Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Punkt krytyczny: Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski, Michał Foerster
« 1 2 3 4

Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Punkt krytyczny: Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?

MF: No tak, można by dorzucić jeszcze parę nazwisk (np. Anna Kańtoch), ale – mam wrażenie – ty bardziej kładziesz nacisk na „nawiązania” niż „nienachalne”. Z „flekowaniem” również się nie spotkałem – może musiałbym przeprowadzić bardziej dokładne badania recenzji publikowanych w internecie. Wydaje mi się, że raczej mamy do czynienia z podejściem dobry/zły produkt – nie gniot/arcydzieło, tylko właśnie produkt. A skutkiem fanowskiego chwalenia autorów jest alergiczne reagowanie tych ostatnich (części, bądźmy sprawiedliwi) na bardziej ostrą krytykę. Zostawmy ten temat.
Olejniczak na forum „CF” pyta: „Czy facet z kulturą i wiedzą literacką, jednocześnie znający się na fantastyce to twór niemożliwy?” To znaczy, czy jesteśmy zdani jedynie na fanów albo, mówiąc językiem Umberto Eco, czytelników pierwszopoziomowych? To jest pytanie, które wiąże się z naszym początkowym zagadnieniem: czy fantastyka potrzebuje publicystyki?
Mam wrażenie, że trochę ponieśliśmy fiasko. Bo ja się w końcu nie dowiedziałem, jakie jest twoje zdanie? Z drugiej strony, myślę, że smutna prawda jest taka, że specjalnie nie ma o czym mówić. To znaczy, krytyka jest mniej więcej taka, jak i materiał, na którym pracuje – w dużej mierze słaba. No ale może się mylę, może brakuje jakiegoś Rylskiego, który opisze swoje przeżycia podczas lektury przygód Jakuba Wędrowycza czy analizę kobiecych postaci z trylogii husyckiej?
MC: Może i fiasko – ale jaka to malownicza katastrofa…
Ale spróbujmy zatem od jeszcze jednej strony. Zastanówmy się, jaka literatura potrzebuje publicystyki, czy, rozciągając zagadnienie, po prostu poszerzonej dyskusji literackiej, która nie byłaby tylko wymianą subiektywnych opinii o tekstach na forach. Czy taka, gdzie jedyną niewiadomą są meandry fikcyjnej fabuły – mocno upraszczając: „nazwisko zabójcy”, wyjawiane przez detektywa/wojownika na ostatniej stronie? Czy też taka, gdzie tekst – znów w popperowym uproszczeniu, pozwalającym budować ogólniki na zindywidualizowanych przesłankach – niesie również treści inne niż informacje o postępie konfabulowanej akcji? Wiadomo, ta druga nie tylko bardziej potrzebuje dyskusji, ale i podobnej wymianie poglądów, mnogości interpretacji sprzyja.
Być może zatem pytać powinniśmy nie tylko o to, co się dzieje z fantastyczną publicystyką, ale jak pisać książki, żeby dyskusja okołoliteracka indukowała się samoistnie, samorodziła się wśród czytelników?
MF: Jak to: jak pisać? Ciekawie!
MC: No jasne. Ale to recepta w stylu: „Co zrobić, żeby być bogatym”? „Mieć w szkole piątki i nie wagarować”. Tzn. to nie mówi niczego konkretnego o poruszanym temacie; ale i konkretniej pewnie się nie da: nie można zmultiliplikować oryginalności w receptę na „dzieło oryginalne”, bo pewnie wtedy otrzyma się przepis – ale traci oryginalność.
A wracając jeszcze do publicystyki: czy naprawdę chodzi nam przy tym o krytykę, która będzie zajmowała się postaciami kobiecymi, męskimi i tym podobnymi zagadnieniami…? Przecież choćby tysiąc krytyków opisało tysiąc kobiecych charakterów z tysiąca po tysiąc wszelakich trylogii, to nie wpuści to ani kropli życia w podobną „krytykę”. Prądy publicystycznej fascynacji literaturą, zdolne zarazić sobą czytelnika, przebiegają jednak, mam wrażenie, innymi ścieżkami.
