Niespełna w rok po publikacji „Zamachu” – książki próbującej wyjaśnić tajemnicę „katastrofy” gibraltarskiej – jej autor, Tadeusz Kisielewski, oddał do rąk czytelników ciąg dalszy swoich dociekań. Kolejne teorie dotyczące tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego zawarł w obszernym tomie zatytułowanym „Zabójcy”. Nie liczcie jednak na to, że wskazał palcem winnych dramatu sprzed ponad 60 lat. Choć przyznać trzeba, że przedstawił nowy, niezwykle intrygujący trop.
O krok bliżej prawdy
[Tadeusz A. Kisielewski „Zabójcy. Widma wychodzą z cienia” - recenzja]
Niespełna w rok po publikacji „Zamachu” – książki próbującej wyjaśnić tajemnicę „katastrofy” gibraltarskiej – jej autor, Tadeusz Kisielewski, oddał do rąk czytelników ciąg dalszy swoich dociekań. Kolejne teorie dotyczące tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego zawarł w obszernym tomie zatytułowanym „Zabójcy”. Nie liczcie jednak na to, że wskazał palcem winnych dramatu sprzed ponad 60 lat. Choć przyznać trzeba, że przedstawił nowy, niezwykle intrygujący trop.
Tadeusz A. Kisielewski
‹Zabójcy. Widma wychodzą z cienia›
W wydanym przed rokiem „Zamachu” znany politolog Tadeusz Kisielewski raz na zawsze rozprawił się z pokutującą od lipca 1943 roku teorią o „katastrofie w Gibraltarze”. Na podstawie dokładnych analiz komputerowych ostatniego lotu angielskiego liberatora z generałem Sikorskim na pokładzie jednoznacznie wykazał, że wypadek lotniczy, który doprowadził do śmierci naczelnego wodza i premiera polskiego rządu na wychodźstwie, nie był dziełem przypadku, lecz skutkiem misternie przygotowanego i – już post factum – skutecznie ukrywanego przed opinią publiczną zbrojnego zamachu. Dotarłszy do nieznanych wcześniej historykom źródeł – w czym pomocą służył mu m.in. redaktor Dariusz Baliszewski (autor cieszącego się dużą popularnością, ale też wzbudzającego niemałe kontrowersje wśród badaczy najnowszych dziejów Polski, telewizyjnego programu „Rewizja nadzwyczajna”) – starał się wskazać winnych tragedii. Podjął próbę udzielenia odpowiedzi na dwa zasadnicze pytania: kto pociągał za sznurki oraz czyimi rękoma dokonano zamachu? Przedstawił pięć teorii, nie odrzucając a priori żadnej możliwości. Wniosek, do którego ostatecznie doszedł, nie był może szokujący dla znawców tematu, ale na pewno mógł zaskoczyć mniej zorientowanych czytelników – według Kisielewskiego bowiem z dużym prawdopodobieństwem za śmierć Sikorskiego odpowiedzialny był Stalin. Otwarte natomiast pozostało pytanie, kto rozkaz dyktatora wykonał: Rosjanie, a może sowieccy agenci w brytyjskich bądź polskich służbach wywiadowczych?
Najprawdopodobniej ostatnie pytanie tak bardzo nurtowało autora, że w następnej książce postanowił rozwikłać także tę, wciąż niewyjaśnioną, zagadkę. Prowadzone przezeń śledztwo dzięki nowym materiałom i świadkom, do których Kisielewski dotarł już po publikacji „Zamachu”, pozwoliło mu skonkretyzować nowe wnioski – nawet jeżeli nieodpowiadające wprost na pytanie „kto zabił Sikorskiego?”, to na pewno przybliżające nas do poznania prawdy. Było to możliwe dzięki temu, że autor „Zabójców” przekroczył pewną granicę, której zawodowi historycy zazwyczaj wystrzegają się jak ognia, wkraczając tym samym na obszar działalności służb wywiadowczych. Od samego początku, a więc już w „Zamachu”, lansował on bowiem tezę, że generał zginął w wyniku akcji przygotowanej przez któryś z wywiadów (konkretnie: sowiecki, być może jednak przy pomocy innych) i na tym polu należy szukać wyjaśnienia tej bezprecedensowej zbrodni. Całkiem poważnie Kisielewski potraktował również „doniesienia” o udziale samych Polaków w tym przedsięwzięciu. Mówiło się o tym zresztą od dawna, tyle że autor odrzucił koncepcję, jakoby w zamach miał być zamieszany główny polityczny oponent Sikorskiego w tamtym czasie – generał Władysław Anders. A jeśli nie on, to kto? Odpowiedź, choć tylko częściową, znajdziemy na kartach „Zabójców”.
