Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Po prostu Heavy Metal: wiosna 2001
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Każdy kolejny numer „Heavy Metal” to spore wyzwanie. Finansowo niekoniecznie, myślę, że prawie 130 stron komiksu, niekiedy naprawdę wyjątkowego, warte jest 34 złotych, choć co prawda porównanie z ceną „Świat Komiksu” przy jego obecnych 52 stronach nie wypada zachęcająco.

Artur Długosz

Po prostu Heavy Metal: wiosna 2001
[ - recenzja]

Każdy kolejny numer „Heavy Metal” to spore wyzwanie. Finansowo niekoniecznie, myślę, że prawie 130 stron komiksu, niekiedy naprawdę wyjątkowego, warte jest 34 złotych, choć co prawda porównanie z ceną „Świat Komiksu” przy jego obecnych 52 stronach nie wypada zachęcająco.
A trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że HM jest zasadniczo miesięcznikiem, a nie jak ŚK dwumiesięcznikiem, co jeszcze bardziej może zniechęcić ewentualnego nabywcę. Z drugiej strony nie może być mowy o jakimkolwiek porównywaniu komiksów zamieszczanych w tych tytułach. Wyzwanie, w przypadku HM, polega na zmierzeniu się z prezentowanymi pracami, nieczęsto naprawdę ambitnymi komiksowymi adaptacjami najprzeróżniejszych ludzkich myśli i działań.
Specjalny wiosenny numer właśnie do takich numerów należy. Nie sugeruje tego bynajmniej okładka – kolejna ponętna praktycznie naga kobieta – ani widniejący napis „Taboo special”. Trzeba przewrócić okładkę, potem jeszcze spis treści również ozdobiony co bardziej dorosłymi rysunkami…
Carpe Diem
Carpe Diem
Pierwsza praca to „Carpe Diem” autorstwa Saverio Tenuta, kolorowa, krótka, czterostronicowa historia, będąca tak naprawdę epitafium autora dla człowieka o imieniu Walter. Ponura, bardzo gotycka w swej kresce i kolorystyce, powiedziałbym nawet, że oniryczna, i, choć same kadry tego nie przekazują bezpośrednio, to narracja wzbogaca je właśnie o ten element. I to jest właśnie piękno tego komiksu. Doskonałe sprzężenie obrazu i słowa, kadrów i dymków, czyniące zeń przykład, że oba te elementy są w komiksie nieodłączne. Zaskakuje zakończenie; jakieś niespokojne przeczucie kiełkuje w czytelniku już wcześniej, w trakcie lektury (co przy znikomej objętości komiksu jest już sztuką samą w sobie), ale dopiero ostatni kadr je definiuje. Bardzo dobry, wyjątkowy komiks w wyjątkowym zastosowaniu.
„In the Name of Devil” Maroto to czarno-biała, nieco dłuższa opowieść (10 stron) o ludzkiej ciekawości i zwątpieniu. W roli głównej starzec, mag, w domyśle człek doświadczony, jego pracownia sama świadczy za niego – wszędzie sterty ksiąg, manuskryptów. Ale jest to człowiek również nieszczęśliwy, oto życie przeciekło mu przez palce, a on najwyraźniej nie znalazł odpowiedzi na nurtujące go pytania.
In the Name of Devil
In the Name of Devil
Gorycz wypełnia każde jego słowo, i nagle, ku jemu własnemu zdumieniu udaje mu się wezwać Szatana, co więcej, jego wiedza, poniekąd nieświadoma, pozwala mu z Szatana uczynić swego niewolnika, zmuszonego do wykonywania żądań maga. Zdawać by się mogło, że od tego punktu historia jest żałośnie przewidywalna i tak też jest, ale kryje się pod płaszczem tej banalnej kontynuacji coś, co czyni z komiksu rzecz wartą przeczytania. Lecz tego zdradzić tutaj już nie mogę.
Snail Circus: Water
Snail Circus: Water
Trzeci komiks numeru „Snail Circus: Water” Hansa urzekł mnie swoim bajkowym warsztatem przy bynajmniej nie zabawnej fabule. To pierwsze wrażenie, już przy pierwszym kadrze – tradycyjnym pojedynku na pistolety. Jeszcze nikt nie pociągnął za cyngle, ale broń już wycelowana, aż chce się dowiedzieć, jakież to wydarzenia doprowadziły bohaterów do tej sytuacji. I autor retrospekcją odsłania przed nami przeszłość. Czytając ten krótki w sumie komiks (8 kolorowych stron), odniosłem wrażenie jakiegoś chaosu panującej tam opisywanej/rysowanej rzeczywistości, chaosu, który odciska na swych mieszkańcach swój bolesny odcisk, czyniąc z nich ludzi (?) dziwnych, nieracjonalnych, przewrażliwionych, a jednocześnie banalanych. Dziwny komiks, dziwnie opowiedziana historia, pozostawiająca jakiś niepokój, chęć rozgryzienia jej sedna.
The Spitzner Museum's Wax Woman
The Spitzner Museum's Wax Woman
Kolejna praca to również ośmiostronicowy komiks „The Spitzner Museum’s Wax Woman”, którego autorem jest Andreas – osobnik ten zresztą jest narratorem opowieści. Czerń i biel kadrów dobrze oddaje charakter fabuły, bardzo mrocznej, nieco lovecraftowskiej w swoim nastroju. Komiks fabularnie nieskomplikowany, ale ciekawie przedstawiony: większe partie narracji, całe akapity, nasuwające wrażenie lektury prozy, umieszczone zostały w kadrach niczym, poza treścią, nie różniących się od kadrów z rysunkami, egzystujących obok. Mamy tu do czynienia z wyraźnym wydzieleniem tekstu i obrazu w komiksie, nie ma kadrów, na których oba te środki pojawiałaby się razem, a wkomponowanie tekstu w tradycyjne, zarezerwowane dla rysunku kadry, daje doskonały efekt. Jeszcze raz podkreślający ich komplementarność. I z tego punktu widzenia jest to praca ciekawa.
Dalej mamy trzystronicowy short „The Garden of Hesperides” autorstwa Michela L. Petersa. Rzecz nie warta dłuższej uwagi, taki rodzaj komiksowej zapchajdziury…
Genesik
Genesik
I docieramy tak oto do twardej science fiction w komiksowym wydaniu. Przyznaję, że ciekawe to doświadczenie mimo, że naukowość fabuły pozostawia wiele do życzenia, to jednak naukowe spekulacje są tu kanwą historii. Autorem komiksu „Genesik” jest Matt Beeguer, on go narysował i przygotował scenariusz, ale sam pomysł pochodzi od kogoś innego, niejakiego Fredi’ego Bucha. Rzecz zaczyna się intrygująco: Fracht kolonizacyjny numer 3888890, Cel misji: Zapewnienie przetrwania gatunku ludzkiego po wyparowaniu planety Ziemia… Dalej mamy nieco napięcia i genetyki, i, mimo że zakończenie może w pierwszej chwili rozśmieszyć, jawiąc się jako banalne i mało odkrywcze, to wydaje mi się jednak, że kryje się w nim bardzo ciekawe spostrzeżenie.
Land of No Evil
Land of No Evil
Powieścią graficzną tego numeru HM jest „Land of No Evil” pary Lepage i Sibran. Muszę przyznać, że komiks początkowo mnie nie wciągnął mimo indiańskiej tematyki, do czego mam słabość jeszcze z dzieciństwa. Nawet postać młodej, uroczej i blondwłosej Francuzki, głównej bohaterki opowieści, nie przykuł mojej uwagi wystarczająco od pierwszych kadrów. Przedzierałem się historię raczej z poczucia obowiązku rzetelnego poznania… Oto do wioski Indian południowoamerykańskich przyjeżdża wspomniana bohaterka, tubylcy ignorują ją i dziewczyna w końcu zaczyna wątpić w to, czy w ogóle się tu znajduje, kiedy nagle do wioski przybywa The Karai, bardzo ważny człowiek, jak wszyscy go określają. Wraz z jego przybyciem komiks nabiera barw i pokazuje swoje dobre strony. Bardzo dobre strony, jak się okazuje. The Karai jest zapalnikiem całej opowieści, za jego przywództwem rusza cała wioska, wraz z nią bohaterka, i tak oto wędrujemy za grupą Indian przez zagubione w czasie bezkresy Ameryki Południowej kiedy to cały cywilizowany świat toczy rak II Wojny Światowej. Naprawdę piękna to opowieść, bardzo ludzka, bardzo podstawowa, a jednocześnie subtelna i ulotna, jak poezja. Kończyłem komiks późno w nocy, ale miałem ochotę przeczytać go jeszcze raz.
Podsumowując, wiosenny numer HM należy uznać za bardzo dobry.
koniec
1 maja 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Drugi etap zemsty
Maciej Jasiński

