Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Punkt krytyczny: Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski, Michał Foerster
« 1 2 3 4 »

Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Punkt krytyczny: Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?

MC: Świetny S.O.D. to jednak chyba trochę inna klasa rozmów, więc nie wiem, czy to może być przykład wiążący. A Łukasz Orbitowski swoje felietonorecenzje pisze bardziej, mam wrażenie, po to, żeby oswoić czytelnika pozafandomowego z fantastyką jako konwencją, niż żeby przegryzać się przez piętra znaczeń itp. (bo w „Dużym Formacie” nie ma na to za wiele miejsca; inaczej na Onecie czy, rzecz jasna, w felietonach filmowych w „Nowej Fantastyce”). To jest zresztą masa wspaniałej roboty i tzw. środowisko powinno się chyba poważnie zastanowić, czy nie ufundować mu na tę okoliczność jakiejś wielkiej beczki piwa w ramach „odznaczenia”… Nie wiem jednak, czy sam Łukasz pisanie do DF-u nazwałby „działalnością krytyczną/recenzencką”.
Ja tu zresztą trochę wpadam w rolę złego gliny, specjalnie stawiam pewne tezy w postaci wyekstrahowanej; być może taka niecna prowokacja doprowadzi nas do czegoś ciekawego…?
Dlatego dalej muszę stawać okoniem. (śmiech) Po pierwsze Borges. Jeśli rozpatrujemy fantastykę jako narzędzie literackie, pisarską strategię – to tak, Argentyńczyk to rasowy fantasta. Jeśli jednak spojrzymy na fantastykę jak na jedną z popkulturowych konwencji – zestaw tekstów bazujących na znanych schematach i rozwiązaniach fabularnych – to Borges nie łapie się tu nawet ze swoimi quasi-kryminałami, choć z nimi bodaj jako pisarz zbliża się do literatury masowej najbardziej.
MF: Tu się chyba najbardziej różnimy, bo ty starasz się rozdzielać gatunki, natomiast ja uważam, że takie szufladkowanie tylko przeszkadza w odbiorze literatury.
MC: Ja nie rozdzielam tu niczego, co nie zostało już rozdzielone; czy takie dzielenie literatury na konwencje to rzecz zasadna, czy nie, to inna sprawa, ale samemu faktowi zaprzeczyć nie sposób. Swoją drogą, według mnie ma to przynajmniej wartość poznawczą (mówisz kryminał i znasz już punkt odniesienia; mówisz Borges i proza eseistyczna – i wiesz, czego się po tekście nie spodziewać; i tak dalej).
Wracając do publicystyki: częścią owego „wytłumienia dyskursu”, mam wrażenie, byłaby na przykład zmiana języka recenzji, o której także była mowa w rozmowach wokół tekstu Jewgienija. Recenzja ma być zerojedynkowa, jasno oceniająca, czy książka jest „dobra”, czy „zła”, sugerująca otwartym tekstem: kupować czy nie. A więc funkcję, powiedzmy, poznawczą wypiera w niej funkcja promocyjna, reklamowa. Czy w takiej sytuacji można mówić o równoprawnej dyskusji między recenzentami, którzy mają odmienne zdanie? (Tzn., czy wypowiedź i jednego, i drugiego będzie w takiej sytuacji „prawdziwa”, bo zwróci uwagę na inne aspekty tekstu?). Chyba nie: tu rację może mieć tylko jeden (nie można kupić i nie kupić w tej samej chwili). Pytanie, czy to sprzyja rozwojowi rozmów o literaturze fantastycznej?
Natomiast ze stwierdzeniem o tym, skąd bierze się ogólnie publicystyka – z miłości do książek, nadmiaru wrażeń po lekturze, emocjonalnego i intelektualnego – wstyd byłoby się nie zgodzić.
MF: Uff, przynajmniej w jednym się zgadzamy.
