Tytuł komiksu Lucie Lomovej – „Dzicy” – jest wielce znaczący. Bo tylko na pozór odnosi się do Indian Ameryki Południowej, a zwłaszcza jednego z nich, którego czeski podróżnik Alberto Vojtěch Frič przywozi do Czech z jednej ze swoich podróży. Znacznie bardziej dzicy okazują się bowiem Europejczycy, którzy nie potrafią zaakceptować odmienności kulturowej Czerwiusza. Komiks oparty został na faktach, a jego akcja rozgrywa się w latach 1908-1909.
Historia w obrazkach: Dziki wśród jeszcze dzikszych
[Lucie Lomová „Dzicy” - recenzja]
Tytuł komiksu Lucie Lomovej – „Dzicy” – jest wielce znaczący. Bo tylko na pozór odnosi się do Indian Ameryki Południowej, a zwłaszcza jednego z nich, którego czeski podróżnik Alberto Vojtěch Frič przywozi do Czech z jednej ze swoich podróży. Znacznie bardziej dzicy okazują się bowiem Europejczycy, którzy nie potrafią zaakceptować odmienności kulturowej Czerwiusza. Komiks oparty został na faktach, a jego akcja rozgrywa się w latach 1908-1909.
Alberto Vojtěch Frič urodził się w 1882 roku w należącej wtedy do monarchii austro-węgierskiej Pradze. Od najmłodszych lat interesował się botaniką; jeszcze w gimnazjum zebrał potężną kolekcję kaktusów, stając się w tej dziedzinie uznanym specjalistą w skali międzynarodowej. Niestety, z uwagi na przygotowania do egzaminu dojrzałości nie dopilnował swoich zbiorów i pewnej zimowej nocy wszystkie sukulenty zmarzły. To wydarzenie miało wpływ na całe późniejsze życie młodego Friča. Po maturze, zamiast rozpocząć studia, na co liczyli najbliżsi, postanowił zebrać nową kolekcję roślin i w tym celu, mając zaledwie dziewiętnaście lat, wybrał się w swoją pierwszą podróż – za Atlantyk, do Brazylii. Potem – do 1929 roku – wyruszał w świat jeszcze siedmiokrotnie, prawie za każdym razem do Ameryki Południowej; „prawie”, albowiem podczas jednej z wypraw wybrał kierunek na część północną kontynentu amerykańskiego. Z każdej eskapady wracał nie tylko z nowymi kaktusami, ale przywoził również bogate zbiory etnograficzne – przedmioty codziennego użytku, wyroby kultury miejscowych Indian, wykonane przez siebie fotografie – które następnie sprzedawał muzeom europejskim. Aż pewnego roku przywiózł… Indianina – Czerwiusza Pjosáda Mendozę, przedstawiciela żyjącego nad rzeką Paragwaj (w kraju o tej samej nazwie) plemienia Czamakoków. Właśnie o tym epizodzie z życia czeskiego podróżnika i naukowca-amatora opowiadają „Dzicy”.
Autorka komiksu, Lucie Lomová, przyszła na świat w Pradze w 1964 roku. W latach 1984-1989 studiowała dramaturgię teatralną na Wydziale Teatralnym (DAMU) stołecznej Akademii Sztuk Scenicznych. Po zdobyciu dyplomu krótko – do aksamitnej rewolucji, która jesienią 1989 roku doprowadziła do upadku ustroju komunistycznego w Czechosłowacji i wyniosła na urząd prezydenta zjednoczonego jeszcze państwa Václava Havla – pracowała nawet w prowincjonalnym teatrze w Šumperku na Morawach. Trzy miesiące po transformacji ustrojowej porzuciła teatr i przeniosła się z powrotem do Pragi, została krytykiem kulturalnym, postanowiła też skupić się na tworzeniu komiksów, co robiła już wcześniej, choć raczej okazjonalnie. Popularność przyniósł jej cykl humorystycznych historyjek obrazkowych o dwóch myszkach – ona miała na imię Anča, on Pepík – których współautorką była siostra Lucie, Ivana. Pierwszy album ukazał się w 1989 roku; kolejne trzy – zbierające wcześniejsze opowieści – w latach 2004-2006. Z biegiem czasu Lomová odchodziła jednak od komiksów dla dzieci, co ostatecznie zostało przypieczętowane sukcesem pierwszego dzieła dla dorosłych – znanego także w Polsce dzięki edycji Zin Zin Press – „Anna chce skoczyć” (2006). Co prawda dwa lata później wzięła jeszcze udział w projekcie „Złote czeskie baśnie”, ale przecież nigdzie nie jest powiedziane, że jedynymi odbiorcami klasycznym baśni są dzieci. W 2009 roku powstała natomiast – do scenariusza Barbory Šebovej i Adama Pospíšila – poświęcona Romom powieść graficzna „Drom”, po dwóch kolejnych natomiast – „Dzicy”.
