Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Dougie Braithwaite, Steve Dillon, Garth Ennis
‹Marvel Knights. Punisher #1›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMarvel Knights. Punisher #1
Scenariusz
Data wydania29 września 2021
RysunkiDougie Braithwaite, Steve Dillon
PrzekładMarek Starosta
Wydawca Egmont
CyklMarvel Knights. Punisher, Punisher
ISBN9788328152052
Format456s. 170x260mm
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

„MAX” ale na wesoło
[Dougie Braithwaite, Steve Dillon, Garth Ennis „Marvel Knights. Punisher #1” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Przy okazji pierwszego tomu „Punisher MAX” od Egmontu wspomniałem o pewnej inicjatywie Marvela z roku 1998. „Marvel Knights”, forpoczta imprintu „MAX”, nowa linia wydawnicza, której głównym zadaniem był dryf ku o wiele bardziej poważnym i wymagającym fabułom, przedstawiła wybranych bohaterów Marvela w nieco innym, dojrzalszym wydaniu. Między innymi Punishera – oto przybywają Garth Ennis i Steve Dillon, niesieni falą sukcesu „Kaznodziei”. Zadanie: odbudować popularność Franka Castle’a.

Marcin Knyszyński

„MAX” ale na wesoło
[Dougie Braithwaite, Steve Dillon, Garth Ennis „Marvel Knights. Punisher #1” - recenzja]

Przy okazji pierwszego tomu „Punisher MAX” od Egmontu wspomniałem o pewnej inicjatywie Marvela z roku 1998. „Marvel Knights”, forpoczta imprintu „MAX”, nowa linia wydawnicza, której głównym zadaniem był dryf ku o wiele bardziej poważnym i wymagającym fabułom, przedstawiła wybranych bohaterów Marvela w nieco innym, dojrzalszym wydaniu. Między innymi Punishera – oto przybywają Garth Ennis i Steve Dillon, niesieni falą sukcesu „Kaznodziei”. Zadanie: odbudować popularność Franka Castle’a.

