W „Rudej Kejli” Izaak Baszewis Singer – laureat literackiej Nagrody Nobla z 1978 roku – wraca pamięcią do Warszawy (i gwoli ścisłości także Nowego Jorku) sprzed pierwszej wojny światowej. Opisuje w niej jednak nie życie Żydów ortodoksyjnych, lecz – posługując się tytułem innej książki pisarza – „szumowin”: prostytutek, złodziei, oszustów, morderców.
Czy nobliście wypada tworzyć szund?
[Izaak Baszewis Singer „Ruda Kejla” - recenzja]
W „Rudej Kejli” Izaak Baszewis Singer – laureat literackiej Nagrody Nobla z 1978 roku – wraca pamięcią do Warszawy (i gwoli ścisłości także Nowego Jorku) sprzed pierwszej wojny światowej. Opisuje w niej jednak nie życie Żydów ortodoksyjnych, lecz – posługując się tytułem innej książki pisarza – „szumowin”: prostytutek, złodziei, oszustów, morderców.
Izaak Baszewis Singer
‹Ruda Kejla›
Tworzący w jidysz, urodzony w podwarszawskim Leoncinie, Izaak Baszewis Singer (1902-1991) przez długie powojenne lata pozostawał w Polsce pisarzem praktycznie nieznanym. Związane było to oczywiście z jego emigracją do Stanów Zjednoczonych, która nastąpiła w połowie lat 30. ubiegłego wieku. Dopiero po przyznaniu mu literackiej Nagrody Nobla, co miało miejsce w 1978 roku, zaczęto, choć i tak z paroletnim poślizgiem, tłumaczyć jego dzieła na język polski (ukazały się wtedy pierwsze wydania „Sztukmistrza z Lublina” oraz dylogii „Dwór” i „Spuścizna”). Prawdziwy wysyp książek Singera pojawił się na początku następnej dekady, już w wolnej Polsce, niestety stało się to w momencie śmierci autora. Co zastanawiające, wszystkie ówczesne pozycje noblisty tłumaczone były nie z oryginałów, lecz ich translacji na angielski. Tym większą wartość ma opublikowana w ubiegłym roku, wcześniej nad Wisłą nieznana, „Ruda Kejla” – pierwsza książka autora „Szatana w Goraju” przełożona bezpośrednio z jidysz.
To wielka zasługa wydawnictwa Fame Art i poznańskiego tłumacza Krzysztofa Modelskiego, który wcześniej „podarował” czytelnikom między innymi przekłady opowiadań i powieści Izraela Joszuy Singera (1893-1944), starszego brata Izaaka Baszewisa, który zresztą umożliwił mu przyjazd do Ameryki Północnej i pomagał zaaklimatyzować się w nowym świecie. Teraz po jego „
Perłach” (1922), „
Na obcej ziemi” (1925) i „
Towarzyszu Nachmanie” (1938) przyszła kolej na „Rudą Kejlę”. Powieść pierwotnie ukazywała się w odcinkach w wychodzącym w jidysz nowojorskim dzienniku (a od czterech dekad tygodniku) „Forwerts”: od 9 grudnia 1976 do 7 października 1977 roku (jej tytuł brzmiał wówczas „Jarme i Kejla”). Jak można mniemać, wzbudzała przy tym niemało kontrowersji. Dlaczego? Bo to – przynajmniej w warstwie fabularnej – klasyczny szund!
Dzisiaj to pojęcie – po raz pierwszy użyte przez pewnego nowojorskiego dziennikarza piszącego w jidysz pod koniec XIX wieku – praktycznie zapomniane, ale przed wojną nawet nie-Żydzi zdawali sobie sprawę z tego, co oznacza. Szund kojarzył się z literacką szmirą, tandetą, kiczem – słowem: literaturą brukową. Najczęściej publikowaną w odcinkach w prasie bądź w wydaniach zeszytowych. Cieszył się wielką popularnością nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale również, a może przede wszystkim, w Europie Środkowo-Wschodniej. Jego zmierzch nastąpił wraz z wymordowaniem Żydów europejskich. Po wojnie i Holokauście nie miał już kto ani dla kogo tworzyć szundu. Co jednak nie oznacza, że wymarł on całkowicie. Dowodem na to przynajmniej dwie powieści Izaaka Baszewisa Singera: wydane w Polsce po raz pierwszy w 1992 roku „Szumowiny” oraz właśnie napisana krótko przed przyznaniem pisarzowi literackiego Nobla „Ruda Kejla”.
Skoro szund jest synonimem tandety, można zastanawiać się, czy nobliście wypadało zajmować się tego typu literaturą? I tu dochodzimy do sedna: „Ruda Kejla” jest bowiem szundem w treści, ale nie w formie. Typowo szundowe są bohaterowie i realia przedwojennej (przy czym chodzi tu o pierwszą wojnę światową) Warszawy, a następnie Nowego Jorku. Co do poziomu literackiego nie można mieć żadnych zastrzeżeń, aczkolwiek podczas lektury rzuca się w oczy specyfika powieści drukowanej w odcinkach, która najprawdopodobniej – jak w przypadku „Lalki” Bolesława Prusa – rodziła się „na gorąco”. Stąd niekiedy tendencje do przegadania i tym samym zakłócającego konstrukcję fabuły wydłużania na siłę niektórych wątków (chociażby po to, aby zapełnić zarezerwowane dla kolejnego odcinka sagi szpalty gazety). Nieco odchudzona „Ruda Kejla” zapewne by zyskała. Ale nie ma co narzekać, bo jakby nie było – to świetna książka, portretująca niezwykle barwny świat polskich Żydów (w tym emigrantów do Ameryki), który zniknął bezpowrotnie wraz z drugą wojną światową.
