WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Miracleman |
Scenariusz | Peter Milligan, Alan Moore, Grant Morrison |
Data wydania | 10 października 2016 |
Rysunki | Alan Davis, Steve Dillon, Garry Leach, John Totleben, Rick Veitch |
Wydawca | Mucha Comics |
ISBN | 9788361319740 |
Cena | 119,00 |
Gatunek | superhero |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Niekoniecznie jasno pisane: Tako rzecze Alan MooreMarcin KnyszyńskiNiekoniecznie jasno pisane: Tako rzecze Alan MooreKim jest nadczłowiek Moore’a-Zaratustry? W „Strażnikach” mieliśmy do czynienia ze zwykłym człowiekiem, którzy próbował stać się bogiem. W „Miraclemanie” jest bóg, który stara się pozostać człowiekiem. Pamiętacie, co powiedział Fryderyk Nietzsche? „Bóg nie żyje!”. Wszystkie uniwersalne wartości i prawa moralne, którymi kierowali się ludzie przez stulecia, erodują. Stworzyliśmy sobie takiego boga, który nie wytrzymał konfrontacji z postępującymi potrzebami rozwijającej się ludzkości. Czy jednak nasz gatunek, pozbawiony niebiańskiego drogowskazu, skazany jest na zmagania z uczuciem bezcelowości i bezsensu istnienia? Czy zniszczy nas nihilizm? Nie, jeśli podejmiemy kroki zaradcze. Musimy stworzyć sobie nowego idola, przecież to nic trudnego, robimy to od mileniów. Tym razem jednak powinniśmy zacząć proces od samych siebie, powinniśmy dostrzec bóstwo patrząc w lustro. Zmieńmy wszystkie dotychczasowe skale wartości, bądźmy swoimi własnymi bogami. Stańmy się nadludźmi. Alan Moore widzi nietzscheański ideał na kartach komiksów. Superbohaterowie mogą być takimi nadludźmi właśnie, trzeba tylko uzasadnić i pokazać jakby mogło to wyglądać w rzeczywistym świecie. Bohaterowie-pajace z połowy dwudziestego wieku, muszą nabrać realnych cech, muszą iść tam, gdzie chciałby ich widzieć Nietzsche oraz tam, gdzie chce ich widzieć Moore. Nieprzypadkowo pierwsza część „Miraclemana” kończy się cytatem z „Tako rzecze Zaratustra”: „Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem”. Tylko czy nie jest czasem tak, że pomysł Moore’a jest ostatecznie swoim zaprzeczeniem idei Nietzschego, a my zwyczajnie nie dostrzegamy wielkiego cudzysłowu, w który ubiera ją autor „Miraclemana”? Bóg nigdy nie będzie człowiekiem, człowiek nigdy nie będzie bogiem. Widać to od razu, gdy tylko uświadamiamy sobie, że Mickey Moran i Miracleman to dwie zupełnie (i dosłownie) różne istoty. Zauważa to też jego żona, która w pewnym momencie mówi mu, że ich stosunki seksualne przywodzą jej na myśl zoofilię. Ona jest tylko prymitywnym zwierzęciem w porównaniu do coraz bardziej obcego i zdehumanizowanego bytu jakim jest jej mąż. On sam zaczyna przypominać coraz bardziej Doktora Manhattana ze „Strażników” a coraz mniej człowieka. Jego największą słabością jest to, że stopniowo zapomina o swoim człowieczeństwie. Jego największy wróg, również nadczłowiek, to czyste zło. Sprowadza piekło na Ziemię dla samej idei zła i tylko dlatego, że może. Jest on najbardziej przerażającą, niszczycielską, bezwzględną i nieludzką istotą z jaką zetknąłem się na kartach komiksów. No cóż, nadczłowiek. Nic dziwnego zatem, że wszyscy latający trykociarze u Moore’a nazywani są przez resztę ludzkości „potworami”. Ludzie sami sobie stworzyli bogów, którzy z początku postrzegani byli jako zbawienna siła i nadzieja na lepsze jutro a ostatecznie jako zagrożenie i przekleństwo. Dziecinni herosi Złotej Ery stają się bogami-tyranami i nieludzkimi monstrami. Dociera do nich prawda, którą w ostatniej części „Miraclemana” głośno wypowiada główny bohater. Pomimo laicyzacji, globalizacji, wzrostu ilości informacji i coraz lepszej wiedzy o otaczającym ich świecie, ludzie i tak potrzebują boga. Mitu. Baśni. Czegoś co pokaże im jak żyć, nada sens codzienności i będzie drogowskazem. Miracleman marzy o świecie Złotej Ery. Takim beztroskim, bezpiecznym i doglądanym przez istoty w kolorowych ciuchach. Ludzie są uśmiechnięci, ich marzenia spełnione, ich szczęście niczym nie ograniczone. Trzeba wdrożyć te zasady siłą, trzeba uwolnić wszystkich od moralnych dylematów. I nie martwmy się o to czy po drodze, komuś coś nie będzie się podobało. Wiemy lepiej, jesteśmy bogami a reszta zwierzyną. W „Miraclemanie” mamy jedną z najbardziej wstrząsających scen w historii. Nie powiem, która to – na pewno jej nie przeoczycie. Podsumowanie tego obrazka jest następujące: „Postawiono Olimp jednak pozostawiono pola śmierci. W całej historii ludzkości nigdy nie istniało żadne niebo, nigdy nie postawiono żadnej siedziby bogów, której korzenie nie tkwiłyby w polach ludzkich kości”. Idea Nietzschego upada z wielkim hukiem, nadczłowiek to już nie człowiek. Jej ewentualne spełnienie to całkowite wyrugowanie człowieczeństwa, rezygnacja z tego czym jesteśmy. Tak naprawdę to nasz upadek a nie wyniesienie. Szesnasty, ostatni numer „Miraclemana” kończy się w ostatecznym rozrachunku w bardzo smutny sposób. Niby rozumiemy motywy boga, niby jest jasne to co mówi. Ale nie wyobrażamy sobie takiej sytuacji w prawdziwym świecie – jak dobrze, że to tylko komiks. Niezwykle krwawy, mroczny i brutalny ale i dojrzały, skomplikowany i niejednoznaczny. Prekursor „Strażników” i całej Mrocznej Ery Komiksu. Neil Gaiman po trzech latach zaczął opowiadać dalszy ciąg historii „Miraclemana”. Jego „Złotej Erze” przyjrzymy się za jakiś czas. Marcin Knyszyński: Rocznik 1979. Nałogowy czytelnik i kinoman. Zwolennik szczegółowego i wnikliwego podejścia do popkultury. W wolnej chwili czyta, pisze o tym co czyta, ogląda filmy pasjami i prowadzi bloga „Niekoniecznie jasno pisane”. Recenzuje dla Szortalu i CarpeNoctem.pl oraz pisze artykuły dla kwartalnika „OkoLica Strachu”. |
Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Twoje zdrowie, John!
— Andrzej Goryl
Moore na wesoło
— Marcin Knyszyński
Niech się stanie rzeź
— Andrzej Goryl
Siedemdziesiąt lat minęło
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Okultysta z sąsiedztwa
— Andrzej Goryl
Inwazja prosto z piekła
— Marcin Knyszyński
Nadchodzą mroczne czasy
— Marcin Knyszyński
Powrót z martwych
— Marcin Knyszyński
„John Smith”. Aha.
— Marcin Knyszyński
Po bandzie
— Marcin Knyszyński
Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński
Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński
Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński
Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński
Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński
Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński
Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński
Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński
Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński