To trochę zaskakujące, że za komiksową adaptację słynnej powieści George’a Orwella zabrał się artysta rodem z… Brazylii. Jakby nie było, „Folwark zwierzęcy” zrodził się przecież z doświadczeń stricte europejskich, chociaż wymowa literackiego pierwowzoru jest jak najbardziej uniwersalna.
Równe, równiejsze… zarżnięte
[Bernardi Odyr, George Orwell „Folwark zwierzęcy. Powieść graficzna” - recenzja]
To trochę zaskakujące, że za komiksową adaptację słynnej powieści George’a Orwella zabrał się artysta rodem z… Brazylii. Jakby nie było, „Folwark zwierzęcy” zrodził się przecież z doświadczeń stricte europejskich, chociaż wymowa literackiego pierwowzoru jest jak najbardziej uniwersalna.
Bernardi Odyr, George Orwell
‹Folwark zwierzęcy. Powieść graficzna›
Mówiąc w największym skrócie: George Orwell (a właściwie Eric Blair) wybrał się do Hiszpanii, aby walczyć przeciwko generałowi Franco, będąc zagorzałym marksistą i anarchistą; wrócił stamtąd natomiast po kilkunastu miesiącach jako zagorzały antykomunista i antystalinowiec. Czemu następnie dał wyraz w swoich dwóch ostatnich powieściach: „Folwarku zwierzęcym” (1945) oraz „Roku 1984” (1949). Chociaż obie dotykają tego samego tematu – systemu totalitarnego w wydaniu sowieckim – znacząco różnią się formą i stylistyką. Ta druga to ujęta w kostium fantastycznonaukowy dystopia, pierwsza zaś – pesymistyczna filozoficzna bajka uszyta na wzór wolterowski. W krajach demokracji ludowej obie, czemu nie sposób się dziwić, były zakazane.
W czasach gdy twórcy komiksowi nadzwyczaj chętnie sięgają po adaptacje wielkiej literatury, czymś najzupełniej naturalnym wydaje się fakt, że znalazł się rysownik i scenarzysta zainteresowany przeniesieniem na język grafiki książek Orwella. Że w pierwszej kolejności sięgnął on po „Folwark zwierzęcy” – jest tym bardziej oczywiste i zrozumiałe. Ale że autor ten pochodzić będzie z dalekiej Brazylii – przyznacie, nieco zaskakuje. Można by tego oczekiwać przede wszystkim po Brytyjczyku (czy szerzej: Anglosasie), po Francuzie, po Włochu, ba! nawet Hiszpanie – taką opcję dałoby się łatwo wytłumaczyć. Ale Brazylijczyk, którego przodkowie nigdy nie zaznali „wspaniałości” komunizmu? Dla którego Józef Stalin to postać z odległej przeszłości? Świadczy to głównie o tym, jak wielką siłę rażenia wciąż posiada „Folwark zwierzęcy” i jak uniwersalnym jest dziełem. A w mniej optymistycznym założeniu – jak aktualne są podejmowane przez Orwella problemy.
Owszem, Brazylia nie doświadczyła okrucieństw totalitaryzmów sowieckiego bądź nazistowskiego, ale w swojej dwudziestowiecznej historii bywała rządzona przez dyktatorów, którym bliskie były idee faszystowskie, jak chociażby prezydent Getúlio Dornelles Vargas (sprawujący władzę w latach 1930-1945 i 1951-1954) czy – po puczu wojskowym przeprowadzonym w 1964 roku – marszałek Humberto Branco i jego następcy (dzierżący ster rządów do połowy lat 80. XX wieku). Urodzony w 1967 roku w położonym na południu kraju Pelotas rysownik i scenarzysta Bernardi Odyr jako nastolatek doświadczył więc dyktatury, choć należy uczciwie przyznać, że był to już jej okres schyłkowy, charakteryzujący się stopniową liberalizacją życia politycznego w kraju. Dzięki temu potrafił jednak bezbłędnie odczytać ukryte w dziele Orwella aluzje, a w konsekwencji – w perfekcyjny sposób przedstawić je w formie rysunkowej.
