Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jan Guillou
‹Droga do Jerozolimy›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDroga do Jerozolimy
Tytuł oryginalnyVägen till Jerusalem
Data wydania18 listopada 2008
Autor
Wydawca Videograf
CyklKrzyżowcy (Jan Guillou)
ISBN978-83-7183-655-8
Format352s. 150×210mm
Cena32,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Droga bez celu
[Jan Guillou „Droga do Jerozolimy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Pierwszy tom trylogii „Krzyżowcy” Jana Guillou prezentuje się bardzo mizernie. Ciężko mi uwierzyć, że tak kiepska powieść zdobyła olbrzymią popularność w krajach skandynawskich i że przygotowywana jest jej ekranizacja. Bo co może być interesującego w powieści, której zarys całej fabuły, razem z zakończeniem, poznajemy z krótkiego streszczenia na okładce?

Miłosz Cybowski

Droga bez celu
[Jan Guillou „Droga do Jerozolimy” - recenzja]

Pierwszy tom trylogii „Krzyżowcy” Jana Guillou prezentuje się bardzo mizernie. Ciężko mi uwierzyć, że tak kiepska powieść zdobyła olbrzymią popularność w krajach skandynawskich i że przygotowywana jest jej ekranizacja. Bo co może być interesującego w powieści, której zarys całej fabuły, razem z zakończeniem, poznajemy z krótkiego streszczenia na okładce?

