Norwegowie nie gęsi i… swoje gwiazdy literatury kryminalnej również mają. Wystarczy wspomnieć o Gunnarze Staalesenie, Jø Nesbo, Karin Fossum czy Anne Holt. Do tego grona Wydawnictwo Czarne postanowiło dorzucić Kjella Olę Dahla, który, w ojczyźnie popularny od lat, Polakom był dotąd całkiem obcy. Szczęśliwie uległo to zmianie, gdyż „Mały złoty pierścionek” to nie tylko porcja wciągającej prozy kryminalnej, ale przede wszystkim psychologicznej.
Zbrodnia ma zawsze dwie twarze
[Kjell Ola Dahl „Mały złoty pierścionek” - recenzja]
Norwegowie nie gęsi i… swoje gwiazdy literatury kryminalnej również mają. Wystarczy wspomnieć o Gunnarze Staalesenie, Jø Nesbo, Karin Fossum czy Anne Holt. Do tego grona Wydawnictwo Czarne postanowiło dorzucić Kjella Olę Dahla, który, w ojczyźnie popularny od lat, Polakom był dotąd całkiem obcy. Szczęśliwie uległo to zmianie, gdyż „Mały złoty pierścionek” to nie tylko porcja wciągającej prozy kryminalnej, ale przede wszystkim psychologicznej.
Kjell Ola Dahl
‹Mały złoty pierścionek›
Mijają miesiące, ba! całe lata, a moda na kryminały z północy Europy nad Wisłą nie przemija. Wręcz przeciwnie. Do dawnych mistrzów – chociażby Maj Sjöwall i Pera Wahlöö, Henninga Mankella, Stiega Larssona czy też Gunnara Staalesena – dołączają wciąż nowi, po których polskie oficyny sięgają coraz pewniej i chętniej. Etykietka „kryminał skandynawski” stała się wręcz synonimem sukcesu wydawniczego. Na szczęście nie tylko wydawniczego, ale i artystycznego. I choć nie wszystko, co przetłumaczone na język Reja i Mickiewicza ze szwedzkiego, norweskiego, fińskiego czy duńskiego to złoto, to jednak trzeba przyznać, że procentowy udział jakości do ilości wypada zdecydowanie ponad przeciętną. Spowodowane jest to zapewne także tym, że krajowi edytorzy wciąż mają z czego wybierać. Wystarczy rzut oka na zestawienia laureatów najważniejszych skandynawskich nagród literackich z dziedziny prozy detektywistycznej – vide Nagroda Rivertona, Nagroda imienia Martina Becka, imienia Palle Rosenkrantza, Szklany Klucz – by przekonać się, że źródełko będzie bić – i przynosić dochody wydawnictwom, czytelnikom zaś radość i satysfakcję – jeszcze przez długie lata.
Jednym z najnowszych „polskich” odkryć na firmamencie skandynawskiej literatury kryminalnej jest pochodzący z Norwegii, urodzony w 1958 roku, Kjell Ola Dahl, autor dopiero co wydanego przez Czarne „Małego złotego pierścionka”. Talent odziedziczył zapewne po ojcu, który zanim został specjalistą w branży informatycznej, przez wiele lat parał się dziennikarstwem (matka pracowała w biurze). Po zdaniu matury w gimnazjum Eikeli w gminie Bærum, dziewiętnastoletni Kjell Ola wybrał się na studia psychologiczne do Oslo; po dwóch latach zrezygnował z nich, aby wybrać się w podróż po Stanach Zjednoczonych i Ameryce Środkowej. Tam imał się różnych zajęć. Po powrocie do kraju postanowił uzupełnić wykształcenie, łyknął więc jeszcze co nieco prawa i ekonomii (zarządzanie przedsiębiorstwem), po czym zatrudnił się jako nauczyciel i doradca zawodowy w szkole średniej w Askim, gdzie pracował do momentu swego pisarskiego debiutu. A miał on miejsce w 1993 roku, kiedy to ukazała się pierwsza powieść kryminalna Dahla zatytułowana „Dødens investeringer”. Jej bohaterami byli inspektor Gunnarstranda i komisarz Frank Frølich – duet, który podbił serca Norwegów. Początkowo jednak pisarz wcale nie planował stworzenia serii książek z nimi w rolach głównych, ponieważ na drugą odsłonę ich przygód czytelnicy musieli czekać długich siedem lat.
