Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

I’m on the top: Polska’07

Esensja.pl
Esensja.pl
Jak wyglądał polski rynek muzyczny w roku 2007? Czy pojawiły się nowe osobowości, które zdominowały scenę, czy też wciąż najpopularniejsi są emeryci? Czy kupowaliśmy tylko promowane „hiciory”, czy też sięgaliśmy po płyty twórców niezależnych? Ile diamentowych płyt otrzymał Piotr Rubik? Za chwilę postaram się udzielić odpowiedzi na te pytania. Zapraszam na przejażdżkę po rocznym podsumowaniu Oficjalnej Listy Sprzedaży OLIS.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I’m on the top: Polska’07

Jak wyglądał polski rynek muzyczny w roku 2007? Czy pojawiły się nowe osobowości, które zdominowały scenę, czy też wciąż najpopularniejsi są emeryci? Czy kupowaliśmy tylko promowane „hiciory”, czy też sięgaliśmy po płyty twórców niezależnych? Ile diamentowych płyt otrzymał Piotr Rubik? Za chwilę postaram się udzielić odpowiedzi na te pytania. Zapraszam na przejażdżkę po rocznym podsumowaniu Oficjalnej Listy Sprzedaży OLIS.
OLIS jest listą sprzedaży publikowaną przez polski Związek Producentów Audio-Video (ZPAV). Możemy ją śledzić od końca 2000 roku i stanowi wyznacznik najchętniej kupowanych płyt w naszym kraju. Z tym, że kiedy przyglądam się kolejnym notowaniom, dochodzę do wniosku, że ilość sprzedanych płyt nie zawsze świadczy o ich jakości.
Ale do rzeczy.
Jeśli chodzi o indywidualnych artystów, najlepiej na liście radziła sobie pani Nelly Furtado z płytą „Loose”. Szczyt OLIS okupowała przez 9 tygodni. Dzięki temu dorobiła się Diamentowej Płyty, czyli sprzedaż jej albumu przekroczyła zawrotną, jak na nasze warunki, ilość stu tysięcy egzemplarzy. Nie ukrywam, że jej sukces bardzo mnie cieszy. Może nie tyle ze względu na zawartość „Loose”, bo nie oszukujmy się, tak dobry to ten album nie jest, ale Nelly włożyła dużo pracy w to, by zaistnieć w świetle jupiterów. Nie tylko doszlifowując muzykę, ale też zastępując dziewczęcy image wizerunkiem kobiety dorosłej i uwodzicielskiej. Jednak tym, co ją różni od innych gwiazdek jest to, że mimo gruntownej zmiany potrafiła zachować naturalny wdzięk i nie jawi się jako plastikowa lalka. Miejmy nadzieję, że tak zostanie.
Choć pozostawieni daleko w tyle, również wysoko plasujący się na liście w zeszłym roku byli polscy wykonawcy. Tu raczej zdziwienia być nie powinno, ponieważ mówię o rodzimych markach, które gwarantują sukces. Po cztery tygodnie na szczycie listy byli Hey z zapisem koncertu unplugged, jaki dali dla MTV, Anna Maria Jopek z płytą „Id” oraz Doda z „Diamond Bitch”. Jak widać, każdy z wymienionych artystów jest z nieco innej bajki. Chociaż może określenie „artystka” w stosunku do ostatniej pani zastosowałem nieco na wyrost. Bardziej do niej pasuje określenie „celebryty” albo „showmenka”. Mam wrażenie, że w ramach promowania siebie, płytę wydała niejako przez przypadek. W końcu o wiele głośniej w mediach krzyczano o jej rozwodzie z Radkiem czy o mało wyrafinowanych wypowiedziach w „Gwiazdach tańczących na lodzie” niż o dokonaniach estradowych.
Nie dziwi mnie świetny wynik sprzedaży Hey „MTV Unplugged”, który obok Kultu stanowi ikonę polskiego rocka. Choć zarejestrowany występ na pewno jest bardzo ciekawy, mnie osobiście nie powalił. Z tym, że może to wina tego, że jestem fanem „starego” Heya. Co do Anny Marii Jopek i „Id”, to jej sukces komercyjny do dziś pozostaje dla mnie zagadką. A to dlatego, że pani Jopek nie poddaje się modom i zawsze podąża swoją ścieżką, która ostatnimi laty coraz bardziej oddala się od tego, czym na co dzień karmią nas najpopularniejsze stacje radiowe.
