Prekursorscy epigoni [Wieże Fabryk „Cel i światło” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Gdyby album „Cel i światło” ukazał się w 1984 albo 1985 roku, Wieże Fabryk podbiłyby Jarocin, a dzisiaj mówilibyśmy o nich jako jednym z najważniejszych prekursorów cold wave nad Wisłą, stawiając w jednym rzędzie z Made in Poland, Madame, Variete, 1984, One Million Bulgarians. Tak się jednak składa, że płytę wydano prawie trzydzieści lat później, co każe patrzeć na łodzian jedynie jako na epigonów zimnofalowej Siekiery. Tyle że o takich epigonach może marzyć każda kapela…
Prekursorscy epigoni [Wieże Fabryk „Cel i światło” - recenzja]Gdyby album „Cel i światło” ukazał się w 1984 albo 1985 roku, Wieże Fabryk podbiłyby Jarocin, a dzisiaj mówilibyśmy o nich jako jednym z najważniejszych prekursorów cold wave nad Wisłą, stawiając w jednym rzędzie z Made in Poland, Madame, Variete, 1984, One Million Bulgarians. Tak się jednak składa, że płytę wydano prawie trzydzieści lat później, co każe patrzeć na łodzian jedynie jako na epigonów zimnofalowej Siekiery. Tyle że o takich epigonach może marzyć każda kapela…
Wieże Fabryk ‹Cel i światło›Utwory | | CD1 | | 1) Cel i światło | 02:42 | 2) Front | 02:40 | 3) Gotuje | 02:57 | 4) Huk | 03:16 | 5) Błyski | 02:39 | 6) Kłęby dymu | 01:57 | 7) Nie pytaj | 02:03 | 8) Od a do o | 02:24 | 9) Psy | 01:21 | 10) Papieros | 02:55 | 11) Za blisko | 02:38 |
Siekiera z Tomaszem Adamskim w roli wokalisty różniła się diametralnie od tej, w której wcześniej jako frontman udzielał się Tomasz Budzyński. Ta druga (a chronologicznie pierwsza), która przebojem wdarła się na polską scenę muzyczną podczas Festiwalu Muzyków Rockowych w Jarocinie w 1984 roku, grała ekstremalny punk rock; natomiast ta pierwsza (a chronologicznie druga) z wyczynami artystycznymi spod znaku Discharge czy Exploited nie miała już nic wspólnego. Łącząc w swojej twórczości dokonania Joy Division i Killing Joke, poświęciła się bowiem propagowaniu cieszącej się w tamtym czasie nad Wisłą sporą popularnością zimnej fali. Po tym wcieleniu grupy pozostał album „Nowa Aleksandria” (nawiązujący do nazwy rodzinnych dla muzyków Puław w czasach zaboru rosyjskiego), po dziś dzień zaliczany do najważniejszych płyt w dziejach polskiego rocka. Niestety, parę miesięcy po jego wydaniu Siekiera rozpadła się; liderujący jej Tomasz Adamski po raz kolejny nie potrafił znaleźć wspólnego języka z pozostałymi muzykami. Siekiera umarła, ale pamięć o niej żyła w narodzie. W czerwcu w 2000 roku w robotniczej Łodzi powstał zespół, którego muzyka z czasem zaczęła do złudzenia przypominać twórczość Adamskiego z połowy lat 80. Nazwali się Wieże Fabryk (jakże adekwatna to nazwa do miejsca, w którym Władysław Reymont umieścił akcję „Ziemi obiecanej”!), a w ich składzie znaleźli się: wokalista Tomasz Kaczkowski, gitarzysta Adam Studziński, basista Cezary Wielesik oraz bębniarz Krzysztof Trzewikowski. W tym zestawieniu formacja wydała jedynie oficjalny bootleg koncertowy „Kopalnia 2001” oraz zarejestrowała pięć utworów w studenckim radiu „Żak”, które dopiero jedenaście lat później wydano oficjalnie na winylowej EP-ce zatytułowanej po prostu „Demo” (2012). W tym momencie trochę inaczej wyglądał skład Wież (w 2005 roku opuścił je Wielesik, którego miejsce zajął Adam Sitarek), poza tym grupa mogła pochwalić się kolejnym bootlegowym wydawnictwem „Koncert Aurora 2007” oraz – wreszcie! – opublikowanym w 2010 roku debiutanckim studyjnym krążkiem „Dym”. Na kolejną produkcję studyjną Wież Fabryk trzeba było poczekać aż do marca 2013 roku. Wtedy to nakładem niezależnej wrocławskiej firmy Oficyna Biedota ukazał się album „Cel i światło”. Mimo że zawiera jedenaście utworów, trwa niespełna dwadzieścia