Byli jedną z największych nadziei polskiego thrash metalu w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku. Niestety, nie przetrzymali okresu transformacji ustrojowej. Powrócili jednak po ponad dwudziestu latach – z nowym albumem, na którym znalazły się same premierowe utwory. Dla fanów ciężkich brzmień „Adamowe plemię” Kreona będzie zapewne jedną z najsympatyczniejszych niespodzianek tego roku.
(Thrash) Metal, który nie zardzewiał
[Kreon „Adamowe plemię” - recenzja]
Byli jedną z największych nadziei polskiego thrash metalu w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku. Niestety, nie przetrzymali okresu transformacji ustrojowej. Powrócili jednak po ponad dwudziestu latach – z nowym albumem, na którym znalazły się same premierowe utwory. Dla fanów ciężkich brzmień „Adamowe plemię” Kreona będzie zapewne jedną z najsympatyczniejszych niespodzianek tego roku.
Kreon
‹Adamowe plemię›
Utwory | |
CD1 | |
1) Gladiator | 3:38 |
2) Ból | 3:22 |
3) Zawsze razem | 3:38 |
4) Na krzyżu śmierć | 4:26 |
5) Wszystkim obiecałeś | 4:00 |
6) Misja | 4:12 |
7) Są cuda na Ziemi | 4:42 |
8) Myśli osaczone | 4:22 |
9) Adamowe plemię | 4:22 |
Początki kapeli sięgają 1984 roku, kiedy to we Wrocławiu powołany został do życia zespół Test Fobii. Skład, który wykrystalizował się po pierwszych zawirowaniach, był następujący: Zbigniew „ZaRan” Zaranek (wokal), Rafał Żelechowski (gitara), Iwar Dominik (gitara), Zbigniew Zrałko (gitara basowa) oraz Mirosław Krawczuk (perkusja). W tym zestawieniu grupa zakwalifikowała się na III Festiwal Muzyków Rockowych w Jarocinie w 1985 roku i – pewnie nawet ku swemu zaskoczeniu – znalazła się w dziesiątce laureatów publiczności. Poza nimi honor metalowców obroniły jeszcze dzisiaj już niemal całkowicie zapomniane kapele Fatum i Squier; pozostali zwycięzcy byli już z zupełnie innych bajek muzycznych: Rokosz, którego można w pewnym sensie uznać za przodka Big Cyca, grał reggae, Joy Band – bluesa, Variete, Ivo Partizan i Enklawa Ełk – cold wave, a Dzieci Kapitana Klossa i Kosmetyki Mrs. Pinki należałoby wrzucić do worka z szeroko rozumianą nową falą. Po Jarocinie dalsza kariera wrocławian stanęła jednak pod znakiem zapytania; część muzyków, wśród których byli ZaRan i Rafał, postanowiła zmienić nieco styl i pójść drogą wyznaczoną przez wielką czwórkę amerykańskiego thrash metalu – Metallikę, Slayera, Anthrax i Megadeth. Nie mogąc dojść do porozumienia z pozostałymi, ogłosili secesję i do wcześniej już używanej nazwy dorzucili – dla odmiany – słówko Kreon. Jednocześnie dwójkę „rozłamowców” na początku 1986 roku zasiliła zupełnie nowa sekcja rytmiczna – Piotr Wieruszewski (bas) oraz Mariusz Słowiński (perkusja); później przez skład przewinął się jeszcze jeden bębniarz – Dariusz Biłyk (w przyszłości między innymi zespół Lecha Janerki i TSA).
Przez jakiś czas działały równolegle dwa składy używające (niemal) tej samej nazwy. Z bratobójczego pojedynku zwycięsko wyszedł jednak Kreon. To on w 1986 roku pojawił się na dwóch najważniejszych dla polskich metalowców scenach – w Katowicach na Metalmanii i w Jarocinie. Dwa lata później w czasie koncertu w Bytomiu zespół dokonał (ze Słowińskim na perkusji) rejestracji materiału, który został wydany przez Polmark na kasecie zatytułowanej „Thrashdemo Live!”. Znalazły się na niej największe ówczesne hity grupy: „Obłęd”, „Kapłan”, „Przeznaczenie”, „Śmierć” i „Anarchia”. W następnym roku ZaRan & Co. (z Biłykiem w roli bębniarza) weszli do studia Polskiego Radia w Katowicach, a efektem sesji stał się album „Zdrada, prawo, kara… i co jeszcze czeka nas?” (z dobrze znanymi z występów na żywo takimi kawałkami jak „Stwórca”, „Klątwa” czy „Agonia”). Niestety, nie zdążył się on ukazać przed rozpadem Kreona, do czego doszło na początku lat 90. (notabene po udanych koncertach w Berlinie Zachodnim). Odszedł wtedy Wieruszewski, Biłyk zadomowił się u Lecha Janerki, Słowiński „odfrunął” do Kanady, a Zaranek opuścił stolicę Dolnego Śląska, by osiąść na stałe w rodzinnych stronach, czyli w Wielkopolsce. Szczęśliwie nie zrezygnował ze śpiewania, angażując się przez następne lata w przeróżne – mniej lub bardziej ambitne – projekty, spośród których najciekawszym, z punktu widzenia fana rocka, wydaje się współpraca z poznańskim progresywno-metalowym Forgotten (której efektem był nagrany w 2004 roku krążek „Legenda”).