W tym czasie Dahl napisał i wydał trzy inne kryminały: „Seksognitti” (1994), „Miniatyren” (1996) oraz „Siste skygge av tvil” (1998). Dlaczego zatem po kilku latach powrócił do postaci Gunnarstrandy i Frølicha? Może z tego powodu, że kolejne powieści nie odniosły spodziewanego sukcesu… W każdym razie miał nosa. „Mały złoty pierścionek” (2000) z miejsca wylądował na listach bestsellerów, a krytycy przyznali mu Nagrodę Rivertona (upamiętniającą postać Steina Rivertona, a właściwie Svena Elvestada, prawdziwego ojca norweskiego kryminału). Później poszło już z górki. „Mężczyzna w oknie” (2001), „Lille tambur” (2003), „Czwarty napastnik” (2005), „Svart angel” (2007) oraz „Kobieta w worku foliowym” (2010) – ugruntowały nie tylko pozycję Kjella Oli jako pisarza, ale też Gunnarstrandy i Frølicha jako jednych z najbardziej ulubionych literackich bohaterów Norwegów. Dahl, spokojny już o dochody i popularność, mógł realizować teraz także inne swoje marzenia literackie. Czego dowodem tom pięciu opowiadań o miłości „Gjensynsgleder” (2002), przewodnik turystyczny po Wenecji (2004), powieściowa dylogia o norweskim systemie finansowym „Lindeman & Sachs” (2006) i „Lindemans tivoli” (2008) oraz biografia Billa Gatesa (2009)… Dzisiaj Kjell Ola, niegdyś bardzo niespokojny duch, prowadzi już ustabilizowane życie, mieszka wraz z rodziną – żoną i trójką dzieci – na farmie Torgunrud w gminie Eidsvoll w powiecie Akershus. Ze swoimi wielbicielami kontaktuje się natomiast na bieżąco za pośrednictwem internetowego bloga.
Akcja „Małego złotego pierścionka” rozgrywa się w ciągu kilku czerwcowych dni w Oslo. Katrine Bratterud – młoda dziewczyna „po przejściach” – pracuje w biurze podróży pod okiem starszej koleżanki Elise Hermansen. Sobotnie przedpołudnie upływa leniwie, klientów nie ma zbyt wielu, kobiety mogą więc zająć się plotkowaniem. Spokój burzy jednak pojawienie się mniej więcej czterdziestoletniego mężczyzny, z długimi włosami spiętymi w koński kucyk, dżinsowymi spodniami z dziurami na kolanach i tatuażem, który znienacka atakuje Katrine. Dopiero histeryczny wrzask Elise i żądanie Bratterud, by ta zadzwoniła natychmiast na policję, sprawia, że napastnik robi w tył zwrot. Kim był? Młoda dziewczyna odpowiada oględnie, że kimś z jej przeszłości; nie chce jednak wyjaśnić, co go przywiało i wywołało taką agresję. Po wyjściu z pracy spotyka się ze swoim chłopakiem Ole Eidesenem; nie mówi o przeżyciach w biurze, ale za to dzwoni do kilku osób, ukrywając się z tym przed narzeczonym, co powoduje jego złość. Wieczorem oboje udają się na przyjęcie organizowane przez Annabeth Ǻs i jej męża Bjørna Gerhardsena. Gospodyni jest kierowniczką ośrodka leczenia uzależnień Vinterhagen, a gospodarz zasiada w jego zarządzie; Katrine natomiast – niegdyś narkomanka i prostytutka – była ich podopieczną. Teraz można ją już praktycznie uznać za wyleczoną, zaproszenie na przyjęcie stanowi zaś dla niej początek nowej drogi życia.