osiem minut. Z jednej strony można więc uznać, że zespół nie zdecydował się rozpieszczać fanów, z drugiej – być może dobrze się stało, że łodzianie nie zdecydowali się upchać na nim numery, które poziomem – mniej lub bardziej – odbiegałyby od tego, co ostatecznie umieścili na płycie. W porównaniu z „Dymem”, „Cel i światło” zawiera muzykę znacznie dojrzalszą i dużo bardziej spójną, precyzyjniejsze i zwyczajnie ciekawsze są też teksty autorstwa Tomasza Kaczkowskiego. Ale jest też z tym dziełem jeden, ale zato nad wyraz poważny problem – jego wtórność! Jeśli odniesiemy drugi album Wież Fabryk do „Nowej Aleksandrii”, okaże się, że artyści rodem z „polskiego Manchesteru” nie grają w zasadzie ani jednej nuty, jakiej wcześniej nie podarowałby nam przed trzema dekadami Tomasz Adamski i jego koledzy. Gdyby oceniać „Cel i światło”, zapominając o Siekierze, Wieże Fabryk mogłyby liczyć na wiele pochwał; zdanie o „odrodzeniu polskiej zimnej fali” powinno otwierać wówczas praktycznie każdą recenzję albumu. Ale co ma zrobić ktoś, kto wychował się na „Nowej Aleksandrii”? Dla kogo „Jest bezpiecznie”, „Ludzie wschodu”, „Tak dużo, tak mocno”, „Już blisko” to kwintesencja niezależnego rocka lat 80.? Taka osoba będzie widzieć w drugiej płycie łódzkiego kwartetu jedynie intrygującą ciekawostkę, taką Siekierę bis, tyle że dodatkowo pozbawioną charakterystycznego brzmienia instrumentów klawiszowych Pawła Młynarczyka. Co jednak wcale nie oznacza, że Wieże Fabryk nie próbują do zapożyczonej formuły dorzucić czegoś od siebie. W ich kawałkach – z przyczyn oczywistych – więcej jest gitary, tym samym również – nieco więcej zgiełku i postpunkowej zadziorności, typowej dla Killing Joke z początku lat 80. ubiegłego wieku. Mimo mroku i chłodu bijącego z tych nagrań, nie są one jednak – z powodu braku klawiszy – aż tak mrożące krew w żyłach, jak było to w przypadku „Nowej Aleksandrii”. Spośród jedenastu kawałków zawartych na płycie, trudno byłoby wskazać nawet jeden choćby nieznacznie odbiegający od przyjętej stylistyki. Podobna jest ich motoryka, podobny sposób śpiewania, czy też raczej wykrzykiwania tekstów, które notabene ograniczają się do bardzo prostego, deklaratywnego, wręcz hasłowego przekazu. Są one zresztą na tyle enigmatyczne – to kolejne „dziedzictwo” Tomasza Adamskiego – że można je interpretować na wiele sposobów, w czym tkwi zarówno ich siła, jak i słabość (wszystko jest kwestią punktu spojrzenia). Nie można natomiast zarzucić muzykom braku umiejętności w komponowaniu chwytliwych, wpadających w ucho melodii (oczywiście w granicach rozsądku i zimnofalowej konwencji). Praktycznie każdy utwór w jakimś stopniu zapada w pamięć, niektóre noszą wręcz znamiona undergroundowych przebojów (vide piosenka tytułowa, „Front”, „Huk”, „Psy”, „Za blisko”). Cóż, gdyby taka muzyka popłynęła z jarocińskiej sceny w 1984 bądź 1985 roku, publiczność punkowa i nowofalowa prawdopodobnie w pierwszej chwili oniemiałaby z zachwytu, a potem popadła w ekstatyczną radość. Niestety, od czasu gdy na festiwalach rockowych triumfy święciły zimnofalowe wcielenia Variete, Made in Poland, 1984, o Siekierze już nie wspominając, minęły trzy dekady. I ta epoka raczej już nie wróci. Co jednak wcale nie oznacza, że przed Wieżami Fabryk nie ma żadnej przyszłości. Gdyby tylko tak zachciało im się trochę bardziej pokombinować, być może za czas jakiś staliby się prekursorami kolejnego odrodzenia polskiego cold wave. Jak na razie jednak, dużo bardziej na to miano zasługuje mimo wszystko trójmiejski The Shipyard, któremu lideruje basista Piotr Pawłowski, niegdyś i obecnie muzyk Made in Poland. Skład: Tomasz Kaczkowski – śpiew Adam Studziński – gitara Adam Sitarek – gitara basowa Krzysztof Trzewikowski – perkusja
|