Najnowszy album duńskiego pianisty jazzowego Sørena Bebego jest uzależniający jak narkotyk. Nie da się, wysłuchawszy „Here Now”, odłożyć go na półkę, by powrócić do niego za tydzień, dwa, za miesiąc. Pełne zadumy, urzekające pięknem melodie, powstałe w zaciszu wiejskiej posiadłości artysty, są najskuteczniejszym balsamem na bolączki codziennego życia. Choć wcale nie powstały jako muzyka relaksacyjna.
Cztery pory zadumy
[Søren Bebe Trio „Here Now” - recenzja]
Najnowszy album duńskiego pianisty jazzowego Sørena Bebego jest uzależniający jak narkotyk. Nie da się, wysłuchawszy „Here Now”, odłożyć go na półkę, by powrócić do niego za tydzień, dwa, za miesiąc. Pełne zadumy, urzekające pięknem melodie, powstałe w zaciszu wiejskiej posiadłości artysty, są najskuteczniejszym balsamem na bolączki codziennego życia. Choć wcale nie powstały jako muzyka relaksacyjna.
Søren Bebe Trio
‹Here Now›
Utwory | |
CD1 | |
1) Here Now | 03:29 |
2) Tangeri | 04:45 |
3) Grateful | 03:23 |
4) Winter | 05:12 |
5) Misha | 03:57 |
6) Be Well | 04:16 |
7) Folksy [To Jan] | 03:57 |
8) Day by Day | 03:55 |
9) Summer | 03:38 |
10) On and On | 03:51 |
W kategorii „najpiękniejsza jazzowa płyta roku” wielkie szanse na zwycięstwo miałby bez wątpienia najnowszy krążek Tria duńskiego pianisty Sørena Bebego – „Here Now”. Choć, szczerze mówiąc, miałbym jednak spory dylemat, czy miana tego nie oddać mimo wszystko w ręce innego duńskiego tercetu, tworzonego przez braci Hessów (pianistę Nikolaja i perkusistę Mikkela) oraz kontrabasistę Andersa Christensena. Ich wspólne dzieło, „At the Movies”, w niczym bowiem nie ustępuje produkcji wielkiego mistrza. Ostatecznie zapewne – przynajmniej według stanu na połowę listopada – obdarowałbym pierwszym miejscem ex aequo obie grupy. Nie dlatego, by wydać „wyrok salomonowy”, ale zwyczajnie obie na taki laur zasługują.
Urodzony w 1975 roku Søren Bebe pochodzi z położonego na wyspie Fionii Odense (jest więc krajanem Hansa Christiana Andersena). Profesjonalną karierę zaczął jako dwudziestolatek, nagrywając bardziej popową niż jazzową płytę z wokalistką Rikke Mølgaard. Później jednak poświęcił się już głównie jazzowy, zwłaszcza od momentu, kiedy powołał sygnowane własnym nazwiskiem Trio. W jego pierwszym składzie znaleźli się jeszcze kontrabasista Niels Ryde oraz perkusista Anders Mogensen. Ten zestaw personalny odpowiedzialny jest za trzy albumy: „Searching” (2007), „From Out Here” (2010), od którego wzięła później swoją nazwę założona przez Sørena prywatna wytwórnia płytowa, oraz „A Song for You” (2012). Przy okazji nagrywania longplaya „Eva” (2013) do Tria dołączył amerykański kontrabasista Marc Johnson, który jednak wkrótce został zastąpiony przez Kaspera Tagela, dotąd najbardziej znanego ze wspólnych występów z pianistą Peterem Rosendalem w Six City Stompers i String Swing.
Trio Bebe, Tagel i Mogensen wydało dwie płyty: „Home” (2016) i „Echoes” (2019). W ubiegłym roku jednak perkusistę od samego początku wspierającego lidera zastąpił przybysz z Norwegii – Knut Finsrud. To muzyk mający na koncie bardzo różne doświadczenia. Zaczynał karierę w progresywnym zespole Ravana („Common Daze”, 1996), następnie przewinął się przez nawiązujący stylistycznie do americany Western Stars („Western Stars”, 2005), by wreszcie zakotwiczyć na dłużej w świecie jazzu. Z tej strony dał się poznać z występów w Sekten („Annars ar det tyst”, 2005; „Mäktiga vingar”, 2008), Samuel Hällkvist Center („Samuel Hällkvist Center”, 2010) oraz Simon Toldam Trio („Sunshine Sunshine or Green as Grass”, 2012; „Kig Op 14”, 2014; „Kig Op 15”, 2015; „OMHU”, 2019). Teraz otwiera zupełnie nowy rozdział w składzie Søren Bebe Trio.