Książka Kisielewskiego uświadamia nam jednak jeszcze jedną bardzo istotną rzecz – fakt, że do śmierci naczelnego wodza doprowadził prawdopodobnie zbieg wielu okoliczności i wzajemnie wykluczających się interesów mocarstw zaangażowanych w II wojnę światową. Generał mógł więc stać się de facto ofiarą dynamicznie zmieniającej się sytuacji na froncie wschodnim. Niejako na marginesie podstawowych rozważań autor rozwija także kilka wątków pobocznych – o dziwo, każdy z nich prowadzi do okupowanego kraju i dotyka bardzo drażliwego tematu współpracy polsko-niemieckiej w warunkach toczącej się wojny. Dwa z nich zasługują na szczególną uwagę. Pierwszym jest działalność „Muszkieterów”, najbardziej chyba tajemniczej i demonizowanej polskiej organizacji niepodległościowej, którą z mroku dziejów wyciągnął przed paru laty właśnie Baliszewski w „Rewizji nadzwyczajnej”. Drugim – ewentualna współpraca Wilhelma Canarisa i Abwehry z jej polskim odpowiednikiem, czyli Oddziałem II. Jakkolwiek teoria o wspólnym działaniu, przejawem którego miały być ostatecznie zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu (20 VII 1944 roku) i wybuch – zaledwie kilkanaście dni później (1 VIII 1944) – powstania warszawskiego, wydaje się być czystą fantazją, to jednak w świetle przedstawionej przez Kisielewskiego argumentacji nabiera pewnych cech prawdopodobieństwa. Jedno jest pewne: teoria ta powinna zostać poddana gruntownej analizie historycznej. Bez obrażania się na autora i narodowej histerii.
Wbrew tytułowi książki, zabójcy Sikorskiego mimo wszystko jednak „nie wyszli z cienia”. Pomimo interesujących i logicznie spójnych rozważań, po lekturze „Zabójców” nie jesteśmy w stanie ze stuprocentową pewnością wskazać winnych. Więcej nawet: nowe fakty i relacje raczej zagmatwały obraz, zamiast go wyostrzyć. Nie to jest jednak najważniejsze. Najbardziej liczy się fakt, że publikacje Kisielewskiego poruszyły lawinę, której powstrzymać już się chyba nie da. Lawinę, która musi nas w końcu – po ponad sześćdziesięciu latach od tragedii w Gibraltarze – doprowadzić do prawdy. Bo obojętnie jak oceniać postać Sikorskiego i jego politykę w czasie, gdy piastował urząd premiera (sam mam wyjątkowo krytyczne zdanie na ten temat), nie ulega wątpliwości, że jego śmierć była momentem przełomowym w najnowszej historii naszego kraju – nie mniej istotnym niż „cud nad Wisłą” czy zamach majowy Piłsudskiego. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że gdyby Sikorski nie zginął w lipcu 1943 roku, historia Polski potoczyłaby się inaczej. Przesada? Chyba jednak nie. Generał bowiem, nawet częściowo wbrew własnym poglądom politycznym, symbolizował Ojczyznę przeciwstawiającą się ekspansji sowieckiej – zamach na Sikorskiego był więc symbolicznym zamachem na Polskę i jej niepodległość.
„Zabójców” czyta się wyśmienicie, jak najlepszego gatunku beletrystykę sensacyjną. Choć książka ta, głównie z racji mnogości wątków pobocznych, nie jest tak spójna jak „Zamach”, to i tak nie pozwala oderwać się od lektury przed dotarciem do ostatniej strony. Znać w niej prawdziwą pasję i serce, które autor włożył w rozwikłanie tajemnicy śmierci generała Sikorskiego. Można jedynie przewidywać, że po publikacji „Zabójców” odezwą się kolejni świadkowie, którzy poruszeni lekturą postanowią przerwać kilkudziesięcioletnie milczenie. Jeżeli tak się stanie, niewykluczone, że za kilka miesięcy weźmiemy do ręki kolejne dzieło Kisielewskiego. I znów będziemy o krok bliżej prawdy.
"Było to możliwe dzięki temu, że autor „Zabójców” przekroczył pewną granicę, której zawodowi historycy zazwyczaj wystrzegają się jak ognia, wkraczając tym samym na obszar działalności służb wywiadowczych."
- a to się ubawiłem setnie. Owszem, autor przekroczył granicę, opierając się na informacjach typu "Pan X powiedział pani Y, że" (przy czym Pan X już nie żyje, więc nie da się tego zweryfikować), albo na źrodłach zupełnie anonimowych - z jednej strony niby zrozumiałe, bo ktoś się boi o siebie, ale z drugiej strony w ten sposób można udowodnić wszystko, bo informacji od takich anonimów siłą rzeczy nie da się zweryfikować - jak kiedyś będę miał więcej czasu napiszę książkę, w której "niezbicie" udowodnię taką metodą, że Sikorskiego porwali Marsjanie, a na jego miejsce podłożyli przygotowanego zawczasu i uśmierconego klona.
Dla jasności - nie przesądzam, co się faktycznie stało w Gibraltarze, wcale bym się nie zdziwił, gdyby to faktycznie był zamach, ale szczerze wątpię, żeby działalność p. Kisielewskiego, a jeszcze bardziej Baliszewskiego, przybliżała nas do jakiejkolwiek prawdy. Pod hasłem obalania fałszów panowie tworzą nowe mity. I pewnie nieźle na tym zarabiają.