Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Craig Thompson
‹Dziennik podróżny›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziennik podróżny
Scenariusz
Data wydaniakwiecień 2010
RysunkiCraig Thompson
Wydawca Timof i cisi wspólnicy
ISBN978-83-61081-43-2
Cena50,00
Gatunekobyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Niełatwe jest życie autora komiksów
[Craig Thompson „Dziennik podróżny” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Piekielnie ciężkie jest życie poczytnego autora komiksów. Nie dość, że wybrawszy sobie ambitny temat nowego dzieła, musi podróżować w różne niebezpieczne miejsca, aby zebrać odpowiedni materiał, to na dodatek, gdy już album odniesie sukces, wydawca zmusza go do udziału w niekończących się spotkaniach z wielbicielami, podczas których przez wiele godzin podpisuje prace. Nie wierzycie? Przeczytajcie „Dziennik podróżny” Craiga Thompsona.

Sebastian Chosiński

Niełatwe jest życie autora komiksów
[Craig Thompson „Dziennik podróżny” - recenzja]

Piekielnie ciężkie jest życie poczytnego autora komiksów. Nie dość, że wybrawszy sobie ambitny temat nowego dzieła, musi podróżować w różne niebezpieczne miejsca, aby zebrać odpowiedni materiał, to na dodatek, gdy już album odniesie sukces, wydawca zmusza go do udziału w niekończących się spotkaniach z wielbicielami, podczas których przez wiele godzin podpisuje prace. Nie wierzycie? Przeczytajcie „Dziennik podróżny” Craiga Thompsona.