Pierwsza próba reaktywacji Kreona miała miejsce dziesięć lat temu. Niewiele jednak z tego wyszło – kilkanaście koncertów i wydany własnym sumptem w mikroskopijnym nakładzie kompakt zawierający nagrania z katowickiego radia. Prawda jest taka, że w tamtym czasie zwyczajnie nie było zapotrzebowania na podobną muzykę. W ciągu kolejnych lat wiele się jednak zmieniło i kolejne podejście okazało się udane. W 2011 roku opiekę nad grupą przejął Jacek Adamczyk, który współpracował już z Kreonem w latach 80. i w dużym stopniu przyczynił się do ówczesnych sukcesów wrocławian. Do kolejnego powrotu muzycy przygotowali się więc znacznie bardziej profesjonalnie – przede wszystkim nagrali nową płytę zatytułowaną „Adamowe plemię”, z którą ruszyli w trasę koncertową pod, jakże trafnym, hasłem „Back on the Stage Poland Tour”. W nagraniu albumu, poza Zarankiem i Żelechowskim, udział wzięli jeszcze gitarzysta Bractus, basista Hetman oraz perkusista Artur Konarski (zastąpiony już po sesji przez Snake’a); gościnnie w kilku numerach pojawili się natomiast grający na gitarze basowej Wojciech Lisiecki oraz „obsługujący” darbukę (bliskowschodni bębenek) Przemysław Głowacki.
„Adamowe plemię” zbiera materiał, który dojrzewał w głowach ZaRana i Żelechowskiego przez ostatnie lata. Nie jest tego zbyt dużo – zaledwie dziewięć numerów, których łączna długość nie przekracza trzydziestu siedmiu minut. Powinno dziwić? Niekoniecznie. Tyle przecież trwały płyty długogrające w czasach, gdy Kreon startował do wielkiej kariery. A ich najnowszy krążek cały „zanurzony” jest w latach 80. XX wieku. I co ciekawe, wcale nie brzmi staroświecko, co tłumaczyć można sobie dwojako – albo czas stanął w miejscu, albo w ostatnich latach nastąpił powrót do brzmień sprzed ponad dwóch dekad. Inna sprawa, że jeśli nie zmienia się muzyka wciąż będących na topie starych gwiazd thrash metalu – vide Slayer, Anthrax, Megadeth, Overkill, Exodus – czemu mielibyśmy oczekiwać tego po Kreonie… Na otwarcie muzycy wybrali wojowniczego „Gladiatora”, który już od pierwszych taktów udanie definiuje nowy/stary styl grupy. Szybkie tempo perkusji, świdrujące uszy gitary oraz melodyjny głos charyzmatycznego wokalisty – to składniki, których użyto zresztą – i to w dużych ilościach – do upichcenia całej potrawy. Nie zawsze jednak muzycy prześcigają się w tym, kto szybciej dotrze do mety. Tak jest chociażby w „Bólu” (jednym z ciekawszych numerów na krążku), w którego środkowej partii zespół mocno wyhamowuje, by zyskać tym samym na ciężkości brzmienia. Czwarty z kolei „Na krzyżu śmierć” można nawet, w porównaniu z pozostałą zawartością „Adamowego plemienia”, uznać za balladę, choć i tutaj nie brakuje mocniejszych akcentów sekcji rytmicznej i – przede wszystkim – zapadającej w pamięć solówki gitarowej (w końcowych fragmentach).
Co zwraca szczególną uwagę i zaskakuje w porównaniu z innymi kapelami o podobnej, co Kreon, proweniencji – nowe numery są zwyczajnie melodyjne, a ZaRan śpiewa! Nie wydziera się, nie growluje, ale śpiewa (i to jak!) – na dodatek, dzięki świetnej dykcji, można dokładnie zrozumieć, o czym. „Zawsze razem”, „Misja”, „Myśli osaczone” czy zamykający całość utwór tytułowy – każdy z nich ma spore szanse na to, aby stać się Kreonowym klasykiem i na długie lata wejść do repertuaru koncertowego grupy. By jednak być w pełni obiektywnym, trzeba przyznać, że nie ma na najnowszym krążku utworu, który mógłby równać się z tymi najsłynniejszymi sprzed lat – „Obłędem” i „Śmiercią”. Słabsze, ale tylko odrobinę, momenty są dwa – „Wszystkim obiecałeś” (z dość nieszczęśliwą linią wokalu w refrenie) i „Są cuda na Ziemi”, w którym, dla odmiany, patetycznie zaśpiewany refren broni się najbardziej. I właśnie z tego powodu kawałek ten może okazać się prawdziwym koncertowym hitem. Od strony literackiej jest co najmniej przyzwoicie, choć styl Zaranka – bo to on odpowiada za wszystkie teksty – jest dość charakterystyczny; krótkie, hasłowe frazy i równoważniki zdań zapewne nie każdemu przypadną do gustu. Ale to już sprawa indywidualna. Najważniejsze, że piosenki Kreona nie traktują o czterech literach Maryny. ZaRan dokładnie przygląda się rzeczywistości i stara się dokonać oceny tego, co widzi, przede wszystkim zaś kondycji człowieka – zarówno w skali globalnej („Adamowe plemię”, „Zawsze razem”), jak i jednostkowej („Ból”, „Myśli osaczone”).
Warto jeszcze dodać, że równolegle z najnowszym albumem ukazały się również reedycje kompaktowe dwóch poprzednich płyt Kreona. Można więc za jednym zamachem zaopatrzyć się w całą dyskografię zespołu.
Bardzo ładny opis płyty nawet aż za ładny.