I chociaż w historii Szwecji, także tej najnowszej, nie brakowało dramatycznych wydarzeń, to jednak tym, które już od ćwierćwiecza skutecznie psuje dobry nastrój Skandynawom jest zabójstwo Olofa Palmego. Zagadkę zamachu na socjaldemokratycznego premiera postanowił rozwikłać Leif GW Persson w swojej „Trylogii policyjnej”. W ostatniej jej części, „Swobodnym upadku jak we śnie”, podaje nawet nazwisko mordercy. Szkoda jedynie, że to fikcja literacka.
Za śmierć Olofa Palmego odpowiada…
[Leif GW Persson „Swobodny upadek, jak we śnie” - recenzja]
I chociaż w historii Szwecji, także tej najnowszej, nie brakowało dramatycznych wydarzeń, to jednak tym, które już od ćwierćwiecza skutecznie psuje dobry nastrój Skandynawom jest zabójstwo Olofa Palmego. Zagadkę zamachu na socjaldemokratycznego premiera postanowił rozwikłać Leif GW Persson w swojej „Trylogii policyjnej”. W ostatniej jej części, „Swobodnym upadku jak we śnie”, podaje nawet nazwisko mordercy. Szkoda jedynie, że to fikcja literacka.
Leif GW Persson
‹Swobodny upadek, jak we śnie›
Trzy tomy „Trylogii policyjnej” Leifa GW (Gustava Willy’ego) Perssona – „
Między tęsknotą lata a chłodem zimy” (2002), „
W innym czasie, w innym życiu” (2003) oraz opublikowany po czterech latach przerwy „Swobodny upadek jak we śnie” – liczą sobie w sumie ponad tysiąc sześćset stron. Tyle potrzebował ów profesor kryminologii, aby rozwikłać zagadkę najsłynniejszego dwudziestowiecznego zabójstwa politycznego w Szwecji – udanego zamachu na premiera Olofa Palmego, do którego doszło w piątkowy wieczór (a w zasadzie już nocą) 28 lutego 1986 roku, krótko po godzinie dwudziestej trzeciej dwadzieścia. Palme, socjaldemokrata od lat młodzieńczych, był jednym z najpopularniejszych polityków na świecie w latach 70. i 80. ubiegłego wieku; był też jednak solą w oku szwedzkiej prawicy i organizacji o charakterze nacjonalistycznym czy wręcz faszystowskim. Jego śmierć wstrząsnęła nie tylko Skandynawią. Dała też początek najszerzej zakrojonemu dochodzeniu kryminalnemu w dziejach nie tylko tego państwa. I chociaż przed niespełna pięcioma miesiącami minęło już ćwierć wieku od mordu na premierze, po dziś dzień nie odkryto jego sprawców. Pytania: „Kto pociągnął za spust na zbiegu sztokholmskich ulic Sveavägen i Tunnelgatan?” oraz „Kto stał za zamachowcem?” – pozostają nadal bez odpowiedzi. A raczej – pozostawały. Do momentu publikacji przed czterema laty ostatniego tomu „Trylogii policyjnej” Perssona.
W czasie śledztwa w sprawie zabójstwa Palmego szwedzkie policja i służba bezpieczeństwa rozpatrywały kilkanaście oddzielnych wątków. Brano pod uwagę, że za śmierć premiera odpowiedzialne mogą być między innymi jugosłowiańskie służby specjalne, szwedzkie organizacje ekstremistyczne (vide Victor Gunnarsson), Partia Pracujących Kurdystanu (w tej sprawie przesłuchano nawet odsiadującego karę dożywocia w tureckim więzieniu Abdullaha Öcalana), zwolennicy apartheidu w Republice Południowej Afryki, działacze zachodnioniemieckiej Frakcji Czerwonej Armii, a nawet szefowie przedsiębiorstwa zbrojeniowego Bofors. Presja społeczna na rozwiązanie zagadki była tak wielka, że w 1988 roku ujęto nawet i skazano domniemanego zamachowca, którym miał być kryminalista Christer Pettersson. Cóż z tego jednak, skoro po pół roku sąd apelacyjny nakazał zwolnić go z więzienia, nie dopatrując się jego winy w śmierci Palmego. Z biegiem czasu – początkowo dość nieśmiało, a później coraz głośniej – zaczęto mówić o tak zwanym „wątku policyjnym”, zgodnie z którym premier miał paść ofiarą wrogów politycznych rekrutujących się spośród funkcjonariuszy policji, względnie służby bezpieczeństwa. Tym tropem podążył również Leif GW Persson.