Inni wykonawcy, którzy uplasowali się na pierwszym miejscu OLIS, stanowią kalejdoskop stylów i gatunków. W kręgu tych „oczywistych oczywistości” znajdują się Piotr Rubik i Zbigniew Książek ze swoim „Psałterzem wrześniowym” (3 razy), Raz Dwa Trzy z „Młynarskim” (3 razy), Nosowska z – wcale nie łatwą w odbiorze – płytą „UniSexblues” (2 razy), Feel ze swoim debiutem „Feel” (2 razy) i po smutnym razie Kombii „Ślad”, IRA „Londyn 8:15”, Norah Jones „Not Too Late” oraz Amy Winehouse „Back to Black”. Natomiast największą niespodzianką jest dla mnie pojawienie się raz na szczycie zespołu Happysad z „Nieprzygodą”. Bardzo mnie to cieszy, biorąc pod uwagę, że ich poprzednia płyta prześlizgnęła się po dolnych rejestrach listy OLIS i szybko zaginęła w akcji.
Poza autorskimi płytami OLIS skutecznie okupowały wszelkiej maści składanki. Fakt ten nie napawa radością, ponieważ sprzedają się one lepiej niż regularne płyty artystów. Czyżby to znaczyło, że współcześni twórcy nie potrafią nagrać porządnej płyty, tylko stać ich na wyhodowanie jednego czy dwóch przebojów? Najwyraźniej, bo czego to nie mieliśmy: „RMF FM – Najlepsza muzyka 2007” (platyna – ponad 30000 sprzedanych egzemplarzy), „Radio Zet – Red Wine” (złoto – ponad 15000 egzemplarzy), „Eska – Hity na czasie 9”, „RMF FM – Najlepsza muzyka po polsku” (Diamentowa Płyta), „Babski wieczór” (złoto), „RMF FM – Najlepsza muzyka pod słońcem” (2 platyny i raz na pierwszym miejscu), „Radio Zet Siła Muzyki – Przeboje na lato 2007” (platyna), „Bravo Hits lato 2007” (złoto), „RMF FM – Najlepsza muzyka na imprezę” (platyna i raz na szczycie) itd.
Osobnym zjawiskiem jest seria „The Best coś tam… Ever!”. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ każda edycja stawała się wielkim sukcesem i zgarniała wielokrotności Platynowych Płyt. W zeszłym roku przeżyliśmy prawdziwy atak tej serii, a kolekcjonerzy wyrywali sobie z gardła ostatnie grosze, by zdobyć „ballads… ever!”, „jazz… ever!”, „classic… ever!”, „disco… ever!”, „christmas… ever!” i „polish songs… ever!”. Jednym zdaniem: dla każdego coś… ever!
Na brak swoich reprezentantów na liście nie mogły też narzekać dzieci. Wybierały między „Top Kids” częściami 9. (złoto), 10. i 11. i drugą odsłoną „Mini Mini Kołysanek” (dotarła do 4. pozycji). A jakby tego było mało, pojawiły się produkcje specjalnie dla nich, w postaci Bebe Lilly (złoto) i Króliczka Titou (dotarł do 8. pozycji). Prawdziwy koszmar każdego szanującego się metalowca.
Z drugiej strony, szereg spektakularnych skoków wzwyż zaliczyli wykonawcy muzyki mało komercyjnej. I mam tu na myśli nie tylko Możdżera, Björk i Norah Jones. Wielkim sukcesem komercyjnym okazała się produkcja Ayo. „Joyfull” (3 razy na szczycie). Nie zawiedli też fani muzyki poważnej. Na Złotą Płytę zapracował sobie Andrea Bocelli zestawem „Vivere – The Best of”, a na platynę Rafał Blechacz z „Chopin – The Complete Preludes”. Do zestawu możemy dorzucić jeszcze sukcesy okolicznościowe: ten wesoły – po honorowym Oscarze Ennio Morricone zaliczył zwyżkę sprzedaży swoich kompozycji – i sukcesy okolicznościowe przykre – śmierć Luciano Pavarottiego przysłużyła się sprzedaży kompilacji „Pavarotti Forever”. A jak już jesteśmy przy wspaniałych nieboszczykach, których twórczość przeżywa drugą młodość, to nie należy zapominać o Marku Grechucie, którego pośmiertna „Złota kolekcja (Dni, których nie znamy)” zasłużyła sobie na podwójną platynę. Potwierdza się teza, że własny zgon jest najlepszą promocją.