MC: (śmiech) Piszesz jednocześnie o funkcji poznawczej podobnych tekstów: czytelnik tak poznaje literaturę i nieznane mu fabuły („w streszczeniach”), a jednocześnie, co chyba ważniejsze, jeśli krytyk jest dobry, czytelnik przez jego teksty uczy się pełniej odczytywać teksty (wtedy największą wartość miałaby recenzja znanej książki). Zarysujmy w tym miejscu dwie szkoły mówienia o tekstach: „akademicką” i „subiektywną”. Cechą pierwszej byłaby próba jak najbardziej obiektywnego potraktowania książki: rzecz napisana została tak i tak, zanurzona korzeniami tu i tu, odwołująca się do tego i tego, traktująca o tym i o tym. Dokładnie i precyzyjnie. Cechą drugiej byłoby zaakcentowanie na pierwszym planie osoby recenzenta: pisanie o książce od siebie i przez siebie; o swoich wrażeniach, skojarzeniach, odczuciach, emocjach towarzyszących lekturze. Tu omawiany tekst może być tylko przyczynkiem do rozważań wszelakiej natury.
Przykładem recenzentów skłaniających się do metody pierwszej z podwórka fantastycznego byłby chyba kiedyś Maciej Parowski, a dziś Paweł Matuszek. Drugiej – Marek Oramus czy Łukasz Orbitowski. A spoza fantastyki – kliniczny akademik to Coetzee z „Dziwniejszymi brzegami”, a subiektywizm w stanie czystym mamy w „Po śniadaniu” Rylskiego.
MF: To ciekawe, że wyciągasz w tym momencie Rylskiego. Ja bym go jednak postawił nie w opozycji do Coetzee’go, ale do Borgesa, bo Borges żyje literaturą, natomiast autor „Warunku” z tego zachwytu wyrósł. Tak przynajmniej odczytałem „Po śniadaniu” – jako opowieść o przeczytanych kiedyś książkach, które chwilami dotykały życia (np. proza Hemingwaya i inżynier Jan), ale przeminęły i dziś nie pozostaje wiele prócz nostalgii…
MC: A toś mnie zażył… Ja w „Po śniadaniu” widzę coś zupełnie innego – właśnie totalnie borgesowskie z ducha przeświadczenie o mocy literatury, czytania, jako czynności władnej zmieniać życie (casus Hemingwaya i inżyniera Jana choćby…; ale nie tylko – przecież obok tekstów o Hemingwayu czy „Śniadaniu u Tiffany’ego” są tam i te o Iwaszkiewiczu czy Camusie, których twórczość dla Rylskiego wcale nie przeminęła, a nawet przeciwnie, z biegiem lat nabrała mocy). Fajnie.
MF: …Poza tym pomieszałeś wątki. Krytyka „zerojedynkowa” to jednak nie to samo co „akademicka”. Coetzee nie wciska przecież omawianych książek w prosty schemat dobre/złe, stara się zarysować (i to jest właśnie „akademickość”) problematykę danego autora. Na przykład kiedy pisze o Doris Lessing i jej pogmatwanym życiu osobistym, które odbija się w dziełach noblistki, albo o przekładach Franza Kafki na angielski. Krytyka „zerojedynkowa” natomiast wypływa z traktowania literatury jako produktu. W takim podejściu nie interesuje nas czy książka jest wybitna, ale czy się sprzedaje. A fantastyka idealnie się wpasowuje, fantastyka jest przede wszystkim produktem, rzadziej literaturą.
MC: Krytyka zerojedynkowa to nie krytyka akademicka, jasne, jeśli gdzieś postawiłeś między tym znak równości, to tylko przez mój brak precyzji. Wróćmy zatem do tematu, próbując go ugryźć może trochę pod innym kątem. Jest przy tym okazja, żeby zatrzymać się na chwilę przy króciutkim „Po śniadaniu”, które mnie czytelniczo zachwyciło, i przy „akademickich” „Dziwniejszych brzegach”, które też były bardzo dobre i dały do myślenia – ale jednak inaczej.
