W „Czwartym napastniku” – trzeciej wydanej w Polsce powieści norweskiego pisarza Kjella Oli Dahla – na plan pierwszy wybija się nie postać inspektora Gunnarstrandy, jak było to do tej pory, ale jego najbliższego współpracownika, asystenta Franka Frølicha. Frank, trochę na własne życzenie, popada w poważne tarapaty, które zagrażają jego policyjnej karierze. A ich przyczyna jest, zdawałoby się, prozaiczna – romans z nieodpowiednią kobietą.
Gliniarz nad przepaścią
[Kjell Ola Dahl „Czwarty napastnik” - recenzja]
W „Czwartym napastniku” – trzeciej wydanej w Polsce powieści norweskiego pisarza Kjella Oli Dahla – na plan pierwszy wybija się nie postać inspektora Gunnarstrandy, jak było to do tej pory, ale jego najbliższego współpracownika, asystenta Franka Frølicha. Frank, trochę na własne życzenie, popada w poważne tarapaty, które zagrażają jego policyjnej karierze. A ich przyczyna jest, zdawałoby się, prozaiczna – romans z nieodpowiednią kobietą.
Kjell Ola Dahl
‹Czwarty napastnik›
Zaczniemy banalnie: Policjanci to też ludzie! Mają prawo popełniać błędy – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Problem w tym, że niektóre z przydarzających się im wpadek, mogą mieć bardzo poważne konsekwencje – i to nie tylko dla nich samych – nawet jeśli początkowo wcale się na to nie zanosi. W takiej właśnie sytuacji los stawia Franka Frølicha – bohatera cyklu kryminałów autorstwa Norwega Kjella Oli Dahla, znanego już czytelnikom „Esensji” z „
Małego złotego pierścionka” (2000) oraz „
Mężczyzny w oknie” (2001). „Czwarty napastnik” to, wydana w ojczyźnie pisarza przed siedmioma laty, piąta część serii (pomiędzy „Mężczyzną…” a „…napastnikiem” w 2003 roku ukazała się jeszcze nieznana do tej pory w Polsce powieść „Lille tambur”). O ile we wcześniejszych książkach bohaterem, na którego barkach spoczywał główny ciężar prowadzenia śledztwa i który w zdecydowanie większym stopniu skupiał na sobie uwagę czytelników, był inspektor Gunnarstranda (nie liczcie na to, że tym razem poznacie jego imię), teraz na czoło „peletonu” wybił się, pozostający dotychczas w cieniu swego bardziej doświadczonego i wiekiem starszego kompana, Frølich. Od niego zaczyna się cała – bardzo zresztą skomplikowana i wielowątkowa – intryga i na nim też się ona kończy.
W czasie akcji policyjnej, mającej na celu przyłapanie na gorącym uczynku podejrzanego o przemyt (i jeszcze kilka innych niezgodnych z prawem rzeczy) właściciela sklepu w Oslo, los stawia na drodze Franka Frølicha piękną trzydziestokilkulatkę Elisabeth Faremo. Chcąc ochronić kobietę spacerującą pomiędzy sklepowymi półkami przed spodziewaną strzelaniną, policjant przewraca ją na podłogę i osłania własnym ciałem. Przy okazji staje się świadkiem dokonanej przez niej kradzieży – w czasie zamieszania, które wybuchło po wkroczeniu uzbrojonych funkcjonariuszy, wpakowała ona bowiem do swojego plecaka kilka paczek papierosów oraz… snickersa. Dla Franka to bardzo niezręczna sytuacja: z jednej strony powinien wyciągnąć wobec niej konsekwencje, z drugiej – zauroczony kobietą, nie chce sprawiać jej dodatkowych kłopotów (bo jakaż w końcu jest wartość przywłaszczonych przez Elisabeth towarów?). W efekcie puszcza ją wolno. Ale zapomnieć o niej nie potrafi. Kilka dni później wpadają na siebie przypadkiem w restauracji, Frølich jest jednak tak skonsternowany, że nie potrafi wykrztusić nic logicznego. Wtedy sprawy w swoje ręce bierze Faremo – rusza za Frankiem i w ostateczności, jak w marnym melodramacie, zaciąga go do łóżka. To początek prawdziwie ognistego romansu, w którym jednak wszystko układa się nie tak, jak Pan Bóg przykazał. Kobieta niewiele mówi o sobie, policjant zmuszony jest więc śledzić ją, aby cokolwiek się o niej dowiedzieć. A dowiaduje się rzeczy, które bardzo go niepokoją. Że Elisabeth ma prawdopodobnie romans z Reidun Vestli, swoją wykładowczynią na uczelni. Że mieszka z doskonale znanym stróżom prawa bratem Jonnym, który był już trzykrotnie sądzony i skazany (między innymi za kradzież samochodu i napad z bronią w ręku). Mimo to Frølich nie zrywa znajomości. Choć gdy wśród kolegów policjantów rozchodzą się pogłoski, z kim aktualnie sypia, sytuacja robi się dla niego więcej niż niezdrowa.
