Ambitni wydawcy, chcąc zareklamować opublikowaną przez siebie książkę, chętnie przyklejają autorom atrakcyjne etykietki, nadają niezasłużone tytuły. Ileż razy mogliśmy przeczytać o kolejnej „współczesnej królowej kryminału”! Wiedzcie jednak, że to zaszczytne miano należy się tylko jednej pisarce – Karin Fossum. Każda bowiem z dotychczas wydanych w Polsce powieści Norweżki to prawdziwy majstersztyk literacki – „Czarne sekundy” również.
Dziewięć lat? Najpiękniejszy wiek, by spotkało cię nieszczęście!
[Karin Fossum „Czarne sekundy” - recenzja]
Ambitni wydawcy, chcąc zareklamować opublikowaną przez siebie książkę, chętnie przyklejają autorom atrakcyjne etykietki, nadają niezasłużone tytuły. Ileż razy mogliśmy przeczytać o kolejnej „współczesnej królowej kryminału”! Wiedzcie jednak, że to zaszczytne miano należy się tylko jednej pisarce – Karin Fossum. Każda bowiem z dotychczas wydanych w Polsce powieści Norweżki to prawdziwy majstersztyk literacki – „Czarne sekundy” również.
Karin Fossum
‹Czarne sekundy›
W przyszłym roku Karin Fossum stuknie sześćdziesiątka. Być może z tej okazji pisarka dokona podsumowania swego dotychczasowego dorobku twórczego. Powinno ono wypaść zadowalająco – trzy tomiki poezji, dwa zbiory opowiadań, cztery książki obyczajowe i cykl powieści kryminalnych z inspektorem Konradem Sejerem w roli głównej, na który składa się już – według stanu na 2012 rok – jedenaście woluminów. Na język polski w ciągu trzech lat (2006-2009) przetłumaczono pięć pierwszych: „Oko Ewy” (1995), „Nie oglądaj się” (1996), „
Kto się boi dzikiej bestii” (1997), „
Za podszeptem diabła” (1998) oraz „
Utraconą” (2000). „Czarne sekundy” (opublikowane w ojczyźnie autorki w 2002 roku) są szóstą okazją do zaznajomienia się z dokonaniami literackimi i talentem Norweżki. I nie ma w tych słowach nawet odrobiny sarkazmu. Fossum od samego początku utrzymuje bowiem niezwykle wysoki poziom, nie trafiają jej się wahania formy, za każdym razem potrafi wymyślić nad wyraz intrygującą fabułę i podać ją w taki sposób, że rozpocząwszy lekturę, z bólem serca dociera się – niestety, zdecydowanie zbyt szybko – do finału opowiedzianej historii. To skutek niechęci pisarki do gigantomanii, która cechuje wielu innych twórców kryminałów skandynawskich. W przeciwieństwie chociażby do Camilli Läckberg czy Lizy Marklund, by jedynie przy paniach pozostać, autorka „Utraconej” nie „pompuje” fabuły z tomu na tom coraz mniej wyrafinowanymi i interesującymi opisami codziennego życia swoich bohaterów, skupia się przede wszystkim na intrydze kryminalnej i pogłębianiu portretów psychologicznych postaci. Dzięki czemu wygrywa ze swoją żeńską konkurencją na niemal każdym polu.
Akcja „Czarnych sekund” rozgrywa się w ciągu kilku wrześniowych tygodni, gdy kończy się lato, a natura powoli przyzwyczaja się do nadchodzącej wielkimi krokami jesieni. Słońce coraz częściej chowa się za chmury, siąpi deszcz, a wieczorami we znaki daje się dotkliwy chłód. Helga Joner ma już prawie pięćdziesiątkę na karku, jest samotną matką, wychowującą dziewięcioletnią Idę. Prawdopodobnie właśnie dlatego, że dziewczynka przyszła na świat, gdy Helga była już dojrzałą kobietą, jest wobec niej nadopiekuńcza, stara się kontrolować na każdym kroku. Ale czy da się całkowicie przewidzieć postępowanie pełnej życia i energii dziewięciolatki? Pewnego wieczora Ida wsiada na rower i jedzie do oddalonego od domu o kilka kilometrów kiosku po gazetę. Długo nie wraca. Matka dzwoni do właścicielki sklepiku Laili Heggen i dowiaduje się, że młodziutka panna Joner wcale tam nie dotarła. Później okazuje się, że nie ma jej również u żadnej ze szkolnych koleżanek ani u kuzynki Marion, dwunastoletniej córki siostry Helgi, Ruth Rix. Matka, wraz z siostrą, wsiadają do samochodu i rozpoczynają poszukiwania Idy na własną rękę; przemierzają ulice miasta, ale nie trafiają na żaden ślad. Nawet miejscowy dziwak Emil Johannes Mork, często jeżdżący po okolicy swoim trójkołowcem, nie jest w stanie nic powiedzieć. Inna sprawa, że w ogóle niewiele mówi, co jest skutkiem jego upośledzenia umysłowego. Nie mając już innego wyjścia, zrozpaczona matka decyduje się zawiadomić o zaginięciu córeczki policję. W jej domu pojawiają się inspektor Konrad Sejer i jego prawa ręka, niedoszły teolog, komisarz Jacob Skarre.