Otóż – w dobie Internetu zwłaszcza – poszczególne etapy recenzenckich „wtajemniczeń” można by rekonstruować tak: najpierw piszesz „subiektywnie” – dziś: najczęściej na forach; kiedyś te etapy wyglądały inaczej, bo na łamy pisma trafiałeś najczęściej już „z jakimś dorobkiem” – nie znając jeszcze, powiedzmy, pojęć z literaturoznawstwa; w swoich intuicyjnych tekstach zdajesz relację z zachwytów bądź rozczarowań, które przeżywasz jako czytelnik. Z biegiem czasu dojrzewasz: czytasz więcej, rozumiesz pełniej, przeżywasz mocniej, poszukujesz głębiej. Nabierasz wiedzy krytycznoliterackiej – i naturalnie w swoich recenzjach zakręcasz w stronę form coraz bardziej „akademickich”, w których zamiast o tym, „czy tekst ci się podobał, czy nie”, piszesz o jego strukturze, środkach wyrazu, stylizacji, umiejscowieniu w pejzażu literackim wśród innych tytułów, o ukrytych pomiędzy akapitami ideach sfabularyzowanych. I niby wszystko w takim schemacie by się zgadzało – na szczęście pojawił się Rylski i mi to kompleksowo malowniczo zburzył. (śmiech)
MF: Ach, no tak, teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo przypadł ci do gustu.
MC: …Jeśli bowiem zestawić wspomniane książki Coetzee’ego i Rylskiego, nie sposób nie zauważyć wielkiej okołoliterackiej wiedzy tego pierwszego, swobodnie poruszającego się po twórczościach, biografiach, literackich pokrewieństwach, niuansach tłumaczeń wszystkich opisywanych przez siebie tytułów (a imię ich legion). Króciutkie „Po śniadaniu”, jeśliby porównywać te teksty właśnie „na zawartość faktów”, wypada wtedy przy „Dziwniejszych brzegach” kruchutko nie tylko ze względu na objętość. A jednak… No właśnie. Przecież „Po śniadaniu” to absolutny majstersztyk! Tekst wspaniały, pierwsza liga eseistyki, świetna „paraliteracka krytyka” albo „krytyczna paraliteratura”; „subiektywna” krytyka literacka podkręcona do maksimum. Już sam Rylski w pierwszym akapicie tak właśnie profiluje czytelnika: „Co łączy tę siódemkę [esejów]? Gdybym powiedział, że nic – niezasłużenie bym sobie naurągał, gdybym powiedział, że wszystko – nie obroniłbym własnej przesady. Stanę więc w pół drogi między nic a wszystko i przyznam, że łączy je nie byle jaki czytelnik, za jakiego się uważam.” Czyli: ja, przeze mnie, o mnie, wskroś siebie.
Przez tę różnicę w podejściu do omawianych książek to są oczywiście zupełnie różnie teksty – no ale ich rys krytycznoliteracki, nawet jeśli obecny w nich w odmiennym natężeniu, pozwala je zestawiać i porównywać. I co wychodzi z takiego porównania? Otóż jeśli Coetzee uczy nas więcej o literaturze, o historii literatury, to Rylski – osobisty, dumny, bezkompromisowy w sądach, pyszny jako czytelnik i fascynująco bezwstydny w swym zadowoleniu z tej czytelniczej pychy – uczy nas niepomiernie więcej o samym cudzie czytania, o miłości i nienawiści do książek, o życiu splecionym z lekturą, o czytaniu jako funkcji fizjologicznej, jak strach, panika, radość, zakochanie.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Burza nad fikcją. Historia w fantastyce
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster, Radosław Wiśniewski

Kongres lemologiczny albo fiasko, czyli podróż czwarta
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Doktryna szoku
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Tegoż autora

Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster

Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster

Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster

Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.