Wspomnę jeszcze o płytach, z których wysokich pozycji na liście bardzo się cieszyłem. Na pewno z „Nieprzygody” Happysad, ale nie tylko. Śmiałe ataki na pierwszą dziesiątkę zaliczyli: Dream Theater „Systematic Chaos” (10. pozycja), Riverside „Rapid Eye Movement” (debiut od razu na drugim miejscu), Behemoth „The Apostasy” (9.) czy reaktywowany z nową wokalistką Nightwish (6. i Złota Płyta). Ponadto miło mi się zrobiło, że nie tylko ja doceniłem, na łamach Esensji, najnowsze dzieło Kasi Groniec i czwartą odsłonę składanki „minimax.pl” Piotra Kaczkowskiego.
Największą niespodzianką zeszłorocznych notowań został jednak Mark Knopfler. Mało że jego najnowsze solowe wydawnictwo „Kill to Get Crimson” wciąż świetnie się sprzedaje (Złota Płyta), to jeszcze dzięki reedycji w pewnym momencie na liście pojawiły się niemal wszystkie pozycje z dyskografii Dire Straits. No, takie powroty to ja lubię!
I może na koniec coś niecoś o największych niewypałach roku 2007. Tym razem w tej kategorii królują same panie. Myślę, że producenci MTV nie takiego wyniku finansowego spodziewali się po Kayah i jej „MTV Unplugged”. Ani razu nie dopchnęła się z tą płytką na szczyt, zatrzymując się na, mało atrakcyjnej, czwartej pozycji. Słabiutko również poradziła sobie Tatiana Okupnik ze swoim solowym debiutem, z którym dobiła ledwo do 6. pozycji. Szersza publiczność nie zaakceptowała jej nowego wizerunku i faktu, że nie musi śpiewać niczym rozdeptana żaba. Jeśli o mnie chodzi, to jej debiut przebija wszystko, co zrobiła z Blue Cafe. Bez rewelacji było też w przypadku zespołu Goya. Choć całkiem niedawno wszelkie radiostacje w kółko maglowały ich piosenki, najnowsza pozycja, „Horyzont zdarzeń”, nie zdobyła sobie większego uznania i wpadła na tydzień do pierwszej dychy. Zawiodła też sławna Jennifer Lopez i jej „Como Ama una Mujer” (ledwo miejsce 9.), ale tu się nie dziwię, ponieważ w repertuarze po hiszpańsku wypadła mało przekonująco. I wreszcie Katie Melua i „Pictures”. Choć melodyjne intro „Nine Million Bicycles” wciąż niejednemu szumi w uszach, to jej najnowsze dzieło w porównaniu z poprzednią płytą sprzedaje się mizerniutko (brak co najmniej złota to skandal po prostu). Może nastąpiło zmęczenie materiału, bowiem miłość mas jest nietrwała i znika równie szybko, jak się pojawia. Kto wie, ilu z dzisiaj wymienionych wykonawców będzie można wspomnieć za rok?
koniec
13 lutego 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf, sechs, sieben…
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Gdybym w połowie lat 70. ubiegłego wieku mieszkał w Republice Federalnej Niemiec i był fanem krautrocka, nie omieszkałbym wybrać się na koncert Can. Może nawet pojechałbym (i częściowo popłynął promem) do Brighton, choć pewnie nie byłoby to tanie. Po występnie musiałbym jednak uznać, że opłacało się. „Live in Brighton 1975” to najlepszy koncertowy zapis, jaki pozostawił po sobie zespół z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Płyń, Pavel, płyń!
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay, tym razem wydany w RFN, na którym Orkiestra Gustava Broma wykonuje utwory Pavla Blatnego.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Sześćdziesiąt lat minęło…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Napoleon i jego cień
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.