Craig Thompson
‹Dziennik podróżny›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziennik podróżny
Scenariusz
Data wydaniakwiecień 2010
RysunkiCraig Thompson
Wydawca Timof i cisi wspólnicy
ISBN978-83-61081-43-2
Cena50,00
Gatunekobyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Amerykanin Craig Thompson to jeden z najbardziej cenionych w świecie współczesnych autorów powieści graficznych. Znany także bardzo dobrze polskim wielbicielom komiksów. Przede wszystkim zaś tym, których nie dopadł kryzys ekonomiczny i którzy bez większych obaw o stabilność budżetu domowego mogą lekką ręką wydać stówę (a nawet więcej) na album twórcy zza Wielkiej Wody. Bo z takim właśnie wydatkiem muszą liczyć się ci, którzy podejmą decyzję o zakupie „Blankets. Pod śnieżną kołderką” (2003) bądź „Habibi” (2011). Na szczęście Thompson ma również na koncie prace o znacznie mniejszym rozmachu i tym samym przyjaźniejsze dla kieszeni czytelnika, jak na przykład „Żegnaj, Chunky Rice” (1999) czy „Dziennik podróżny” (2004). Ostatni z wymienionych komiksów powstał niejako na marginesie głównej działalności artysty, który – za namową swego wydawcy – zdecydował się przedstawić w nim dwa i pół miesiąca swego życia – od 5 marca do 14 maja 2004 roku – kiedy to odbył podróż do Europy (w ramach promocji „Blankets”) oraz Afryki Północnej, a konkretnie Maroka, gdzie zbierał materiały do znajdującej się dopiero w planach opowieści, która ostatecznie otrzymała tytuł „Habibi”. W Polsce „Dziennik…” ukazał się sześć lat po premierze światowej, a zainteresowanie nim spowodowało, że krótko potem oficyna Timof i Cisi Wspólnicy zdecydowała się opublikować kolejne tego typu dzieło – „Śladami Joyce’a” Alfonsa Zapico.
Licząca sobie prawie sześćset stron autobiograficzna powieść graficzna „Blankets” odniosła wielki sukces zarówno za Oceanem, jak i w Europie (zgarniając przy okazji wiele prestiżowych wyróżnień, z Nagrodą Eisnera na czele). W pewnym stopniu było to skutkiem tego, że europejski wydawca Thompsona – belgijski Casterman – wiosną 2004 roku zaprosił artystę na Stary Kontynent. Zwizytował on wówczas niemal wszystkie kraje leżące na zachód od Łaby, znajdując także czas na ponad trzytygodniowy wyskok za Morze Śródziemne. Ale po kolei, bo przecież mówimy o „Dzienniku podróżnym”, w którym chronologia wydarzeń jest rzeczą świętą. Twórca „Habibi” zdał w nim bardzo dokładną relację ze swoich przygód – niekiedy zabawnych, znacznie częściej smutnych i bolesnych – choć jednocześnie zaznaczył, aby niekoniecznie wszystko, co się w tym „raporcie” znalazło, było postrzegane jako prawdziwe przez wielkie „P”. Co jest zresztą bardzo istotne w kontekście relacji damsko-męskich. Warto bowiem dodać, że wyprawa Thompsona do Europy i Afryki zbiegła się w czasie z jego rozstaniem – po dwóch latach wspólnego życia – z ukochaną. To wątek obecny w komiksie niemal przez cały czas, ale też trudno się temu dziwić – wszak facet porzucony przez kobietę lubi się wyżalać przed innymi, szukając może nawet nie tyle pocieszenia, co zrozumienia, dlaczego tak się stało. Thompson przyznaje się do tego otwarcie, starając się przy tym zachować jako taką pogodę ducha, w czym wydatnie pomaga mu wrodzona, jak można domniemywać, ironia.
Jak na profesjonalny dziennik literacki przystało, każde opisane (i narysowane) przez autora zdarzenie opatrzone jest datą. Dzięki temu dzień po dniu możemy towarzyszyć Thompsonowi zarówno w jego radościach z poznawania nowych miejsc i ludzi, jak i w zmaganiach z przeciwnościami losu i własnymi słabościami. A przez dwa spędzone na dwóch kontynentach miesiące nie brakowało Amerykaninowi ani jednego, ani drugiego. Najbardziej interesujące – zwłaszcza w kontekście wydanego kilka lat później „Habibi” – są sekwencje marokańskie, w których wraz z twórcą „Blankets” przemierzamy na wielbłądach piaski Sahary, aby dotrzeć do wsi Merzouga, spacerujemy ulicami Marrakeszu i Fezu, podziwiamy wybrzeże Atlantyku, odpoczywając w portowym mieście As-Sawira (w komiksie pojawia się ono pod swoją francuską nazwą Essaouira). Każdy, kto był w którymkolwiek z arabskich państw afrykańskich, natychmiast rozpozna te klimaty. Z jednej strony natarczywi sprzedawcy, żebracy, wszechobecny brud i smród, z drugiej – wspaniałe zabytki (jak chociażby ruiny szesnastowiecznego pałacu El-Badi czy pochodzący z końca XIX wieku pałac El-Bahia w Marrakeszu), rozbudzające wyobraźnię mury obronne, za którymi kryły się najstarsze dzielnice miast. Thompson, choć w zasadzie nie różnił się od tysięcy innych turystów z „cywilizowanego świata” (w każdym razie dopadały go te same przypadłości żołądkowe i niejeden raz dał się nabrać cwaniaczkom starającym się wyłudzić pieniądze), musiał mimo wszystko wzbudzać zdziwienie miejscowych – choćby dlatego, że zamiast fotografować, rysował. Ulice, targi, łaźnie, cmentarze…
O dziwo, nie mniej interesująca okazuje się także druga część podróży – ta po Europie, znaczona dniami spędzonymi w Paryżu, Lyonie, Tuluzie, Genewie. Najwięcej miejsca Thompson poświęca jednak swoim peregrynacjom po Barcelonie, którą zwiedza, idąc głównie szlakiem Antoniego Gaudiego (vide Sagrada Família, Park Güell, Casa Batlló). W stolicy Katalonii przeżywa również krótki, ale namiętny romans ze Szwedką Hillevi, choć biorąc pod uwagę deklarowane wcześniej wielokrotnie przywiązanie do swojej eksnarzeczonej, można się zastanowić, czy to przypadkiem nie jest jedno z tych wydarzeń, które może być prawdziwe jedynie przez małe „p”. „Dziennik podróżny” wiele mówi także o samym autorze, który jawi się tutaj jako młodszy o dwa pokolenia odpowiednik aktorskich wcieleń Woody’ego Allena – trochę pechowy, zakompleksiały i neurotyczny inteligent-artysta, użalający się nad sobą (problemy z bolącą ręką) i wiecznie poszukujący tego, co jest nieosiągalne. Ale kto nas zapewni, że to nie poza, kreacja na potrzeby dzieła, które – jak sugeruje sam autor – tyleż jest prawdziwe, co fikcyjne. Od strony plastycznej „Dziennik podróżny” to prawdziwy majstersztyk. Nawet jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że wiele zawartych w nim rysunków to zaledwie szkice, nierzadko tworzone – tym razem dosłownie – na kolanie. Zachwycają zwłaszcza grafiki z części marokańskiej, bardzo realistyczne, wykonane z wielką dbałością o szczegóły (detale architektury, strojów czy też portrety ludzi). Bez trudu można w nich dostrzec zalążki tego, co parę lat później pojawiło się na kartach „Habibi”.
koniec
29 grudnia 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Zagubiony w samym sobie
Andrzej Goryl

25 IV 2024

„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zawieja w Michigan
— Paweł Ciołkiewicz

Na co dybie w wielorybie…
— Paweł Ciołkiewicz

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.