10 V 2024

Po wielu dekadach królowania na ekranach, westerny straciły mocno na popularności. Jednak ostatnio można zaobserwować powrót do tego gatunku nie tylko w Hollywood, ale też w komiksach europejskich. W Polsce komiksowych westernów nie powstaje obecnie zbyt dużo, a tak naprawdę jedyną serią jest „Wounded”, której autorem jest Mikołaj Spionek.

więcej »

Piłka i miecz
Paweł Ciołkiewicz

9 V 2024

Trzeci tom opowieści o bezwzględnym zabójcy i jego małym synku otwiera wstrząsająca scena. Widzimy mianowicie moment, w którym zdecydowała się przyszłość Daigorō. Ogami Ittō dał mu wybór pomiędzy śmiercią a towarzyszeniem mu w jego misji. Czy jednak trzyletnie dziecko mogło dokonać tego wyboru świadomie? No cóż w świetle tego, co wiemy o tym niezwykłym dzieciaku, to jest to bardzo prawdopodobne.

więcej »

Bestia nie taka znowu straszna
Dagmara Trembicka-Brzozowska

8 V 2024

„Wrzaskun” w teorii jest niepoprawnym, pełnym humoru komiksem dla dzieci - jakkolwiek raczej tych starszych - ale sprawdziłby się naprawdę nieźle także jako album dla dorosłych.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.