Na ogół cel i intencje twórców w znacznym stopniu można odgadnąć i stwierdzić, że daną produkcję nakręcono dla beztroskiej rozrywki, dla niezobowiązującego spędzenia czasu, dla widza lubiącego intelektualne wyzwania, dla fanów wdzięków Angeliny Jolie czy dla nagród na światowych festiwalach. „Transfer” Gavina Hooda jest filmem ze świetną obsadą, solidną realizacją, tematem na czasie, ładnymi zdjęciami i nazwiskiem reżysera sugerującym niezłą jakość. Tylko, do diabła, nie bardzo wiadomo, po co powstał.
Kino moralnego spokoju
[Gavin Hood „Transfer” - recenzja]
Na ogół cel i intencje twórców w znacznym stopniu można odgadnąć i stwierdzić, że daną produkcję nakręcono dla beztroskiej rozrywki, dla niezobowiązującego spędzenia czasu, dla widza lubiącego intelektualne wyzwania, dla fanów wdzięków Angeliny Jolie czy dla nagród na światowych festiwalach. „Transfer” Gavina Hooda jest filmem ze świetną obsadą, solidną realizacją, tematem na czasie, ładnymi zdjęciami i nazwiskiem reżysera sugerującym niezłą jakość. Tylko, do diabła, nie bardzo wiadomo, po co powstał.
Gavin Hood
‹Transfer›
EKSTRAKT: | 30% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Transfer |
Tytuł oryginalny | Rendition |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 26 października 2007 |
Reżyseria | Gavin Hood |
Zdjęcia | Dion Beebe |
Scenariusz | Kelley Sane |
Obsada | Reese Witherspoon, Jake Gyllenhaal, Meryl Streep, Alan Arkin, Peter Sarsgaard, J.K. Simmons, Bob Gunton, Omar Metwally |
Muzyka | Paul Hepker, Mark Kilian |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | RPA, USA |
Czas trwania | 120 min |
WWW | Strona |
Gatunek | thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Gavin Hood chciałby być Alejandro Gonzalesem Inarittu i zrobić drugi „Babel”. Albo Stephenem Gaghanem i nakręcić drugą „Syrianę”. Puzzle podkradł zdolniejszym kolegom, od pierwszego podbierając temat terroryzmu, od drugiego – próbę przekrojowego i wielostronnego spojrzenia na zjawisko. A od obu jednocześnie pożyczył ideę pokazywania konsekwencji wielkiej polityki przez pryzmat prywatnych tragedii i dramatów jednostek. Wzorem poprzedników zatrudnił niezłych aktorów. Zamiast Cate Blanchett jest Reese Witherspoon, w miejsce George’a Clooneya wstawiono Jake’a Gyllenhaala. Nie ulega wątpliwości: Hood ma w ręku wszystkie potrzebne elementy i nawet wie jak tę układankę poustawiać. I w tym leży główne źródło jego niepowodzenia.
Reżyser nie jest, niestety, ani Inarritu, ani Gaghanem. Nie jest osobowością, nie posiada stylu, więc będzie tylko podpatrywał i mechanicznie przenosił do swojego filmu to, co zobaczy u innych. Dlatego „Transfer” pozostawi poczucie obejrzenia chłodnego i wykalkulowanego równania niż obrazu ludzi i ich emocji, popartego ciekawą stylistycznie konstrukcją. Nieudolność reżysera zdradza łatwość, z jaką film wpada w pułapki uproszczeń fabularnych, nieomijanie tanich chwytów emocjonalnych (na przykład pozostawiona sama sobie kobieta jest w zaawansowanej ciąży), słabe rozbudowanie charakterów i sytuacji postaci. Szczęśliwie Hood był na tyle skromny i świadomy swoich możliwości, że zrobił film złożony tylko z czterech głównych wątków (oskarżony o zamach Egipcjanin, jego żona, agent CIA i nastoletni terrorysta), a nie dziewięciu czy dwunastu. Inna sprawa, że gdyby ocenił własne zdolności uczciwie, nie podejmowałby się opowieści bardziej rozbudowanych niż jednowątkowe...