Dougie Braithwaite, Steve Dillon, Garth Ennis
‹Marvel Knights. Punisher #1›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMarvel Knights. Punisher #1
Scenariusz
Data wydania29 września 2021
RysunkiDougie Braithwaite, Steve Dillon
PrzekładMarek Starosta
Wydawca Egmont
CyklMarvel Knights. Punisher, Punisher
ISBN9788328152052
Format456s. 170x260mm
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
W ramach przedsięwzięcia „Marvel Knights” powstały aż trzy serie z Pogromcą. Na samym początku działalności imprintu wydano króciutką (tak właściwie to już czwartą, jeśli chodzi o postać „Punishera”), czteroodcinkową serię autorstwa Toma Sniegoskiego, ilustrowaną przez samego Berniego Wrightsona – „The Punisher. Purgatory”. Ale niestety nie zawojowała ona rynku i została anulowana. Dopiero po piętnastu miesiącach, w kwietniu 2000 roku, wyszedł pierwszy odcinek serii piątej, zatytułowany „Welcome back, Frank”. I to właśnie od niego rozpoczyna się pierwszy zbiorczy tom „Marvel Knights. The Punisher” wydany we wrześniu nakładem Egmontu. Znajdziemy tu wszystkie dwanaście odcinków wzmiankowanej serii piątej, pierwsze pięć serii szóstej i pojedynczy one-shot o dość zabawnym tytule (ale o tym za chwilę). Materiału w serii szóstej jest dużo – starczy jeszcze na dwa grube, kilkunastoodcinkowe tomy. Zaraz po nich, w marcu 2004 roku, rozpoczęła się inicjatywa „MAX” – ale to już znamy.
Co zatem znajdziemy w pierwszym tomie „Punishera” z „Marvel Knights”? Co porabia Frank Castle? Jednym z założeń nowego imprintu było swobodne podejście to tak zwanej „ciągłości fabularnej Marvela”, a więc o wiele większa swoboda twórcza. Frank Castle wraca po długiej nieobecności do swego „ukochanego” Nowego Jorku. Jest sam, bez swojego asystenta o ksywie „Micro” i bez dostępu do najnowocześniejszej technologii wywiadowczej i broni. Typowy „old school” – przybrane nazwisko (John Smith), małe mieszkanie w podłej dzielnicy i niewielki schowek na broń. Frank zaczyna od mafijnej rodziny Gnuccich, w której twardą ręką rządzi „Mateczka” – bezlitosna, odrażająca, wiedźmowata matrona. Wojna z mafią wywołuje falę uderzeniową, odczuwalną wszędzie dookoła – nowojorska policja, kibicująca po cichu Punisherowi, rozpoczyna własne „śledztwo”, na czele którego postawiony zostaje figurant, pośmiewisko posterunku i największy pechowiec świata. Pogromca inspiruje również innych samozwańczych stróżów prawa – między innymi irlandzkiego, katolickiego księdza rozgrzeszającego spowiedników siekierą.
Seria szósta, której pięć pierwszych odcinków znajdziemy w omawianym dziś albumie, jest tak naprawdę bezpośrednią kontynuacją poprzedniczki. Garth Ennis i Steve Dillon zabierają nas na wyspę Grand Nixon, gdzie swoje mini-państewko założył oszalały generał Kriegkopf dowodzący małą armią. Punisher jak zwykle – sam przeciw wszystkim! A na koniec przeczytamy pojedynczy zeszyt o dość dziwnym tytule „Punisher zabija uniwersum Marvela”, napisany w 1995 roku przez Gartha Ennisa i zilustrowany przez Douga Braithwaite’a. Wtedy przeszedł bez echa – kilka lat później, gdy „Marvel Knights. Punisher” zaczął się świetnie sprzedawać, przypomniano sobie o nim. Co to takiego? No, dosłownie to, co w tytule – Frank Castle mści się na marvelowskich herosach. To oni rozpętali bijatykę w Central Parku, podczas której zginęła żona Franka i ich dzieci. Tak, to nie pomyłka – to właśnie miało miejsce w tej alternatywnej wersji uniwersum Marvela. Bardzo fajny, oryginalny pomysł – ale to jednak para Ennis/Dillon dostarczyli nam to, co najlepsze.
Trudno nie porównywać „Marvel Knights” do późniejszego „MAX” – obydwie wersje „Punishera” wyszły spod pióra Gartha Ennisa. W „MAX” był sześćdziesięciolatkiem – zmęczonym, smutnym i dochodzącym do przerażającej prawdy o swojej naturze, starszym panem. „MAX” pisany był ze skrajną powagą, nie było tu miejsca na gagi, żarty i lekką, rozrywkową fabułę. W „Marvel Knights” jest inaczej. Frank jest dopiero po trzydziestce, jeszcze nie ma problemów psychicznych – ma za to werwę, energię i zabija przestępców z wyboru, a nie dlatego, że nie widzi innego sposobu na życie. „Marvel Knights” to po prostu komiks bardzo zabawny, prosty, zdecydowanie rozrywkowy – to parodia „MAX” powstała wcześniej niż parodiowany materiał! Tu jest wszystko powiedziane wprost, kawa wyłożona na ławę – bez jakiejś wielkiej narracyjnej głębi i niejednoznaczności. Sam Ennis powiedział kiedyś, że pisał ten komiks nie dla analizy zbrodni, społecznych nierówności, czy „brania spraw w swoje ręce, gdy zawodzi prawo i porządek”. Ennis zrobił to dla rozrywki, humoru, eskapizmu i jaj! – tak jakby chciał zaznaczyć, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, to tylko kartki papieru z obrazkami.
Tylko, że na szczęście dla czytelnika, postacie, pojawiające się na tych pomalowanych i zarysowanych kartkach, wcale papierowe nie są. Ennis wykreował mnóstwo ciekawych, zabawnych i charakterystycznych postaci, które narysował Steve Dillon, koleś umiejący przedstawić tylko jedną twarz. Tylko wiecie – to jest Dillon od „Hellblazera” i „Kaznodziei”, to jego charakterystyczna (i najlepsza!) cecha. Poznajemy trójkę sąsiadów Franka (wróć – Johna) z klatki schodowej; głupkowatego i wyśmiewanego na własne życzenie detektywa tropiącego Punishera; jego partnerkę, przebojową i seksowną babkę, która musi aresztować mafijną rodzinę; no i Mateczkę Gnucci, wiedźmę z najgorszych koszmarów (i chyba trochę mokrych snów) Ennisa. Jest trójka naśladowców Pogromcy – komunista, faszysta i religijny fanatyk – a każdy zabawniejszy i bardziej przerysowany od poprzedniego. Mamy w końcu generała Kriegkopfa, będącego proto–Zacharowem z „MAX”, no i jest „Rusek”. To jest dopiero po ennisowemu karykaturalna postać! To taki „wstęp do Barrakudy” z „MAX” – tylko, że wyposażony w dziesięciokrotnie mniejszą inteligencję i (co może wydawać się niewiarygodne) jeszcze większą siłę. No ale Ruska musicie sami zobaczyć i ocenić – Ennis przegina pałę w jego przypadku bardzo mocno, nawet biorą pod uwagę swoje dotychczasowe „standardy”. Kurczę, jest nawet świętoszkowaty Daredevil i Spider-Man nie potrafiący milczeć dłużej niż parę sekund!
Punisher mówi, że świat pełen jest wielkich słów, takich jak „cywilizacja”, „resocjalizacja”, i „sprawiedliwość”. To same kłamstwa, choć na ogół działają. Ale w tych momentach, kiedy przestają, wkracza on, cały na czarno, ze spluwą wielkości niego samego i zaprowadza własne prawa i porządki. Ennis jednak cały czas podkreśla – to działa tylko w komiksie. Naprawdę nie sposób tego nie zauważyć. Przed nami dwa kolejne grube tomy „Marvel Knights. Punisher” – mam nadzieję je przeczytać w 2022 roku.
koniec
15 października 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Zupełnie jak nie trykoty
Dagmara Trembicka-Brzozowska

28 IV 2024

Ten album to taka „przejściówka” – rozpoczyna się sceną z „Wojen nieskończoności”, a akcja znajduje się najwyraźniej gdzieś przed albumem „King In Black”, w Polsce jak na razie nie wydanym, oraz późniejszymi komiksami m.in. z cyklu „Wojna światów” czy z Thorem w roli głównej. I jakkolwiek fabuła jest dość przeciętna, to jednak jest w „Czarnym” parę rzeczy wartych zobaczenia.

więcej »

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Niech się stanie rzeź
— Andrzej Goryl

Tegoż twórcy

Twoje zdrowie, John!
— Andrzej Goryl

Okultysta z sąsiedztwa
— Andrzej Goryl

Inwazja prosto z piekła
— Marcin Knyszyński

Powrót z martwych
— Marcin Knyszyński

„John Smith”. Aha.
— Marcin Knyszyński

Po bandzie
— Marcin Knyszyński

Powrót do domu
— Marcin Knyszyński

Demon na tronie z czaszek
— Marcin Knyszyński

Zacne sędziowskie archiwa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

To nie jest kraj dla starego Punishera
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Bez emocji
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.