Na główną postać ostatniego tomu „Trylogii policyjnej” wyrasta Lars Martin Johansson, którego nieco lepiej poznaliśmy już przy okazji lektury „Między tęsknotą lata a chłodem zimy”. Wtedy był jedynie szefem wydziału kryminalnego policji szwedzkiej, teraz pełni znacznie bardziej eksponowane stanowisko dyrektora Centralnego Urzędu Śledczego, powołanego przede wszystkim – na wzór amerykańskiego FBI – do walki z przestępczością zorganizowaną. Pewnego sierpniowego dnia Johansson zwołuje w swojej siedzibie na Kungsholmen w centrum Sztokholmu spotkanie kilku zaufanych policjantów i prosi ich o jedno – aby ponownie przyjrzeli się oni aktom śledztwa w sprawie zabójstwa Palmego. Być może uda im się dostrzec coś, co wcześniej zostało przegapione przez tysiące funkcjonariuszy biorących udział w dochodzeniu. W niewielkim gabinecie szefa Urzędu znajdują się zastępca komendanta policji Anna Holt (główna bohaterka „W innym czasie, w innym życiu”), komisarze Jan Lewin i Lisa Mattei oraz szef grupy powołanej przed laty do rozwiązania sprawy zamachu Yngve Flykt. Wszyscy wydają się sceptyczni, a najbardziej Holt, która nawet przyrównuje dotychczasowy stan śledztwa do papugi ze słynnego skeczu Monty Pythona – jest ono bowiem tak samo martwe jak zwierzę wciśnięte przez chytrego sprzedawcę naiwnemu klientowi. Wątpliwości nie kryje także Flykt, który uświadamia zebranym, że w ciągu minionych dwudziestu lat dochodzenie zostało przemielone na wszystkie możliwe sposoby, a jego akta zajmują sześć pokoi od podłogi po sufit (więcej niż dokumenty dotyczące zabójstwa prezydenta Kennedy’ego) – efektów nie ma zaś żadnych.
Nikt z nich nie zna jednak rzeczywistych powodów, którymi kieruje się Johansson. A są one dość prozaiczne – to wstyd, którego musiał najeść się podczas niedawnej cyklicznej międzynarodowej konferencji zorganizowanej dla komendantów policji z całego świata w głównej siedzibie Interpolu we francuskim Lyonie, gdy jego bliski przyjaciel, szef policji metropolitalnej w Londynie, po raz kolejny z niewinnym uśmiechem na twarzy zadał mu krępujące, brzmiące jak mantra pytanie: „A co z zamachem na Olofa Palmego? Są jakieś nowe tropy?”. Zdając sobie sprawę z tego, że nieubłaganie nadchodzi czas, kiedy nastąpi ostateczne przedawnienie zbrodni, nowy szef Centralnego Urzędu Śledczego postanawia więc podjąć jeszcze jedną próbę. Tyle że wcale nie chce, aby wytypowani przez niego funkcjonariusze tworzyli nowe teorie, prosi ich jedynie o to, by przyjrzeli się tym, które były brane pod uwagę już poprzednio, by po prostu spojrzeli na zebrane tony dokumentów świeżym okiem. Jednocześnie żąda zachowania absolutnej tajemnicy, ich działalność ma pozostać w cieniu; zdaje sobie bowiem doskonale sprawę z tego, że jedną z przyczyn wcześniejszych niepowodzeń policji był fakt, iż – z powodu ogromnej presji społecznej – śledztwo prowadzono niemal przy otwartej dla mediów kurtynie. A może, nie chcąc się jednak do tego przyznać, Johansson boi się także kolejnej porażki i osobistej kompromitacji. Nie bez powodu przecież w pewnym momencie wyznaje, że najbardziej przeraża go myśl, iż za zamachem stoi „samotny szaleniec, który zupełnie przypadkowo wpada na pozostawionego bez ochrony premiera rządu, w środku nocy, w centrum miasta, i na dodatek całkiem przypadkiem ma w kieszeni ogromnego gnata”. Co jest oczywistym nawiązaniem do mało prawdopodobnej, jego zdaniem, wersji przesądzającej o winie Christera Petterssona…
