Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Jason Aaron, Steve Dillon
‹Punisher MAX #8›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPunisher MAX #8
Scenariusz
Data wydania29 kwietnia 2020
RysunkiSteve Dillon
Wydawca Egmont
CyklPunisher MAX
ISBN9788328196827
Format260s. 170x260mm
Cena89,99
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Demon na tronie z czaszek
[Jason Aaron, Steve Dillon „Punisher MAX #8” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W grudniu 2009 roku zakończyła się kolejna seria z Pogromcą – „Frank Castle. The Punisher”. Najpierw (jeszcze jako po prostu „The Punisher” vol.7) pisał ją nieoceniony Garth Ennis, potem zabrali się za nią inni twórcy. Wszystko to mogliśmy przeczytać w sześciu tomach „Punishera MAX” od Egmontu – tom siódmy zebrał z kolei wszystkie krótkie opowieści autorstwa Gartha Ennisa, nie należące do żadnej regularnej serii. Dziś przyszła pora na zmianę warty i kolejne „przygody” – oto tom ósmy, zawierające połowę serii zatytułowanej… po prostu „Punisher MAX”.

Marcin Knyszyński

Demon na tronie z czaszek
[Jason Aaron, Steve Dillon „Punisher MAX #8” - recenzja]

W grudniu 2009 roku zakończyła się kolejna seria z Pogromcą – „Frank Castle. The Punisher”. Najpierw (jeszcze jako po prostu „The Punisher” vol.7) pisał ją nieoceniony Garth Ennis, potem zabrali się za nią inni twórcy. Wszystko to mogliśmy przeczytać w sześciu tomach „Punishera MAX” od Egmontu – tom siódmy zebrał z kolei wszystkie krótkie opowieści autorstwa Gartha Ennisa, nie należące do żadnej regularnej serii. Dziś przyszła pora na zmianę warty i kolejne „przygody” – oto tom ósmy, zawierające połowę serii zatytułowanej… po prostu „Punisher MAX”.