A to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Pewnej nocy, już po wyjściu Elisabeth, budzi Franka inspektor Gunnarstranda. Podczas skoku na kontener ze sprzętem elektronicznym zostaje zamordowany poprzez uderzenie kijem bejsbolowym strażnik. Sprawców udaje się szybko ująć dzięki anonimowemu zgłoszeniu; osoba, która dzwoni, podaje ich nazwiska – to Jim Rognstad, Vidar Ballo oraz… Jonny Faremo. Cała trójka zostaje jednak wypuszczona decyzją sądu, a wpływ na to mają zeznania Elisabeth, która twierdzi, że w czasie dokonania napadu (i zabójstwa) podejrzani siedzieli u niej w mieszkaniu, najniewinniej w świecie grając w pokera. Gunnarstranda jest wściekły, Frølich – zażenowany. Przecież tamtej nocy kobieta była z nim; problem w tym, że Frank nie jest w stanie stwierdzić, o której opuściła jego łóżko. Trudno się więc dziwić, że chce w cztery oczy rozmówić się z kochanką. Jedzie do niej, ale jej nie zastaje; według słów sąsiada, Elisabeth pół godziny wcześniej wyszła z plecakiem i torbą. Chwilę później na parkingu pojawia się dopiero co wypuszczony z aresztu Jonny Faremo, lecz i on nie ma pojęcia, gdzie może być siostra. Zdesperowany Frølich przystępuje do jej poszukiwania na własną rękę. Jakież jest jego zdziwienie, kiedy następnego dnia dowiaduje się, że brat Elisabeth nie żyje. Że jego zmasakrowane zwłoki wyłowiono z rzeki Glomma nieopodal Askim. Gunnarstranda, podejrzewający, że jego współpracownik padł ofiarą paskudnej manipulacji, postanawia odsunąć Franka od dochodzenia; romansem Frølicha z najbliższą krewną zamordowanego bandyty interesuje się też Kripos (czyli ówczesna Centrala Policji Kryminalnej), które bierze nawet uważnie pod uwagę, że to nieszczęśliwie zakochany funkcjonariusz mógł pozbawić życia Jonny’ego.
Frølich nie daje za wygraną. Musi przecież oczyścić się z podejrzeń. Ale przede wszystkim chce odnaleźć Elisabeth i usłyszeć od niej, że domniemania Gunnarstrandy nie są zgodne z prawdą. Tymczasem policja trafia na ślad naocznego świadka napadu na kontener, który twierdzi, że przestępców było na miejscu zdarzenia nie trzech, ale czterech. Od tej pory kluczowe dla wyjaśnienia sprawy staje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, kim był ten – tytułowy – czwarty napastnik. Ślad, jak to często bywa w skandynawskich kryminałach, wiedzie w przeszłość. Chociaż tym razem wcale nie w tak znów odległą… W przeciwieństwie do wysuniętego zdecydowanie na pierwszy plan Frølicha, w którego zachowaniu górę biorą uczucia i emocje, odsunięty nieco na bok inspektor Gunnarstranda prezentuje – dla kontrastu – głos rozsądku. Jest tym, który rzeczy nazywa po imieniu i nie waha się, dla otrzeźwienia, posłać pod adresem przyjaciela kilku przykrych słów. Nie po to jednak, aby się na nim wyżyć czy go upokorzyć, ale by uchronić przed popełnieniem błędu, za który mógłby zapłacić dalszą karierą w policji. Kjell Ola Dahl bardzo przekonująco kieruje poczynaniami swoich bohaterów – zwłaszcza zaś Frølicha – dbając o to, aby z jednej strony nie uczynić go w przesadnym stopniu ofiarą (hormonów), z drugiej zaś – nie przypisać mu cech superbohatera. Dzięki temu otrzymujemy pogłębiony portret psychologiczny mężczyzny w wieku średnim, któremu świat zaczyna walić się na głowę z powodu związania się z nieodpowiednią kobietą.
Fabuła „Czwartego napastnika” może zaskoczyć. Dahl zdecydował się bowiem tym razem na wplecenie w klasycznie kryminalną intrygę (trup ściele się zaskakująco gęsto) także mocno rozbudowanego wątku melodramatycznego, który znakomicie zresztą dopełnia stronę sensacyjną powieści. Po raz kolejny też, w porównaniu z wcześniejszymi odsłonami cyklu, autor nadał swojej książce nieco odmienną formę. Widoczne jest to zarówno w sposobie narracji (dużo bardziej dynamicznym niż chociażby w przypadku „
Mężczyzny w oknie”), jak i w znacznie większym rozmachu, z jakim zaplanował rozwój akcji (co mocno kontrastuje z ograniczającym się w zasadzie do granic norweskiej stolicy „
Małym złotym pierścionkiem”). Dość powiedzieć, że w finale los wiedzie Frølicha do Grecji, Włoch i Chorwacji. Swoją drogą zakończenie tej historii przywodzi na myśl „
Pogranicze” Thomasa Kangera. Należy jednak pamiętać o tym, że Dahl wydał „Czwartego napastnika” dwa lata wcześniej. Jeśli więc – z naciskiem na „jeśli” – ktoś od kogoś „zżynał”, to Szwed od Norwega, nie zaś na odwrót. Dahl po raz kolejny udowodnił też, że jest pisarzem bardzo wszechstronnym. Że, pozostając nie tylko w obrębie tego samego gatunku literackiego, ale nawet mając do dyspozycji tych samych bohaterów, potrafi tworzyć dzieła różnorodne, nieprzewidywalne, dalekie od obowiązujących schematów. I nie wywraca przy tym powieściowego świata za każdym razem do góry nogami. I wciąż trzyma wysoki poziom.