Akcja powieści zaczyna się latem 1911 roku. Warszawa jest miastem położonym na peryferiach carskiej Rosji, sporą część jej mieszkańców stanowią wszelkiej maści Żydzi – ortodoksyjni i komunizujący, pracujący ciężko i uczciwie oraz zarabiający na życie bandyterką. Jarme Bodik przekroczył już trzydziestkę i ma bardzo bogate konto; czterokrotnie siedział już na Pawiaku – za włamania, przemyt i handel żywym towarem. Jego kobietą jest młodsza o parę lat rudowłosa Kejla, wulgarna prostytutka, której największymi atutami są uroda i idące z nią w parze wyuzdanie. Z biegiem lat Jarme jednak staje się bardziej wygodny; coraz częściej rozmyśla o przejściu na złodziejską emeryturę, ustatkowaniu się; boi się też kolejnej odsiadki. Uprawiając przez wiele lat taki jak on proceder, nie jest łatwo wybić się na niezależność. Starym kumplom, a zwłaszcza Ślepemu Icze – szefowi gangu na ulicy Krochmalnej – takie pomysły Bodika mogłyby się nie spodobać.
Na dodatek w czasie wizyty w szmirowatym teatrzyku Jarme, któremu towarzyszy Kejla, spotyka dawno niewidzianego towarzysza z celi, Maksa Kuśtygę, z którym siedział w Arsenale. Maks wrócił do Warszawy po światowych wojażach. Mówi, że był w obu Amerykach i rzeczywiście to, jak jest ubrany i fakt, że szasta forsą – sprawiają, że łatwo uwierzyć w jego światowość i zmysł do robienia dobrych interesów. Kejla od razu wpada mu w oko, choć Kuśtyga jest akurat z tych, którzy nie pogardzą także seksem z mężczyznami. Proponuje on Jarmemu wspólny wyjazd do Brazylii, gdzie mogliby zarabiać na kobietach; dla Kejli też znalazłoby się zajęcie – ze swoim doświadczeniem w branży byłaby przecież doskonałą burdelmamą. By jednak wyrwać się z Rosji i przepłynąć na drugi brzeg Atlantyku, potrzebne są niemałe pieniądze. Można je zdobyć, ale na pewno nie w sposób uczciwy. Mimo to Bodik i Kejla decydują się na wzięcie udziału w zaplanowanej przez Maksa „akcji”.
Kejla jest prostą dziewczyną, od lat sprzedaje swoje ciało, ale dotąd nie angażowała się w złodziejski proceder Jarmego. Teraz też czuje wewnętrzny opór, który wzbiera, gdy Maks życzy sobie, aby prostytutka została także jego kochanką. Uciekając przed pozbawionym uczuć ludzkich Kuśtygą, pragnąc wybaczenia grzechów, kobieta trafia do domu biednego rabina Menachema Mendla i poznaje jego syna Bunema Tomaszowera. Chłopak, chociaż pochodzi z rodziny ortodoksyjnej, obraca się głównie wśród Żydów oświeconych. Marzy o karierze malarskiej i podkochuje się w swojej modelce Salci, która związana jest z działającymi w konspiracji socjalistami. Kiedy przez przypadek poznaje Kejlę, jego świat wywraca się do góry nogami. Urzeczony pięknem upadłej moralnie dziewczyny, jest gotów porzucić dotychczasowe życie i zacząć wszystko od nowa, choćby z dala od Warszawy. Im więcej dowiaduje się o perypetiach nowej znajomej, tym bardziej jest zdeterminowany, aby wyciągnąć ją z bagna. Nawet za cenę narażenia się Jarmemu i Maksowi, którzy mają przecież wobec Kejli swoje plany.
Izaak Baszewis Singer bardzo barwnie opisuje warszawski półświatek: prostytutki, złodziei, morderców; z drugiej strony portretuje także ludzi uczciwych: bogobojnych Żydów, artystów, intelektualistów i przedsiębiorców, ba! nawet działaczy socjalistycznych (choć nie da się ukryć, że ci drudzy są jednak w mniejszości). Robi to tak plastycznie, że przed oczyma czytelnika wprost staje tamta, nieistniejąca już od dawna Warszawa. Czuć zapachy dobiegające z barów, restauracji, sklepów i domów żydowskich. Słychać modły z synagog, nawoływania fiakrów. A przecież Singer pisał „Rudą Kejlę” w czterdzieści lat po opuszczeniu Polski! Miał jednak wciąż mocno zakorzenione w pamięci miasto, w którym się wychowywał, uczył, zaczynał karierę literacką. Które pozostało JEGO miastem. Pojawiające się w „części trzeciej” powieści opisy Nowego Jorku nie są już tak bogate i plastyczne, nie płyną bowiem z serca i uczuć, lecz umysłu. Ale i w niej na plan pierwszy wybijają się Żydzi – emigranci z ziem polskich. Tam trafiają Kejla i Bunem; tam przybywają też Jarme i Maks. Tam rozgrywa się ciąg dalszy dramatu, który zaczął się na Krochmalnej, Nalewkach, Gęsiej…
Wydawnictwo Fame Art i Krzysztof Modelski obiecują kolejne tłumaczenia z jidysz niepublikowanych wcześniej powieści polsko-żydowsko-amerykańskiego noblisty. Oby jak najszybciej. I oby jak najwięcej!