie zmieniają się bardzo szybko, niektórzy mówcy wypowiadają dosłownie dwa-trzy zdania. Na ten fragment patrzyłem jak na typowy materiał dokumentalny. Być może Riefenstahl uznała tutaj, że wypowiedzi mówią same za siebie i w niczym nie trzeba im pomagać. Być może nawet główny weryfikator materiału, Goebbels, uznał wówczas tak samo. Z dzisiejszej perspektywy jest oczywiście dokładnie odwrotnie - kolejnych wypowiedzi słucha się z narastającym przerażeniem, którego tym razem nie osłabia żadne ujęcie zasłuchanych twarzy, czy spojrzeń pełnych uwielbienia. Realizacyjnie w kolejnych fragmentach przemówień widać też oczywiście, że wszystko zmierza do centralnego punktu programu. Wreszcie Rudolf Hess, pełniący rolę mistrza ceremonii, po krótkim wstępie zapowiada Hitlera. Przemówienie jest takie, jak można się spodziewać, a raczej takie, jakim pamięta je większość widzów, ponieważ ten fragment filmu należy do najczęściej wykorzystywanych dokumentalnych zdjęć Hitlera.
Trzecia zauważalna cześć filmu to defilady i jest to fragment, w którym pojawiają się chyba najciekawsze stylistycznie, chwilami niezwykle piękne, nowatorskie ujęcia. Poszczególne defilady są kręcone z ogromnym wyczuciem - w jednym momencie wszystko na ekranie wydaje się ciężkie i monumentalne, w innym kamera płynnie, lekko wznosi się nad tłumem, pokazując tysiące ludzi (zaskakujący, nowoczesny efekt, uzyskany dzięki dźwigom specjalnie zbudowanym i zainstalowanym przy placu defiladowym dla potrzeb filmu), w jeszcze innym momencie zdjęcia są impresyjne (np. widać tylko falujący tłum setek flag w rękach maszerujących żołnierzy - bardzo wysmakowane ujęcie). Problem pojawia się po kilkunastu minutach tego spektaklu - oceniając z dzisiejszego punktu widzenia, moim zdaniem Riefenstahl popełnia tutaj błąd braku powściągliwości. Kolejne parady są wprawdzie kręcone ciekawie, ale niewiele się od siebie różnią. Wszystko trwa też potwornie długo. Szeregi maszerujących nigdy się nie kończą, a jeśli nawet widz odnosi wrażenie, że wreszcie się skończyły, okazuje się, że zza kolejnego rogu ulicy wychodzą kolejne setki żołnierzy. Bardzo prawdopodobne, że właśnie o takie wrażenie chodziło - jako widz obawiałem się, że żołnierze będą maszerować na ekranie tak długo, aż wszystko na widowni rozpadnie się w pył - ale jeśli takie było zamierzenie Riefenstahl, to akurat w tej części, w moich oczach, nadmiar materiału wyraźnie zaszkodził propagandowej funkcji filmu. Jako widz, po kwadransie ujęć maszerujących szeregów zacząłem się po prostu strasznie męczyć. Jeśli oceniać całość w kategoriach wyłącznie propagandowych, przez ten drobny brak powściągliwości film Riefenstahl do pewnego stopnia nadszarpnął we mnie jako widzu to, co umiejętnie budował wcześniej.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

„Ten film był dnem dna”, czyli historia ekranizacji prozy Stanisława Lema
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Great Scott!
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Dwóch samurajów
— Michał Chaciński

Quiz: Czy nadajesz się na producenta filmowego?
— Michał Chaciński

Kill Bill - czwórgłos
— Marta Bartnicka, Michał Chaciński, Anna Draniewicz, Konrad Wągrowski

Szara strefa moralności
— Michał Chaciński

Więcej czasu, mniej Apokalipsy
— Michał Chaciński

Dorastanie w drodze
— Michał Chaciński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.