Kir Bułyczow to w świecie science fiction, nie tylko rosyjskojęzycznego, sprawdzona marka. Gdy pisarz tego formatu bierze się za rozprawę z własnymi korzeniami, nie ma wątpliwości, że będzie ciekawie. Wydawca dorzuca jeszcze, że „bulwersująco” i „prawdziwie”. I ma rację, bo taka właśnie jest wydana niedawno po polsku „Pasierbica epoki” – z podtytułem: „Dzieje sowieckiej fantastyki”.
Lata dwudzieste… lata trzydzieste…
[Kir Bułyczow „Pasierbica epoki” - recenzja]
Kir Bułyczow to w świecie science fiction, nie tylko rosyjskojęzycznego, sprawdzona marka. Gdy pisarz tego formatu bierze się za rozprawę z własnymi korzeniami, nie ma wątpliwości, że będzie ciekawie. Wydawca dorzuca jeszcze, że „bulwersująco” i „prawdziwie”. I ma rację, bo taka właśnie jest wydana niedawno po polsku „Pasierbica epoki” – z podtytułem: „Dzieje sowieckiej fantastyki”.
Kir Bułyczow
‹Pasierbica epoki›
„Bulwersująca, ale prawdziwa historia początków radzieckiej science fiction, oczyma jednego z najwybitniejszych autorów fantastyki w ZSRR” – tak wydawnictwo Stalker Books (dawne Solaris) reklamuje opublikowaną w serii „Krytycy o fantastyce” książkę Kira Bułyczowa (1934-2003) „Pasierbica epoki. Dzieje sowieckiej fantastyki”. Prawda, że smakowicie? Przynajmniej dla każdego, komu nie są obcy tacy autorzy, jak Aleksandr Bielajew, Aleksiej Tołstoj, Ilja Erenburg, Michaił Bułhakow czy Jewgienij Zamiatin. Tytuł może być jednak trochę mylący, ponieważ Bułyczow, piszący pierwotnie jedynie do szuflady, a nie z myślą o druku, nie podjął się (może zwyczajnie nie zdążył) opisania całości zjawiska, a więc od czasów Wielkiej Rewolucji Październikowej aż do upadku Kraju Rad. Skupia się przede wszystkim na latach 20. i 30. ubiegłego wieku, robiąc jedynie mały wyskok w kolejne dwie, już powojenne, dekady. Interesuje go więc głównie okres NEP-u (to jest zapoczątkowanej przez Lenina Nowej Ekonomicznej Polityki), kiedy sztuka sowiecka, w tym i literatura fantastyczno-naukowa, przeżywała, mimo politycznej kontroli, rozkwit oraz czas po tak zwanym Wielkim Przełomie, kiedy Związek Radziecki wkroczył w epokę industrializacji i kolektywizacji, znaczony również od połowy lat 30. coraz bardziej krwawymi represjami, wreszcie – Wielką Czystką, która dotknęła także – nierzadko wybitnych – pisarzy.
Z polskiego punktu widzenia ciekawostką może być fakt, że do twórców sowieckich Bułyczow zalicza na przykład Polaka (o korzeniach żydowskich) Brunona Jasieńskiego (1901-1938), dość szczegółowo omawiając przy tym jego najsłynniejszą powieść – wydaną zresztą podczas jego pobytu we Francji – „Palę Paryż” (1929). Co w niej „sowieckiego”? Tematyka, niechęć do kapitalistów, zawarte w niej idee komunistyczne, które zresztą spowodowały, że autor został wydalony ze stolicy Francji i przeniósł się do ZSRR, gdzie był entuzjastycznie witany. Co dziewięć lat później nie przeszkodziło w skazaniu go na śmierć z zarzutu o „udział w kontrrewolucyjnej organizacji terrorystycznej”. Jeszcze większym zaskoczeniem może być umieszczenie w rozprawie Bułyczowa książki niemieckiego Żyda Liona Feuchtwangera (1884-1958) „Moskwa 1937” (1937), która najpierw ukazała się po niemiecku w Amsterdamie, a następnie została przetłumaczona na rosyjski i wydana w dwustu tysiącach egzemplarzy. W tym przypadku autor eseju przyjął również kryterium tematyczne i fakt, że Feuchtwanger opisał świat, który nie tyle widział w czasie swojej podróży do Kraju Rad, ale który mu pokazano. W efekcie stworzył fantastyczną utopię.
To ostatnie słowo jest zresztą kluczem do całej „Pasierbicy epoki”. Bułyczow skupił się bowiem na dwóch gatunkach science fiction: utopiach oraz dystopiach. Te pierwsze miały – jego zdaniem – pokazywać świat wspaniałej komunistycznej przyszłości, który z biegiem czasu coraz bardziej stapiał się z oficjalną propagandą. W latach 30. trudno było już w zasadzie rozróżnić, co jest literaturą fantastyczno-naukową, a co wykładnią państwowych instytucji; wtedy też ukuto dla literatury tego typu dziwaczne określenie – „esej fantastyczny”, który de facto stał się miarą jej upadku. Zanim jednak do tego doszło, w pierwszej po rewolucji październikowej dekadzie sowiecka fantastyka przeżywała bujny rozkwit. Uczestniczyli w nim zarówno pisarze tworzący jeszcze przed pierwszą wojną światową, jak zafascynowany Jules’em Verne’em Aleksandr Bielajew („Głowa profesora Dowella”, 1924; „Człowiek ryba”, 1928) czy Aleksiej Tołstoj („Aelita”, 1923; „Związek pięciu”, 1925; „Eksperyment inżyniera Garina”, 1927), jak i prozaicy rozpoczynający karierę dopiero w Rosji radzieckiej, jak Jewgienij Zamiatin (prorocza dystopia „
My”, 1921), Michaił Bułhakow („Fatalne jaja”, 1925; „Psie serce”, 1926), Walentin Katajew („Wyspa Erendorf”, 1924).