Od początku swojej komiksowej kariery Odyr skupia się na tworzeniu ambitnych powieści graficznych. Uznanie przyniosły mu „Copacabana” (2009) ze scenariuszem Césara Lobo oraz „Guadelupe” (2012), której fabuła wyszła spod ręki brazylijskiej poetki i tłumaczki Angéliki Freitas. Premiera „Folwarku zwierzęcego” miała miejsce dwa lata temu. Zwrócić należy jednak uwagę na to, że w brazylijskim oryginale tytuł jest nieco inny – „A Revolução dos Bichos”, co można przetłumaczyć jako „Rewolucja zwierzęca”. Dlaczego Odyr zdecydował się uwypuklić ten akurat aspekt powieści? Być może wyjaśnienia należy szukać właśnie we wstrząsanej zamachami stanu przeszłości jego ojczyzny… A może w ten sposób chciał też przestrzec swoich rodaków przed ewentualnością kolejnego puczu, jakże realnego w państwie, które od lat boryka się z poważnymi kryzysami politycznym i ekonomicznym…
Od współczesności przejdźmy jednak do przeszłości, bo przecież „Folwark zwierzęcy”, jakkolwiek aktualnie dałoby się go również dzisiaj odczytać, nawiązuje mimo wszystko do wydarzeń sprzed wielu dekad. Z wyjątkiem zakończenia, Odyr dokonał bardzo wiernej adaptacji powieści, nie pomijając żadnego z istotnych motywów czy bohaterów. Zaczyna się więc od jak najbardziej usprawiedliwionego buntu przeciwko panu Jonesowi, właścicielowi podupadającego folwarku, przejawiającemu podsycaną alkoholem skłonność do przemocy. Za sprawą starego knura Majora źle traktowane zwierzęta zaczynają organizować opór, a jego młodzi następcy – ideowy Snowball i cyniczny Napoleon – doprowadzają do otwartego buntu przeciwko człowiekowi. Ostatecznie przeganiają go i wprowadzają własne porządki, które zostają ujęte w ramach nowej ideologii – „animalizmu”. Jedno z jego przykazań – ostatnie, ale, zadawałoby się, najważniejsze – mówi, że „wszystkie zwierzęta są równe”.
Ten niecodzienny zamach stanu wywołuje szok i rosnącą wściekłość wśród właścicieli okolicznych farm, którzy boją się, że „animalizm” może okazać się zaraźliwy. W efekcie z czasem folwark staje się oblężoną twierdzą, a przynajmniej takie wrażenie chcą wywrzeć na pozostałych zwierzętach najmądrzejsze spośród nich świnie. Tym sposobem mogą bowiem usprawiedliwiać coraz częstsze naginanie praw i ograniczanie swobód, jak również przyznawanie sobie większych prerogatyw. Niemal niepostrzeżenie demokracja przeistacza się w totalną dyktaturę, a rewolucja zaczyna zjadać własne dzieci. Orwell ujął tę ponurą wizję w formę bajkowej alegorii, ale z tego powodu nie straciła ona nic a nic na ostrości. Podobnie jest z komiksem Odyra. A można pokusić się nawet o stwierdzenie, że w wersji graficznej to, co najbardziej przerażające, stało się jeszcze wyrazistsze. I dojmujące.
„Folwark zwierzęcy” to pierwsza wielobarwna powieść graficzna Brazylijczyka. Trzeba przyznać, że wprowadzenie tej innowacji było nadzwyczaj trafną decyzją. Kolorystyka w istotny sposób podkreśla bowiem pesymistyczny nastrój opowieści i idealnie dopełnia malarskość kadrów, nierzadko nawiązujących stylistycznie do dzieł francuskich impresjonistów. Zaskakujące jest również to, jak perfekcyjnie udało się Odyrowi oddać mimikę zwierząt. Patrząc na nie, z miejsca jesteśmy w stanie odczytać charakter czy intencje danego bohatera; widzimy malujące się na jego twarzy (sic!) bądź w oczach strach i przebiegłość, zwątpienie i odwagę, radość i zdegustowanie. Wpisuje się to w ostatnie, jakże – pod każdym względem – symboliczne, zdanie, jakie pada w komiksie: „Zwierzęta stojące na zewnątrz patrzyły od świni do człowieka i od człowieka do świni, ale nie potrafiły już powiedzieć, kto jest kim”. Historia zatoczyła koło – dobrymi chęciami po raz kolejny wybrukowano Piekło.
Warto dodać, że Orwell jako antykomunista pozostał ideowym lewicowcem
"Folwark zwierzęcy" nie opisuje totalitaryzmu jako takiego, tylko właśnie komunizm. Np. pierwowzorem Snowballa jest Lew Trocki, który szukał schronienia w Meksyku, gdzie posłaniec Stalina rozwalił mu głowę czekanem. Fakt, z Brazylii do Meksyku kawał drogi, ale tak czy siak mówimy o rejonie świata gdzie czci się Che Guevarę, gdzie ZSRR instalował ogniska rewolucji i gdzie wciąż działają komunistyczne partyzantki.
AFAIK w Brazylii rewolucyjna guerilla nie odegrała tak dużej roli jak w hiszpańskojęzycznej Ameryce, ale w sąsiednich krajach mieliśmy regularną rewolucję. W Peru komunistyczny Świetlisty Szlak czy FARC w Kolumbii namieszały bardzo, bardzo mocno. Nie wspominając tego co teraz dzieje się w Wenezueli.
Doświadczenie "Folwarku zwierzęcego" nie jest zatem doświadczeniem stricte europejskim.