Całonocne poszukiwania Idy nie przynoszą skutku, w wyniku czego Sejer ma poważne obawy. Wzrastają one, gdy ojciec dziewczynki, na co dzień nie mieszkający z rodziną, informuje inspektora, że córeczka była bardzo ufna i ciekawska, mogła więc wsiąść do samochodu z kimś nieznajomym, kto okazał jej sympatię. Ale czy tak właśnie się stało? Na marginesie głównego motywu opowieści, związanego z zaginięciem i poszukiwaniami Idy Joner, Karin Fossum rozwija jeszcze dwa istotne wątki głęboko wkraczające w relacje międzyludzkie. Z jednej strony każe czytelnikowi przyglądać się funkcjonowaniu rodziny dysfunkcyjnej, z drugiej – całkowicie normalnej, tak zwanemu „dobremu domowi”, dalekiemu od jakichkolwiek patologii. Tak przynajmniej by się wydawało. Konrad Sejer jest jednak zbyt wytrawnym gliną i zbyt dobrym psychologiem, aby nie przykuły jego uwagi pewne niepokojące oznaki. Jak się z biegiem czasu okazuje, wątki poboczne wiążą się z głównym, co zresztą autorka sugeruje od samego początku. Może nawet zdarzyć się tak, że ktoś rozwikła całą zagadkę już po kilkudziesięciu stronach, wcale jednak nie będzie to oznaczało, że z dalszej lektury czerpać będzie znacznie mniejszą satysfakcję. Przeciwnie: Norweżka dba o to, aby przez cały czas utrzymywać odpowiednie napięcie, a potrafi robić to doskonale. Także wtedy, gdy – jak się wydaje – wykłada na stół już wszystkie karty. Co dzieje się wówczas? W pewnym sensie to, co najciekawsze – Fossum zabiera nas w podróż w głąb umysłu ludzkiego, a to przecież wciąż jeszcze niezbadany labirynt. Ułatwia tym samym czytelnikom stawianie przezeń ważkich pytań, skłania też do, niekiedy gorzkich, przemyśleń.
Czy naprawdę każdy z nas może – w określonej sytuacji – stać się mordercą? Co o tym decyduje? Predyspozycje psychiczne? Relatywizm moralny? Brak wpojonych już w dzieciństwie wartości? A może strach, który staje się motorem napędowym pozwalającym przekroczyć granice prawa? Nie bez powodu jeden z bohaterów zadaje sobie bolesne pytanie, czy jest kryminalistą – i nie potrafi na nie odpowiedzieć. Zaginięcie Idy Joner staje się w „Czarnych sekundach” wydarzeniem, które wywołuje efekt domina – jednak nie tyle w sferze fizycznej, co psychicznej; wielu osobom pozwala bowiem wyciągnąć wnioski na temat własnego postępowania, dokonać analizy działań z przeszłości. I pomyśleć, że w tym celu nieszczęście musiało spotkać tak niewinną istotę, prześliczną dziewczynkę, której wygląd od razu przywiódł inspektorowi Sejerowi na myśl Mary Pickford, amerykańską gwiazdę kina niemego sprzed prawie stu lat. Powieści Fossum różnią się od innych kryminałów z północy Europy jeszcze jednym – ich autorka unika makabry, nie epatuje opisami pełnymi przemocy, nie tworzy wymyślnych sposobów uśmiercania. Jej bohaterowie, także ci negatywni, są bardzo zwyczajni, nie cechuje ich sadyzm czy inna psychopatyczna skłonność, ale być może dzięki temu przerażają w znacznie większym stopniu niż na przykład Hannibal Lecter (po którym doskonale wiadomo, czego się można spodziewać). Wszak w stwierdzeniu, że zło – a może raczej: Zło – jest banalne, nie kryje się żadna nowość!