Druga wyprawa – w ramach serii „All Star Western” – do dziewiętnastowiecznego Gotham City przynosi kolejną porcję atrakcji, które na pewno przypadną do gustu wielbicielom uniwersum Batmana. Głównie dlatego, że dzięki „Wojnie Lordów i Sów” możemy poznać przeszłość osławionego – w jak najbardziej negatywnym znaczeniu tego słowa – Trybunału Sów, który tak bardzo dał się po latach we znaki Mrocznemu Rycerzowi.
Nie świeć, Panie, nad ich duszami!
[„All Star Western #2: Wojna Lordów i Sów” - recenzja]
Druga wyprawa – w ramach serii „All Star Western” – do dziewiętnastowiecznego Gotham City przynosi kolejną porcję atrakcji, które na pewno przypadną do gustu wielbicielom uniwersum Batmana. Głównie dlatego, że dzięki „Wojnie Lordów i Sów” możemy poznać przeszłość osławionego – w jak najbardziej negatywnym znaczeniu tego słowa – Trybunału Sów, który tak bardzo dał się po latach we znaki Mrocznemu Rycerzowi.
‹All Star Western #2: Wojna Lordów i Sów›
Przypomnijmy: Mimo że akcja serii „
All Star Western” rozgrywa się w Gotham City, głównym jej bohaterem nie jest wcale Batman, ale legendarny łowca nagród Jonah Hex. I nic w tym dziwnego, wszak fabuła tego cyklu umieszczona została w latach 80. XIX wieku, a więc na długo przed narodzinami Bruce’a Wayne’a. Inna sprawa, że przodkowie Człowieka-Nietoperza już wtedy odgrywali w mieście istotną rolę, stąd pojawiający się na kartach komiksu praszczur Batmana, Alan Wayne – bogacz i społecznik, pragnący uszczęśliwić mieszkańców Gotham budową, oczywiście za własne pieniądze, parku i ogrodu botanicznego. Choć w pewnym momencie wyrasta on na jedną z najważniejszych postaci dzieła stworzonego przez parę amerykańskich scenarzystów, Jimmy’ego Palmottiego i Justina Graya, jest w rzeczywistości tylko pikantnym dodatkiem do głównego nurtu opowieści.
W „
Spluwach w Gotham” byliśmy świadkami polowania na sadystycznego zabójcę prostytutek; o jego złapanie poproszony został złowrogi Jonah Hex, człowiek wzbudzający przerażenie już samym wyglądem (o manierach nie ma nawet co wspominać). Do pomocy przydzielono mu statecznego i zdecydowanie już nie najmłodszego lekarza psychiatrę Amadeusza Arkhama, który – jak nikt inny ze specjalistów w tej dziedzinie w Gotham – potrafi odtworzyć sposób myślenia szaleńca. Przy okazji prowadzonego dochodzenia ten niezwykły duet wpadł na jeszcze jeden trop – bandę porywaczy dzieci, które następnie zmuszane były do nadludzkiej fizycznej pracy w kanałach miejskich pod Gotham. Niestety, Thurston Moody w ostatniej chwili wymknął się łowcom i uciekł do Nowego Orleanu. Oni jednak podążyli za nim. I w tym właśnie momencie rozpoczyna się akcja drugiego tomu serii.
„Wojna Lordów i Sów” zbiera materiał opublikowany pierwotnie (pomiędzy majem a październikiem 2012 roku) w sześciu kolejnych – od siódmego do dwunastego – zeszytach cyklu. Zgodnie z logiką wcześniejszych wydarzeń, chcąc dopaść Moody’ego, Hex i Arkham ruszają za nim na południe Stanów Zjednoczonych. Dla doktora to podróż do nowego świata, Jonah natomiast odwiedza stare kąty, a przy okazji dawno niewidzianych przyjaciół – Hannibala Hawkesa i Katherine Manser, którzy – ku ogromnemu zdziwieniu Amadeusza – okazują się zamaskowanymi mścicielami znanymi jako Nighthawk i Cinnamon. Arkham nie posiada się ze zdziwienia, przekonany, że w Gotham takie przebieranki nigdy nie będą mieć miejsca. Przyjaciele Hexa proszą go o pomoc w odkryciu tajemnicy ostatnich zamachów terrorystycznych, do jakich dochodzi w Nowym Orleanie, a za którymi stoi wzbudzająca powszechny strach organizacja anarchistyczna (choć poglądy polityczne i społeczne lokują ją raczej w okolicach Ku Klux Klanu) „Czcigodna Siódemka”.