Kir Bułyczow nie ogranicza się jednak tylko do pisarzy zajmujących się w tym czasie science fiction; przygląda się również tekstom okołofantastycznym, które często wychodziły spod rąk literatów niezawodowych. Jak chociażby rewolucjonista i teoretyk tayloryzmu, czyli naukowej metody organizacji pracy, Aleksiej Gastiew, który w zbiorze „Poezja czynu robotniczego” (1918) domagał się „inżynierowania” człowieka, stworzenia fuzji człowieka i maszyny (Bułyczow widzi w nim z tego powodu dalekiego prekursora cyberpunku); przyjaciel, a potem adwersarz Lenina, specjalista od teorii systemu i… transfuzji krwi Aleksandr Bogdanow, który napisał dwie bardzo popularne w ZSRR utopie „Czerwona gwiazda” (1908) i „Inżynier Menni” (1912), bardzo zresztą nisko ocenione przez autora „Pasierbicy epoki”; w końcu pochodzący z Królestwa Polskiego Żyd Karol Radek, absolwent historii na Uniwersytecie Jagiellońskim, dziennikarz i dyplomata, współtwórca „kultu jednostki” Stalina, który zainteresował Bułyczowa za sprawą opowiadania (a może raczej „eseju fantastycznego”?) „Architekt Towarzystwa Socjalistycznego” (swoją drogą wyjątkowo nieszczęśliwe jest to tłumaczenie Iwony Czapli, powinno być raczej „Architekt społeczeństwa socjalistycznego”).
Bułyczow zatrzymał się przy tym „dziełku” nieco dłużej, więc i ja przystanę na moment. Nosi ono przydługi, lecz wiele wyjaśniający bałwochwalczy podtytuł: „Dziewiąty wykład kursu z historii zwycięstw socjalizmu, odczytany w 1967 roku w szkole łączności międzyplanetarnej w pięćdziesiątą rocznicę Rewolucji Październikowej”. Odczytywać ma go sam towarzysz Stalin, który w tym momencie, gdyby żył, miałby osiemdziesiąt dziewięć lat. Jak wiemy, Józef Wissarionowicz rozstał się z tym światem w 1953 roku, natomiast jego apologeta Radek czternaście lat wcześniej (zamordowany prawdopodobnie przez nasłanych „urków”, to jest więźniów kryminalnych, w łagrze w Wierchnieuralsku, w którym znalazł się zresztą na rozkaz Stalina). Zgodnie z przekonaniem Jewgienija Zamiatina, w latach 20. literatura fantastyczna w ZSRR wybijała się ponad inne gatunki. Wynikało to z tego, że część autorów spełniała podstawowe przesłanki decydujące o ich wielkości. Byli „heretykami”, którzy „przyczyniali się do progresu społecznego, niepokoili i burzyli dogmaty”, a jednocześnie – ostrzegali przed tym, co miało nadejść.
Po Wielkim Przełomie to zadanie zostało im odebrane; w efekcie wielu w ogóle zrezygnowało z uprawiania poletka science fiction, a ci, którzy na nim pozostali, lub nowi, którzy na nie wkroczyli, musieli ścigać się z coraz bardziej absurdalną i utopijną rzeczywistością, a raczej jej utopijnym postrzeganiem. W tym pojedynku byli na z góry przegranej pozycji, stąd fatalna jakość fantastyki sowieckiej z lat 30., w tym nawet dzieł twórców tak cenionych, jak Aleksandr Bielajew („Gwiazda KEC”, 1936), Jewgienij Pietrow (niedokończona powieść z lat 1939-1941 „Podróż do krainy komunizmu” [nie wiedzieć czemu, Iwona Czapla tłumaczy oryginalny tytuł jako „Podróż w stronę komunizmu”], której fragmenty wydano dopiero w połowie lat 60.). Bułyczow zauważa przy okazji inną prawidłowość: w drugiej połowie tamtej dekady zaczyna dochodzić do głosu fantastyka utopijno-militarna, sławiąca komunistyczne podboje na całym świecie i na innych planetach, co ponownie idzie ramię w ramię z państwową propagandą.
Temu gatunkowi hołdują głównie tacy autorzy, jak Piotr Pawlenko, Nikołaj Szpanow, Siergiej Bielajew, Nikołaj Toman, Aleksandr Kazancew, Grigorij Adamow. Dzisiaj już mało kto o nich pamięta (także w Rosji), ale ponad osiemdziesiąt lat temu to oni właśnie nadawali ton sowieckiej science fiction, spychając ją na nowe tory. Tory, którymi setki pisarskich wyrobników podąża do dzisiaj, sławiąc potęgę Wszechrusi i tym samym budując fundament pod „mocarstwową” politykę Władimira Putina. Gdyby Bułyczow żył jeszcze, bez wątpienia równie bezlitośnie rozprawiłby się także z tą imperialną pseudoliteraturą. Docierając do ostatnich stron „Pasierbicy epoki”, należy pamiętać, że nie jest to dzieło literaturoznawcy, ale skrajnie subiektywny, co jednak wcale nie odbiera mu wartości obiektywnej, opis epoki, w której rosyjska i sowiecka fantastyka naukowa dopiero zapuszczała korzenie. Rozkwit, jaki przeżyła w latach 20., przyniesie pożądane owoce kilka dekad później, po śmierci Stalina, kiedy to eksplodują talenty Iwana Jefremowa, Ilji Warszawskiego,
Siergieja Sniegowa,
Arkadija i Borisa Strugackich, Dmitrija Bilenkina, wreszcie samego
Kira Bułyczowa.