Latem 1908 roku Alberto Vojtěch Frič odbywa swoją kolejną (trzecią) podróż do Ameryki Południowej. Zna już kontynent, potrafi bez większych kłopotów porozumieć się z tubylcami, niezależnie od tego, z jakiego plemienia pochodzą. Gdy dociera do wioski Indian Chamacoco, odwiedza go Czerwiusz Pjosád Mendoza, który oznajmia, że jest ostatnim z rodu wodzów; na nieznaną miejscowym chorobę umarli już jego rodzice i bracia, prosi Europejczyka o pomoc, chce, by Czech zabrał go do miasta w dole rzeki – ma na myśli Asunción – gdzie na pewno wyleczyliby go „wielcy czarownicy”. Frič spełnia prośbę Indianina, ale los psuje im szyki; lekarz w stolicy Paragwaju nie znajduje antidotum, z kolei w Buenos Aires, dokąd docierają w dalszej części podróży, nie zastają profesora Gonzalesa. Alberto znajduje się w sytuacji podbramkowej, musi wracać do Europy i za bardzo nie wie, co zrobić z Czerwiuszem. Ostatecznie podejmuje decyzję, którą można uznać wręcz za szaloną – zabiera go ze sobą do Pragi. Pojawienie się tak egzotycznego gościa wywołuje, nie tylko zresztą w stolicy Czech, wielkie poruszenie. Indianinowi trudno jest przyzwyczaić się do nowych warunków życia; choć w miarę szybko uczy się języka, znacznie trudniej jest mu przyswoić sobie obowiązujące w monarchii Habsburgów zasady. Jest przecież obcym, przez wielu ludzi z towarzystwa nazywanym wprost „dzikim”; są i tacy, którzy widzą w nim brakujące ogniwo w teorii Karola Darwina.
Opowieść o europejskich perypetiach Czerwiusza ma zabarwienie słodko-gorzkie, w równym stopniu wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika, co skłania go do zadumy i refleksji. I chociaż autorka stara się nie epatować okrucieństwem (a przecież mogłaby, wszak ofiarami kolonizacji Ameryki Południowej i Północnej padli przede wszystkim jej rdzenni mieszkańcy), to jednak wkłada w usta Friča oskarżycielskie słowa pod adresem osadników z Europy (w tym konkretnym przypadku Niemców), którzy, aby zdobyć kolejne terytoria, nie wahają się mordować Indian, nie oszczędzając ani kobiet, ani dzieci. Warto zaznaczyć, że słowa te padły jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, która – w porównaniu ze wszystkimi wcześniejszymi konfliktami zbrojnymi na świecie – przyniosła hekatombę ofiar. I jednocześnie należy dodać, że równie bestialskie zbrodnie popełniali w tamtej epoce i Brytyjczycy (w Afryce Południowej, na Tasmanii), i Belgowie (w Kongo), i ci sami Niemcy (w Namibii). Zdecydowanie XIX wiek – nawet w porównaniu z tym, który nadszedł po nim – nie należał do spokojnych. Na kartach (a raczej planszach) „Dzikich” widać to jednak tylko między wierszami (a może trafniej byłoby napisać: „między dymkami”?). Nie należy jednak wysuwać z tego powodu pod adresem autorki pretensji. Jej celem było bowiem stworzenie komiksu o przyjaźni dwóch mężczyzn wywodzących się z dwóch skrajnie odmiennych światów. O zderzeniu się różnych kultur, cywilizacji. O obcości.