„Swobodny upadek jak we śnie” to kryminał bardzo nietypowy. Zbrodnia, którą muszą rozwikłać podwładni Johanssona, popełniona została bowiem przed dwudziestu laty. Nie może być zatem mowy o oględzinach miejsca zdarzenia czy chociażby zwłok ofiary. Wielu uczestników tamtych wydarzeń już nie żyje (w tym podejrzany o zamach Pettersson). Praca Holt, Mattei i Lewina polega więc głównie na analizie zebranych dotychczas dokumentów, na szukaniu… dziury w całym. Persson podjął się niezwykle trudnego zadania i – co uznać należy za przejaw nie tylko jego niezaprzeczalnego talentu literackiego, ale przede wszystkim ogromnej wiedzy fachowej – wyszedł z niego obronną ręką. Pokazując żmudną i, nie ma co ukrywać, nudną aż do bólu pracę papierkową kilku policjantów, udało mu się stworzyć dzieło pasjonujące, trzymające w napięciu praktycznie od pierwszej do ostatniej strony. Zamiast zagłębiać się w opisy pościgów i strzelanin, szeroko zakrojonych międzynarodowych spisków, skupił się na odtworzeniu policyjnych procedur, czyli tego, od czego jak od rozpalonego żelaza stroni dziewięćdziesiąt (a może nawet więcej) procent autorów powieści kryminalnych. Bohaterowie „Swobodnego upadku…” przypominają trochę Sherlocka Holmesa, który potrafił rozwiązywać najbardziej skomplikowane zagadki, niekiedy nie opuszczając nawet swego wygodnego mieszkania na Baker Street 221B.
I choć temat powieści Perssona jest nadzwyczaj poważny, autor nie stroni także od akcentów humorystycznych, podkreśleniu których służy – po raz kolejny zresztą – wprowadzenie na arenę wydarzeń dwóch postaci: zadufanego w sobie komisarza z wydziału zabójstw Everta Bäckströma (seksistę, rasistę i homofoba w jednym) oraz technika kryminalistycznego Görana Wiijnbladha (wyjątkowego nieudacznika i zdradzanego męża). Obaj znajdują się obecnie na „zesłaniu” w Biurze Rzeczy Znalezionych sztokholmskiej Komendy Miejskiej Policji, w zaciszu którego mają już jedynie wspominać lata swojej świetności. Mimo że są w zasadzie karykaturami stróżów prawa, im również przychodzi odegrać niezwykle ważną rolę w śledztwie prowadzonym przez nieformalną „grupę Johanssona”. Dla szefa Centralnego Urzędu Śledczego cała sprawa też nie jest wcale łatwa i przyjemna; okazuje się bowiem, że wymaga od niego zmierzenia się z przeszłością swojej żony Pii, na drodze której pojawił się przed laty owiany złą sławą oficer służb specjalnych komisarz Claes Waltin, dobrze znany również samemu Johanssonowi (vide „Między tęsknotą lata a chłodem zimy”). Pojawienie się nazwiska Waltina w aktach śledztwa musi obudzić dawno już uśpione demony. Persson znakomicie radzi sobie z przedstawieniem wielowątkowego śledztwa; umiejętnie rozprawia się z kolejnymi tropami, prowadząc – co prawda, niekiedy bardzo krętą drogą – do odpowiedzi na najważniejsze dla całej trylogii pytanie: „Kto zamordował Olofa Palmego?”. Dotarłszy zaś do końca powieści, można tylko żałować, że to, co opisał szwedzki pisarz, jest jedynie fikcją literacką.