Jan Guillou
‹Droga do Jerozolimy›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDroga do Jerozolimy
Tytuł oryginalnyVägen till Jerusalem
Data wydania18 listopada 2008
Autor
Wydawca Videograf
CyklKrzyżowcy (Jan Guillou)
ISBN978-83-7183-655-8
Format352s. 150×210mm
Cena32,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Powiecie, że to może być interesujące, bo liczy się samo przedstawienie fabuły. Niestety, jest ona w „Drodze do Jerozolimy” najzwyczajniej w świecie nudna. Nie przedstawia żadnej spodziewanej drogi (chyba że duchową), bo cała akcja dzieje się w Szwecji i Danii (nie wiem jak wy, ale ja sam słowo „droga” zinterpretowałem zupełnie inaczej, oczekując długiej wyprawy ze Skandynawii, przez Francję i Włochy do Ziemi Świętej). Nie prezentuje praktycznie żadnych zwrotów akcji, bo wszystko wiemy z okładki. Nie ma co liczyć na zaskoczenia, bowiem autor postarał się o to, by wszystko było do bólu wręcz schematyczne. Młody chłopiec najpierw ulega wypadkowi, później trafia do klasztoru, wśród mnichów zgłębia tajniki wiedzy i teologii, ale także dziwnym trafem jest uczony walki i jazdy konnej. Później wspomniany klasztor opuszcza, by wieść życie w świeckim świecie. Oczywiście nie trzeba wspominać, iż trening naszego bohatera przebiegał łatwo i przyjemnie. W każdej dziedzinie, od nauki łaciny i francuskiego, przez pływanie czy kowalstwo, aż po walkę na miecze czy strzelanie z łuku, okazywał się wyjątkowo uzdolnionym uczniem. Mamy więc do czynienia z rodzajem średniowiecznego człowieka renesansu, bożym wybrańcem przeznaczonym do dokonania wielkich czynów.
Innym problemem jest nagromadzenie w powieści zupełnie nieistotnych dla przebiegu całej fabuły wydarzeń, które ani nie posuwają akcji do przodu, ani nie pogłębiają portretów psychologicznych bohaterów, a biorą się zwykle z kaprysu autora, ciężko bowiem znaleźć dla nich jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie. Niektóre z nich można by wyjaśnić próbą umieszczenia całej historii w szerszym kontekście historycznym. Próba ta jest niestety wyjątkowo nie udana, bowiem wstawki dotyczące kształtowania się szwedzkiej państwowości w większości przypadków zupełnie odstają od reszty opowieści i wydają się być wciśnięte na siłę – po to tylko, by autor mógł poszczycić się swoją znajomością tamtych wydarzeń. Nie stanowią one żadnej większej całości, więc jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się z powieści czegoś więcej na temat historii Szwecji będzie rozczarowany.
Męczą także dłużyzny, w których poznajemy codzienne wydarzenia z życia Arna czy zakonników, jak również zupełnie zbędne dywagacje teologiczne ojca Henri (nie mające żadnego wpływu na fabułę), czy też przeciągające się na kilka stron jego rozmowy z Arnem dotyczące kwestii wiary. Jaki jest ich cel? Ciężko mi odgadnąć, bo wpływu na fabułę nie mają żadnego, zaś czytelnika potrafią doprowadzić do znużenia i w ekstremalnych przypadkach także do niecierpliwego kartkowania w poszukiwaniu końca tych wywodów.
Poza nieistotnymi wydarzeniami w powieści występują również równie zbędni bohaterowie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie opisy autora sugerujące, iż każda przedstawiona postać odegra w fabule jakąś znaczącą rolę. Wygląda na to, iż Gulliou postawił na ilość zamiast na jakość. Nawet sam Arn nie reprezentuje żadnego wartego uwagi portretu psychologicznego – naiwny, wychowany przez mnichów braciszek, który po opuszczeniu klasztoru okazuje się być zupełnie nieświadomy niebezpieczeństw czyhających w świeckim świecie. Pozostali, czy to ojciec Henri, jego nauczyciel i przełożony, czy też tajemniczy brat Guillbert, były templariusz i mentor Arna przyuczający go do sztuki wojennej, czy też jego niezbyt bystry ojciec Magnus, czy ten lub inny nazwany po imieniu niewolnik lub mnich, są postaciami równie płaskimi i równie nieciekawymi. Nie sposób przejąć się ich losem, problemami rodzinnymi Magnusa, historią życia Guillberta czy nieszczęśliwym losem jednej z niewolnic. Postacie są, ale jak gdyby ich nie było. Pojawiają się w przewidzianych dla nich momentach, przekazują informacje, dodają od siebie coś do fabuły i znikają w tle. Wybaczcie porównanie do RPG, ale wyglądają oni na Bohaterów Niezależnych odgrywanych przez początkującego Mistrza Gry.
Nie popisali się także tłumacze, których kunszt przedstawia chyba najbardziej pokręcone zdanie w całej powieści: „Gdy Katarzyna ukończyła dwanaście lat, niewiele brakowało, by zaręczono ją z Magnusem Folkessonem z Arnäs, i dla Algota byłoby to wielce fortunne, w jego życiu rozbłysłoby światło, któe rozproszyłoby mrok, który niedawno zaciążył na tym żywocie za sprawą odejścia z tego świata jego małżonki Doroty Röriksdotter, która zmarła w połogu, a wraz z jej zgonem skończyło się życie niedoszłego pierworodnego syna Algota.”
Ale jest jeden niewielki plus. Pod koniec, gdy nierozgarnięty Arn wspomaga swojego przyjaciela Knuta Erikssona w walce z obecnym władcą Szwecji, akcja nabiera szybszego tempa i zaczyna być całkiem interesująca. Ze zdziwieniem odkryłem, iż tenże Knut, postać trzecioplanowa, okazał się człowiekiem z krwi i kości o wiele bardziej niż główny bohater. Ten finisz powieści, o którym okładkowe streszczenie nie wspomina, staje się wyjątkowo wciągającym. Te polityczne zmagania nie trwają jednak zbyt długo i nie zmieniają faktu, iż cała „Droga do Jerozolimy” jest męcząca i nieciekawa, pełna nużących dłużyzn i papierowych bohaterów. Radzę ograniczyć się do streszczenia na okładce – jest o wiele ciekawsze niż sama powieść.
koniec
2 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Przerwane beztroskie dzieciństwo
Marcin Mroziuk

2 V 2024

Z jednej strony „Sprzedawca marzeń” to po prostu wciągająca powieść przygodowa, z drugiej zaś strony książka Katarzyny Ryrych przybliża młodym czytelnikom gęstniejącą atmosferę przed wybuchem II wojny światowej i cierpienia ludności cywilnej na jej początku.

więcej »

Krótko o książkach: Komu mogłoby zależeć?
Joanna Kapica-Curzytek

2 V 2024

W „PS. Dzięki za zbrodnie” jest bardzo dużo tropów prowadzących w stronę klasycznej powieści detektywistycznej. Znajdziemy tu wszystko, co najlepsze w gatunku cozy crime.

więcej »

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zabawmy się w ekonomów
— Miłosz Cybowski

Prawie jak Orlando Bloom
— Miłosz Cybowski

Metodyka zła
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Tysiąc lat później
— Miłosz Cybowski

Europa da się lubić
— Miłosz Cybowski

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Powrót na „Discovery”
— Miłosz Cybowski

Odyseja kosmiczna 2001: Pisarz i Reżyser
— Miłosz Cybowski

Mniej, ale więcej
— Miłosz Cybowski

Jak drzewiej o erpegach rozprawiano
— Miłosz Cybowski

Wojenna matematyka
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.