Tropiąc zwyrodniałych rasistów, Hex nie zapomina jednak także o głównym celu swej wyprawy na południe. Gdy już udaje mu się wytropić Moody’ego, staje się – wraz z Arkhamem – świadkiem interwencji przedziwnej istoty: kobiety przebranej w futurystyczny strój przypominający ptaka – sowę. To Szpon (a może raczej: Szponica), zawodowy zabójca na usługach
Trybunał Sów, o którego istnieniu nikt w Gotham, oprócz samych jego członków syndykatu, nie miał dotąd pojęcia. Po powrocie na północ kraju zostaje więc postawione przed Jonahem nowe zadanie. Tym trudniejsze, że Trybunał to jedna z dwóch zbrodniczych szajek aspirujących do przejęcia pełnej kontroli nad miastem – drugą są, kierowani przez pięcioro Lordów, Wyznawcy Biblii Zbrodni. Prawda, że brzmi przerażająco? Kto czytał inne albumy z cyklu „
Nowe DC Comics”, ten już wie, która z band wyjdzie z tej rywalizacji zwycięsko. Na szczęście w niczym nie umniejsza to przyjemności z lektury „Wojny…”.
Fabuła komiksu, choć oczywiście nie brakuje w niej skrótów i schematycznych rozwiązań, broni się przede wszystkim rozmachem i zwrotami akcji. Na plus trzeba też zaliczyć pełnokrwistych bohaterów, których galeria zostaje poszerzona między innymi o kochankę Jonaha, śmiertelnie groźną dla swoich wrogów pannę Tallulah Black, oraz wspomnianych już wcześniej Nighthawka i Cinnamon. Słabiej natomiast wypadają na tle scenariusza rysunki Justina Normana (ukrywającego się pod pseudonimem Moritat). Choć – na upartego – można ich bronić argumentem, że autor świadomie nawiązuje do staromodnego stylu, w jakim tworzone były pierwsze komiksy spod znaku „All Star Western”, powstające jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku. Główny problem polega jednak na tym, że ich prostota i wynikająca z niej umowność zbyt często burzą – przypisany tej serii niejako z definicji – nastrój grozy. Swoją drogą ciekawe, czy był to zabieg w pełni zamierzony.
Na deser do „Wojny Lordów i Sów” dorzucono trzy bonusowe nowelki, pod którymi również jako scenarzyści podpisali się Palmiotti i Gray. „Nighthawk i Cinnamon”, w której wyjaśnione są okoliczności, w jakich Hannibal wchodzi w posiadanie magicznego wisiorka Majów, opowiada jednocześnie o młodości Hawkesa i Manser. I trzeba przyznać, że jest to nie tylko opowieść bardzo zajmująca, lecz również doskonale narysowana przez Amerykanina Patricka Scherbergera (superbohaterskie mini serie „Genext” i „Doktor Doom”). „Bat Lash w nieświętym małżeństwie” to zabawna opowieść o niepoprawnym hazardziście i uwodzicielu Bartholomew Aloysiusie Lashu, który cudem wyplątuje się z narzucanych mu siłą więzów ślubnych. Natomiast „Doktor Terrence Thirteen” to – oparta na pomyśle zaczerpniętym z „Psa Baskerville’ów” – kryminalna historia o niezwykłym rabusiu terroryzującym okolice Gotham. Nowelki te zilustrowali graficy hiszpańscy: pierwszą José Luís Garcia-López („Tarzan”, „Superman”, „Wonder Woman”), a drugą – Scott Kolins („She-Hulk”, „Flash”, „Excalibur”). Obaj, podobnie jak Scherberger, posłużyli się klasyczną realistyczną kreską, na którą nałożono nadzwyczaj wyraziste kolory (odpowiadają za to Mike Atiyeh i Patricia Mulvihill), dzięki czemu osiągnięto niezwykły efekt wizualny. Od tych rysunków naprawdę trudno oderwać wzrok!