Imprezy u Gerhardsenów panna Bratterud nie może mimo wszystko zaliczyć do udanych. Bjørn nie potrafi bowiem utrzymać swych spoconych łap z dala od niej; to powoduje u dziewczyny stres i skurcze żołądka, co kończy się wizytą w toalecie. Katrine ma dość przyjęcia, około północy dzwoni więc po swego przyjaciela Henninga Kramera (na co dzień pracownika Vinterhagen, odrabiającego tam służbę wojskową) z prośbą, by zabrał ją stąd. Przez jakiś czas krążą po mieście, a później na parkingu oddają się niczym nieskrępowanej zabawie. I nie byłoby w tym pewnie nic szczególnie nagannego, gdyby następnego dnia rano nie znaleziono w jednym z rowów nieopodal miejskiego kąpieliska obnażonych zwłok Bratterud. Podejrzenie pada oczywiście na Kramera, będącego prawdopodobnie ostatnią osobą, która widziała Katrine żywą. Prowadzący śledztwo Gunnarstranda – Dahl ani razu nie wymienia w powieści imienia inspektora – i jego asystent Frank Frølich mają jednak wątpliwości co do winy chłopaka, tym bardziej że powody do zemsty na dziewczynie mieli też inni. Chociażby Gerhardsen, któremu Bratterud odmówiła seksu… albo Annabeth Ǻs, wiedząca o namiętności, jaką jej mąż żywił do wychowanicy ośrodka… Nie można też wykluczyć zawsze zazdrosnego Eidesena, który mógł wpaść w szał, dowiedziawszy się, że jego narzeczona po opuszczeniu bankietu odjechała z Henningiem… ani tajemniczego mężczyzny, który zaatakował Katrine w biurze podróży…
Pierwsze godziny dochodzenia tradycyjnie przynoszą znacznie więcej pytań niż odpowiedzi. Funkcjonariusze Kripos szybko jednak nabierają przekonania, że wyjaśnienie zagadki może tkwić w przeszłości Katrine. Życie nie rozpieszczało dziewczyny. Była adoptowanym dzieckiem; po śmierci przybranego ojca wdowa po nim popadła w alkoholizm, a ich córka wylądowała na ulicy, ćpając i prostytuując się. Spokój odnalazła dopiero w Vinterhagen. Ale był to spokój pozorny. Metody terapii stosowane przez Annabeth Ǻs i jej współpracownicę Sigrid Haugom od samego początku wzbudzały bowiem kontrowersje, a śmierć Bratterud jedynie je uwypukliła. Akcja „Małego złotego pierścionka” rozkręca się bardzo powoli. Inspektor Gunnarstranda (samotny wdowiec) i komisarz Frølich (kawaler przy tuszy, który nie potrafi wyzwolić się spod wpływów szefa i własnej matki) nie sprawiają wrażenia wybitnych detektywów. Zadając pytania, często kluczą dokoła tematu; nierzadko też wywołują z tego powodu u swoich rozmówców uśmieszek politowania i poczucie wyższości nad stróżami prawa. Ale to, jak się okazuje, jest tylko zasłoną dymną; obu policjantów cechują bowiem zarówno spryt, inteligencja, jak i niezwykły wręcz upór w dążeniu celu. Zwłaszcza Gunnarstranda potrafi tak długo drążyć skałę – czytaj: wywierać presję na (potencjalnych) podejrzanych – aż w końcu zmusza ich do popełnienia błędu. Jak przed laty nieodżałowany porucznik Columbo.
Portretując postać Katrine Bratterud, Dahl wywołał przy okazji bardzo istotny temat (typowy zresztą dla większości skandynawskich autorów kryminałów), dotyczący kondycji społeczeństwa w kraju dobrobytu. Norweg nie idzie jednak tak daleko w swoich wnioskach, jak Gunnar Staalesen („
Wokół śmierci”, „
Zimne serca”), Stieg Larsson (trylogia „Millenium”), Camilla Läckberg („
Księżniczka z lodu”, „
Kaznodzieja”), Thomas Kanger („
Mężczyzna, który przychodził w niedzielę”) czy Kristina Ohlsson („
Niechciane”), nie obwinia za niemal całe zło państwo i stworzony przez nie niewydolny system opieki społecznej. Pod tym względem jest dużo bardziej powściągliwy; błędy widzi przede wszystkim w ludziach, którzy nazbyt często ulegają chorobliwym, zbrodniczym namiętnościom. Śmierć Katrine okazuje się ostatecznie skutkiem wielu czynników; niebagatelną rolę w całej historii odgrywa również zwykły przypadek. Autor bardzo inteligentnie prowadzi czytelnika po meandrach dochodzenia, wciąga go do gry. I chociaż czytelnik przez cały czas towarzyszy Gunnarstrandzie i Frølichowi, niemal patrząc im na ręce, w finale i tak daje się pisarzowi wywieść w pole. Co akurat w przypadku kryminału jest niezwykle przyjemnym uczuciem.