Mając za sobą kilka bardzo kiepskiej jakości powieści z akcją umieszczoną na Krynnie, bez większych oczekiwań podszedłem do „Drakońskich metod” Margaret Weis i Dona Perrina. Przeczuwałem, że to kolejny niezbyt udany twór, opowiadający kolejną mało ciekawą historię o papierowych bohaterach. Okazało się, że jest odrobinę inaczej.
Powieść o saperach i ich kobietach
[Margaret Weis, Don Perrin „Drakońskie metody” - recenzja]
Mając za sobą kilka bardzo kiepskiej jakości powieści z akcją umieszczoną na Krynnie, bez większych oczekiwań podszedłem do „Drakońskich metod” Margaret Weis i Dona Perrina. Przeczuwałem, że to kolejny niezbyt udany twór, opowiadający kolejną mało ciekawą historię o papierowych bohaterach. Okazało się, że jest odrobinę inaczej.
Margaret Weis, Don Perrin
‹Drakońskie metody›
„Drakońskie metody” są drugim tomem dylogii „Brygada Kanga”, opowiadającej o oddziale smokowców, który szczęśliwym trafem odnalazł jaja ze smokowcami-kobietami (smokowczycami?). Nieznajomość pierwszego tomu („Brygady śmierci”) wcale nie przeszkadza w lekturze: akcja jest tak luźno powiązana z poprzednią częścią, że bez większych problemów można zrozumieć, o co chodzi i kto jest kim.
Jak wspominałem, powieść opowiada o smokowcach, którzy są jedną z wyjątkowych ras obecnych tylko na Krynnie. Ich historia nie należy do zbyt skomplikowanych. Gdy smocza bogini zła Thaksisis doszła do wniosku, że potrzebuje armii silnych, oddanych i niezbyt inteligentnych sług, postanowiła skraść jaja dobrych smoków
1) i przy pomocy swojej magii je skazić, by zamiast młodych smoków wykluło się z nich coś zdecydowanie gorszego. Tym czymś byli właśnie smokowcy. Dzielą się oni na kilka różnych gatunków, w zależności od rasy swojego rodzica: baazowie pochodzą od smoków mosiężnych, kapacy od miedzianych, bozakowie od brązowych, sivacy od srebrnych i auracy od złotych.
Jeśli chodzi o fabułę powieści, nie jest ona zbyt wyszukana: na początku oddział pod przywództwem Kanga (nazywający się dumnie Pułkiem Saperów Pierwszej Smoczej Armii) zostaje zaatakowany przez grupkę goblinów, które okazują się być czymś więcej niż tylko zwykłą bandą. Dzielni smokowcy muszą stawić czoła całej rzeszy zielonoskórych w nierównej bitwie, którą tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udaje im się wygrać. Po zaciętym boju saperzy trafiają do górskiej twierdzy, która ku ich zaskoczeniu jest pełna innych smokowców. Chłopcy starają się tam zaaklimatyzować, jednak gdy w pewnym momencie ginie kilku z nich, a zwiadowcy donoszą o zbliżającej się kilkunastotysięcznej armii goblinów, sprawy zaczynają się komplikować. Kang za wszelką cenę chce się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za zniknięcie jego żołnierzy, i wątek na poły kryminalny miesza się z opisem przygotowań do obrony twierdzy.
Osobną kwestią są samice, które smokowcy chcieliby cały czas trzymać w odosobnieniu, z daleka od wszelkich niebezpieczeństw. Nic dziwnego, że traktowanie ich jak dzieci, którymi już wcale nie są (mimo swojego młodego wieku), straszliwie je irytuje, stąd też co rusz wyprawiają się na potajemne wędrówki po twierdzy, kompletują uzbrojenie czy ćwiczą szermierkę. To już nawet nie jest opowieść o ich dojrzewaniu, a raczej o akceptacji tej dojrzałości przez Kanga i resztę jego oddziału. Nie jest to dla nich łatwe i sama myśl, że mogliby utracić samice będące gwarancją przedłużenia gatunku, napawa ich strachem. Ten element powieści prezentuje się dość ciekawie, co nie zmienia niestety faktu, że jest on bardzo schematyczny. Ileż to już razy mieliśmy do czynienia z młodymi lub niedoświadczonymi bohaterami, którzy w finale okazują się być przydatni i zdolni do heroicznych czynów? Zdecydowanie zbyt często, by kobiety smokowców mogły się w jakikolwiek sposób wyróżniać na plus.
Najmniej logicznym elementem powieści jest podział smokowców na oddziały: nie do końca chce mi się wierzyć, by tworząc armię silnych i oddanych sług, bogini zła myślała o tym, by zrobić z nich saperów, artylerzystów, zwiadowców czy żołnierzy ciężkiej piechoty. O ile jednak podział na pułki, brygady i innego rodzaju grupy operacyjne jest do przełknięcia (w końcu nikt by nie chciał, żeby smokowcy atakowali jako zgraja niezorganizowanego mięsa armatniego), o tyle wyobrażenie sobie smokowców-artylerzystów czy saperów, na dodatek dobrze wyszkolonych, wygląda mało realistycznie. Wydaje się, że wymyślając coś takiego, Don Perrin chciał się pochwalić swoim przeszkoleniem wojskowym i udowodnić, że umie zaprezentować, jak pułk działa w terenie (nie bez powodu na początku powieści pojawiła się dedykacja autora dla 30. Pułku Artylerii Polowej).
Jeśli chodzi o element detektywistyczny, nie należy on do zbyt wyszukanych ani rozbudowanych. Wiemy tylko, że z obozu znikają smokowcy, a pojawiają się dziesiątki nowych, jednak wszystko rozgrywa się gdzieś poza głównym wątkiem i nie ma co liczyć na w miarę sensowne czy dokładne opisy kolejnych etapów dochodzenia do prawdy. Kang oddelegował do rozwiązania tej zagadki swojego zastępcę, sam zaś wolał zająć się przygotowaniami do obrony twierdzy (motyw z pijanym smokiem, którego użyto w finałowej bitwie, jest jednym z lepszych fragmentów powieści) czy wyprawą do zamku rycerzy Thaksisis z prośbą o pomoc, którym to zadaniom poświęcono najwięcej miejsca. Niestety, ciężko uznać zmagania z kwatermistrzem i poszukiwania odpowiednich materiałów budowlanych za interesujące, a dwudniowa wyprawa to tylko przerywnik pozwalający pominąć opis dalszych przygotowań do obrony twierdzy.
„Drakońskie metody” są dobrą książką. Aż dobrą, bo wyróżniającą się zdecydowanie na plus spośród innych powieści ze świata Dragonlance, i tylko dobrą, bo niebędącą niczym na tyle wyjątkowym, by przyciągnąć ludzi niezainteresowanych Krynnem. Podczas lektury miałem wrażenie, że głównymi bohaterami uczyniono smokowców tylko po to, by nadać historii nieco bardziej egzotyczny i nietypowy wymiar, bo równie dobrze mogła to być książka opisująca losy ludzi, elfów czy krasnoludów.
1) Podział na dobre i złe smoki jest w świecie Smoczej Lancy dość wyraźnie zaznaczony: do dobrych należą smoki metaliczne, czyli złote, srebrne, miedziane, mosiężne czy brązowe, natomiast do złych wszystkie smoki chromatyczne, czyli czerwone, czarne, zielone, białe czy niebieskie.