Pojawienie się Czerwiusza w Pradze wywołuje przeróżne reakcje. Jego prostolinijność, uczciwość, otwartość wielu bierze za przejaw głupoty, bo tak jest przecież najprościej. Nie bez powodu Indianin, poza Fričem (choć z nim też nie zawsze), najlepiej dogaduje się z poznaną przypadkowo na ulicy kilkuletnią Vendulką. Dziecko ma bowiem otwarty umysł, pozbawione jest uprzedzeń, w Czerwiuszu widzi nie dzikusa, nawet nie dziwadło o odmiennym kolorze skóry, ale człowieka – bardzo wrażliwego, uczynnego, życzliwego, pozbawionego hipokryzji. Problem w tym, że ktoś taki w zetknięciu ze światem realnym skazany jest na porażkę. Zdaje sobie z tego sprawę również Frič, dlatego robi, co tylko możliwe, aby zebrać pieniądze na kolejną podróż, która umożliwi Indianinowi powrót do ojczyzny. Tego wątku Lomová również nie pomija – z artystycznego punktu widzenia jak najbardziej słusznie. Idealnie bowiem spaja on całą opowieść, choć jednocześnie nadaje jej niezwykle smutny charakter. Skłania też do kolejnej refleksji i zadania pytania, które bezpośrednio w komiksie nie pada. Podczas jednego z wykładów czeski podróżnik mówi na temat rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej: „Wyrwaliśmy te dzieci natury z ich tradycyjnego sposobu życia”. Czy wypowiadając te słowa miał świadomość, że to samo uczynił Czerwiuszowi? Podróż do Europy na zawsze odmieniła także i jego. Po powrocie do swego plemienia nie był już tak naprawdę Indianinem; Europejczykiem też się w ciągu tego roku, który minął od czasu, kiedy opuścił Paragwaj, nie stał.
Lomová oparła „Dzikich” na wspomnieniach Friča, które ten publikował w poczytnym czeskim czasopiśmie „Barwny Tydzień”. Był to 1943 rok, nie istniało państwo czechosłowackie, kilka lat wcześniej Adolf Hitler zajął bowiem Pragę i powołał do życia Protektorat Czech i Moraw. Były globtroter teraz zajmował się przede wszystkim pisaniem, doglądaniem swoich roślin i zwierząt; starał się nie wychodzić na ulice Pragi, co traktował jako niemy sprzeciw wobec okupacji nazistowskiej. Zmarł rok później; zadrasnął się zardzewiałym gwoździem podczas sprzątania klatki króliczej i przyplątał się tężec. „Zmartwychwstał” – wraz z Czerwiuszem – kilkadziesiąt lat później, gdy w dwutygodniku „ABC” ukazała się najpierw historyjka obrazkowa „Lovci zelených pokladů” (1988-1989), a następnie „Pán Jaguárů” (1995-1997). Pomiędzy nimi światło dzienne ujrzała opracowana przez żonę wnuka podróżnika, Yvonnę, książka wspomnieniowa Friča „Červíček aneb Indiánský lovec objevuje Evropu” (1993). Lomová nie była więc wcale pierwsza, co jednak oczywiście w żaden sposób nie ujmuje jej chwały jako autorce „Dzikich”. Gwoli ścisłości, pierwszy był Jaroslav Hašek, który równe sto lat temu opublikował satyryczne opowiadanie „Indianin i praska policja”.
Historia Czerwiusza przywodzi na myśl inną egzotyczną postać, rozsławioną najpierw przez rosyjskiego podróżnika, badacza i pisarza Władimira Arsienjewa, a następnie japońskiego reżysera Akirę Kurosawę –
Dersu Uzałę. Kto zresztą wie, może niebawem i Indianin z plemienia Czamakoków doczeka się swego portretu filmowego. Scenariusz – niemal gotowy (vide „Dzicy”) – już jest. Lomová świetnie poradziła sobie bowiem zarówno z warstwą graficzną, jak i fabularną opowieści. Odnośnie tej pierwszej, skupiła się na bardzo klasycznej kresce. Co prawda, nie aż tak realistycznej jak w przypadku
Philippe’a Delaby’ego, Griffo, Renauda czy Grzegorza Rosińskiego, ale mimo wszystko niepozostawiającej wątpliwości, jaki charakter sztuki komiksowej interesuje ją najbardziej.