Optymistycznie zakładam, że „Transfer” powstał w ramach ćwiczenia reżysera w opowiadaniu wielopoziomowych historii. Tyle że w tej sytuacji trudno powiedzieć, po co ten film nakręcono. Produkcja Gavina Hooda nie jest thrillerem – napięciowe momenty nie mają prawa zaistnieć, skoro nie ma w tym filmie żadnych emocji, podniosłych chwil. Prowokujące kino polityczne? U twórcy bez właściwości, postępującego zachowawczo i niepodkreślającego niczego mocniejszym akcentem nie ma na to nadziei. Hood boi się dobitnych słów, odważnych kadrów i śmiałych tez, zamykając sobie drogę do stworzenia inteligentnego filmu opisującego współczesność. W jednakowo smętnym tonie opowiada o ludzkich dramatach, brudnych rozgrywkach w kuluarach polityki, walce o prawdę i opętaniu przez ideologię, więc nie wychodzi mu nawet dobry dramat. Co z tego, że film ma gwiazdy i jest ładnie sfotografowany, skoro powstał bez celu?
Każdy szanujący się aktor chce zagrać...
„Transfer” jednak dostarcza pewnych informacji o ukrytym talencie Gavina Hooda. Bo mieć na planie Reese Witherspoon, Meryl Streep, Jake’a Gyllenhaala, Alana Arkina oraz Petera Skasgaarda i tak spartolić film – do tego trzeba mieć wybitne umiejętności. Wbrew oczekiwaniom „Transfer” nie jest popisem wielkiego talentu grupy niezłych aktorów, a po seansie w pamięci nie pozostaje żadna mistrzowsko rozegrana scena, grymas twarzy, gest, spojrzenie. Dawno nie było takiego skupiska porządnych aktorskich nazwisk w jednym tytule i tak niewielkiego z tego pożytku. Cała obsada gra na wyjątkowo wyrównanym poziomie, ale bije od niej zaskakujący dystans. Role sprawiają wrażenie skrojonych poniżej ich możliwości, skonstruowanych niezgrabnie i niepozwalających aktorom rozwinąć skrzydeł. Żadnej z postaci nie daje się szansy na rozwój – oni po prostu na nic nie reagują i pozostają statyczni, martwi. Źli do końca pozostają złymi, dobrzy po finał będą szlachetni. Od początku bez problemu można wskazać, kto ma być tym bohaterem o dwóch obliczach, bo w „Transferze” postacie figurują na zasadzie symboli, co skazuje je na banalność. Z góry wiadomo, czyje postępowanie zasługuje na usprawiedliwienie, a kogo należy potępić.
...oligarchę w wyborczej reklamówce.
Głównym grzechem jest wytłoczenie jednowymiarowych postaci w fabułę, która w naturalny sposób stawia bohaterów przed wyborami i poddaje próbie ich charaktery. To opowieść o pewnym punkcie zwrotnym w życiu kilku ludzi, w obliczu którego życiowe zasady mogą ulec przewartościowaniu. Tu scenariusz „Transferu” niczym nie różni się od podobnych filmów, a wydaje się, jakby twórcy w ogóle nie zauważali moralnej strony postępowania centralnych osób historii. Wymyślili elegancki twist at the end i trzeba było do niego dopisać gładką, wyszlifowaną fabułkę, więc to zrobili. A dokładnie mówiąc ściągnęli – historia jest oparta na autentycznych wydarzeniach, zatem tworzenia w procesie pisania nie było za wiele.
Ponieważ Hood nie umiał sprawiedliwie podzielić dwóch godzin między czterech głównych bohaterów (i ledwie kilku drugoplanowych), mamy niepotrzebnie rozbudowane wątki zestawione z postaciami kompletnie zaniedbanymi, choć w założeniu wydającymi się dużo ciekawszymi. Skromnie zaprezentowano na przykład bohatera granego przez Jake’a Gyllenhaala, więc film nie broni go przed byciem kolejnym schematycznym idealistą, który nagle wrzucony w polityczny wir uznaje, że woli ocalić uczciwość niż robić karierę. Moralne rozterki Gyllenhaala zupełnie giną, a cała postać niknie w niepotrzebnie dodanych wątkach (romans z asystentką). Najlepiej z obsady wypadła Reese Witherspoon, bo jej jako jedynej udało się stworzyć osobę z krwi i kości. Ale chyba po filmie z Meryl Streep, Alanem Arkinem i Jakiem Gyllenhaalem spodziewamy się innych pozostałości w pamięci niż nieprzyjemny kac po dwugodzinnym patrzeniu na marnowanie olbrzymiego aktorskiego potencjału.