Uprzedzając Twoją kontrę – w moim odczuciu przynajmniej kilku autorów umie tak pisać. Ba, spora grupa czytelników potrafi także całkiem sensownie z nimi – czy między sobą – o tym ich pisaniu rozmawiać. Mówię nie tylko o „wymianie recenzji” na portalach – ale również spotkaniach autorskich (czy: „zakulisowych spotkaniach autorskich” w konwentowych ogródkach), gdzie taka wymiana myśli odbywa się bez większego przymusu. Skąd zatem „zapaść publicystyczna”, na którą zwracało się uwagę w rozmowach po tekście Jewgienija? No chyba stąd: bo bardziej chcemy dziś mówić niż słuchać. Bo – nie tylko w literackiej niszy – żyjemy w czasach śmierci autorytetów. A skoro sami jesteśmy najmądrzejsi i nikt nam nie podskoczy, bo wszyscy przerobiliśmy forumowego e-Schopenhauera i wiemy, jak erystycznie dzielić włos na czworo w każdej wymianie postów, to po co słuchać, jak mądrzą się inni? Publicystyka literacka, zwłaszcza ta akademicka, oparta w dużej mierze właśnie na takim mądrzeniu, zachwieje się wtedy pewnie jako pierwsza.
Ale to, żeby nie było, wcale nie jakieś narzekanie, jakie to kiedyś, panie dziejku, były czasy, wszystko na kartki i „Fantastyka” sprzedająca się w nakładzie 200 000 egzemplarzy; od tego jestem jak najdalszy. Moment dzisiejszy, mam wrażenie, to czas przejściowy – mimo wszystko dopiero chyba uczymy się, jak poruszać się po kulturowej mapie Web 2.0, wykształcamy nowe zwyczaje i sposoby aktywności. Następnym krokiem będzie zatem zapewne specyfikacja: ci, którym publicystyka do czytelniczego szczęścia niepotrzebna, bo i niepotrzebne im książki inne niż zapewniające „czysto fabularny relaks” (choć jasne, takie teksty też są potrzebne), będą się naturalnie grupowali wokół środowisk bezpublicystycznych. Ci natomiast, którzy podchodzą do fantastyki, i szerzej literatury, bardziej, powiedzmy, „holistycznie” – a będzie czy już jest to niewątpliwie mniejsza grupa – będą wciąż katalizowali „rozmowy krytyczne” zarówno jako ich uczestnicy, jak i słuchacze.
MF: W dużej mierze opisana przez ciebie sytuacja już jest faktem. Prawda, publicystyka internetowa dopiero się tworzy (Dukaj wymyślił chyba jakiś schemat tego procesu), z drugiej strony sam fakt, że możemy rozmawiać i ktoś to publikuje w internecie, dowodzi, że raczej istnieje coś niż nic. To znaczy, powoli zaczynają wyłaniać się ludzie, którzy chcą rzetelnie pisać o literaturze i ludzie, którzy chcą to czytać.
MC: Rzecz poniekąd sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: kim jest recenzent? Otóż jest to chyba czytelnik, który próbuje „odczytać bardziej”. Znaczy, znów, wszystko (czy dużo) będzie zależało od tego, co i jak będziemy robić i wybierać sami; czy będziemy umieli pisać recenzje – i czy będziemy chcieli je czytać, także: „czytać czynnie”, czyli traktować jak sojuszników, a nie wrogów na drodze „literackiego poznania”. Nie ma zmiłuj. (śmiech)
koniec
« 1 2 3 4
16 listopada 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Burza nad fikcją. Historia w fantastyce
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster, Radosław Wiśniewski

Kongres lemologiczny albo fiasko, czyli podróż czwarta
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Doktryna szoku
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Tegoż autora

Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster

Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster

Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster

Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.