Jason Aaron, Steve Dillon
‹Punisher MAX #8›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPunisher MAX #8
Scenariusz
Data wydania29 kwietnia 2020
RysunkiSteve Dillon
Wydawca Egmont
CyklPunisher MAX
ISBN9788328196827
Format260s. 170x260mm
Cena89,99
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Za sterami – Jason Aaron i Steve Dillon. I tu od razu trzeba zaznaczyć jedną z dwóch podstawowych cech odróżniających run Aarona/Dillona od tego, co znamy już w wydaniu Gartha Ennisa. Ennis przedstawiał kilkuodcinkowe (najczęściej sześcio-) fabuły, z których każda mogła być czytana niezależnie od innych. Była oczywiście utrzymana ciągłość historii, w kolejnych opowieściach mieliśmy nawiązania do poprzednich, ale nie miało to wszystko wielkiego znaczenia dla samej fabuły. U Aarona jest inaczej – jego run był z góry zaplanowany na dwadzieścia dwa odcinki, autor doskonale wiedział do czego zmierza i jak chce zakończyć swoją opowieść. Wszystkie epizody ilustruje jeden grafik – Steve Dillon, twórca „jednej twarzy u wszystkich bohaterów”, znany nam doskonale z „Kaznodziei” czy „Hellblazera” (Gartha Ennisa, notabene). Wszystkie dwadzieścia dwa odcinki (składające się na ósmy i dziewiąty tom „Punishera MAX”) to jedna, długa, zamknięta historia – Aaron stworzył po prostu powieść graficzną z wszystkimi cechami ją definiującymi.
Komiksy z Pogromcą, sygnowane logiem „MAX”, tworzą niejako osobne, równoległe uniwersum, nie powiązane z głównonurtową ciągłością Marvela. Frank Castle starzeje się tu w czasie rzeczywistym – w komiksach Aarona ma sześćdziesiąt trzy lata. Założenie to pozwala twórcom na swobodne podejście do popularnych bohaterów i powszechnie znanych faktów. O ile Ennis nie wchodził zbyt mocno w konflikt z mainstreamem, tak Aaron robi to wyraźnie. I tu jest druga różnica – Ennis uczynił Punishera jedynym „superbohaterem” swojego świata, który walczył po prostu ze zwykłymi przestępcami. Aaron z kolei konfrontuje Punishera z innymi znanymi postaciami Marvela, takimi jak Wilson „Kingpin” Fisk i Bullseye, a nawet Elektra (zaraz, zaraz – czytamy „Punishera”, czy „Daredevila”?). W jego wydaniu są to postacie trochę inne, zmienione, z życiorysami nie pasującymi do tych powszechnie znanych, ale idealnie komponującymi się z założeniami inicjatywy „MAX”.
Weźmy chociażby Wilsona Fiska. W wersji Jasona Aarona jest on po prostu zwykłym ochroniarzem jednej z głów pięciu rodzin mafijnych – Dona Rigoletto. Mocodawca Fiska zwołuje na naradę wszystkie rody i przedstawia swój plan – należy urzeczywistnić w końcu miejską legendę przestępczego półświatka jaką jest „Kingpin”. To mityczny, przerażający „szef wszystkich szefów”, o którym słyszeli wszyscy, a nikt nigdy go osobiście nie spotkał. Figurantem, mającym pełnić rolę legendy, ma zostać właśnie Wilson Fisk, który – z czego jego przełożeni oczywiście nie zdają sobie sprawy – ma swoje własne plany. I w ten oto rozbrajający sposób Aaron urzeczywistnia mit i uśmiecha się szeroko do fanów Domu Pomysłów. W drugiej części tomu pojawia się Bullseye, inny znany marvelowski superłotr, który – o dziwo – w wersji Aarona jest jeszcze bardziej interesujący niż Kingpin. Koleś z powodzeniem zabijający na zlecenie od dwunastu lat pomimo wytatuowanego celownika na czole; facet, który u Franka Millera złamał Daredevila i będzie chciał złamać Punishera; „honorowy zabójca” nigdy nie rezygnujący z raz podjętego zadania i… totalny, absolutny świr i psychopata.
Jakże świetnie są to wykreowane postacie! Kingpin jest inny niż u Millera. Tam był strasznym bogiem, zdolną do wszystkiego górą mięsa, której nikt nie przesunie nawet o centymetr. U Aarona jest nieco mniejszy, słabszy, bardziej ludzki, odczarowany. Ale nie mniej przerażający – jego „origin” opowiadany w komiksie z jego własnego punktu widzenia jeży włosy na głowie. Jednak wszystkie czyny jakie popełnia Wilson Fisk w trakcie całej historii i tak bledną przy tym, co wyczynia Bullseye. Łotr nie wykorzystuje ani razu swojej koronnej umiejętności (trafianie zawsze w „dziesiątkę” przy użyciu dowolnego przedmiotu), więc w sumie Aaron mógł sięgnąć po zupełnie nową postać. Dobrze jednak, że wykorzystał Bullseye’a, który jest tu najzwyczajniej w świecie marvelowską wersją Jokera, nieobliczalnym okrutnikiem, pragnącym wejść za wszelką cenę w skórę Punishera i go „zrozumieć”. „Niech ta chwila trwa…” – zadanie jakiego podjął się Bullseye jest dla niego jednym, niekończącym się orgazmem.
A sam Punisher? Stary, zmęczony, z ciałem i psychiką na granicy rozpadu. Nie jest już niepowstrzymanym huraganem i biczem bożym. Jest psychopatą nie mniejszym niż Bullseye, zatraconym w swojej misji całkowicie. Oto jego motto: „Niektórzy powiedzieliby, że sam jestem szalony. Ale to nieprawda. To żadne szaleństwo, gdy sytuacja na świecie sprawia, że chcesz ukarać winnych. Szaleństwem jest tego nie chcieć”. Do jądra takiej właśnie ciemności dociera Bullseye a z nim my, czytelnicy. Jason Aaron idzie tropem „Born” Gartha Ennisa (siódmy tom „Punisher MAX”), eksploruje wieczny Wietnam duszy Franka Castle’a, dociera do samego „źródła Pogromcy” – i znajduje mroczną istotę „siedzącą na tronie zbudowanym z czaszek”.
To, co robią sobie nawzajem ludzie u Jasona Aarona, jest tak potworne, że aż groteskowe. Czytamy komiks będący w pewnym stopniu pastiszem tego, co wymyślił Garth Ennis. Ale zrobione jest to wszystko bezbłędnie, zagrane bez jednej fałszywej nuty. Nie bez znaczenia jest również to, że ilustruje Steve Dillon, etatowy współpracownik Ennisa. Nadal rysuje wszystkich tak, jakby byli rodzeństwem, u niego nawet czarnoskórzy i Azjaci wyglądają jakby grał ten sam biały koleś w różnych perukach i pomalowany odpowiednio pasującą farbą. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia, to jest Dillon, jemu wolno. Więcej – nie wolno mu inaczej.
Zakończenie tomu nie kończy opowieści. Zapowiada za to niesamowite rzeczy w tomie dziewiątym. Jason Aaron wstrząśnie czytelnikami – to pewne.
koniec
16 lipca 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Zagubiony w samym sobie
Andrzej Goryl

25 IV 2024

„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Od zbrukanego czytelnika
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż twórcy

Twoje zdrowie, John!
— Andrzej Goryl

Niech się stanie rzeź
— Andrzej Goryl

Okultysta z sąsiedztwa
— Andrzej Goryl

Inwazja prosto z piekła
— Marcin Knyszyński

Powrót z martwych
— Marcin Knyszyński

„John Smith”. Aha.
— Marcin Knyszyński

Po bandzie
— Marcin Knyszyński

„MAX” ale na wesoło
— Marcin Knyszyński

Powrót do domu
— Marcin Knyszyński

Zacne sędziowskie archiwa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Bez emocji
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.