Lider formacji od jakiegoś już czasu mieszka z rodziną na wsi. Całkiem możliwe więc, że swój liryczno-nostalgiczny kształt kompozycje zawarte na „Here Now” zawdzięczają właśnie otaczającej Sørena surowej przyrodzie. By je zarejestrować, Bebe wybrał się jednak wiosną tego roku – oczywiście razem z Tagelem i Finsrudem – do mieszczącego się na przedmieściach Kopenhagi studia Village. Uwinęli się szybko; sesja zajęła bowiem tylko dwa dni, 17 i 18 kwietnia, a jej owocem stała się jedna z najlepszych płyt Tria od początku jego istnienia. W niezwykły nastrój wprowadza już otwierający album utwór tytułowy, któremu ton, jak i wszystkim pozostałym, nadaje balladowy fortepian. Co jednak najważniejsze, Bebe ma nadzwyczajną umiejętność tworzenia wpadających w ucho, urzekających urodą melodii, w efekcie czego absolutnie nie ma mowy o tym, aby w ciągu czterdziestu minut, bo tyle trwa „Here Now”, poczuć choć przez moment znużenie.
W „Tangeri”, co sugeruje tytuł, mamy do czynienia z nawiązaniami do stylistyki tanga. Zespół gra niespiesznie, ale dzięki temu bardzo zmysłowo. Nawet kiedy fortepian schodzi na dalszy plan, by zrobić miejsce dla kontrabasu, podskórnie czuć wielką namiętność, jaka musiała towarzyszyć Sørenowi, gdy na pięcioliniach zapisywał kolejne nuty. Nie inaczej dzieje się w „Grateful”, którego perkusyjna introdukcja przydaje całości patetyzmu. Balladowe klimaty powracają w pełnym zadumy „Winter”. Fortepianowy lejtmotyw pięknie rozwija się, by – po kolejnej kontrabasowej solówce – powrócić do punktu wyjścia i całość spuentować liryczną melodią. „Misha” to z kolei kompozycja poświęcona jednemu z mistrzów Bebego – nieżyjącemu już Ukraińcowi Michaiłowi Alpierinowi (1956-2018), który po upadku Związku Radzieckiego wyemigrował do Norwegii, stając się jednym z najważniejszych pianistów jazzowych nie tylko w Skandynawii, ale całej Europie. Nic więc dziwnego, że oddając mu honory, Søren zrobił to w tak wyjątkowy sposób, wplatając w swoją opowieść bardzo energiczną, ale zarazem wysmakowaną improwizację.
W „Be Well” instrumentem rozprowadzającym staje się natomiast kontrabas. Jego ciepłe brzmienie zapowiada kolejną porcję jesiennej zadumy i to właśnie oferuje słuchaczom pianista, kiedy już wybija się na plan pierwszy. Adresatem „Folksy (To Jan)” jest następny z wielkich mistrzów lidera Tria. Tym razem chodzi o szwedzkiego pianistę Jana Johanssona (1931-1968), który zginął tragicznie w wypadku samochodowym podczas powrotu z koncertu do domu. Zrozumiałym więc stają się wszelkie nawiązania nie tylko do post-bopu z lat 60. XX wieku, ale również umiejętnie wplatane w fortepianową narrację elementy nordic-folku, co było wyróżnikiem twórczości Johanssona. Podążając za swoim mentorem, Bebe gra żywiołowo, aczkolwiek przez cały ma w pamięci w tyle głowy fakt, iż utwór ten jest też swoistym requiem.
Oparty na jednym, melodyjnym motywie „Day by Day” podkreśla – patrząc filozoficznie – ciągłość i niezmienność ludzkiego bytu. Choć akurat koncertujący na całym świecie artysta nie ma prawa do narzekań na monotonię losu. Chyba że chce w ten sposób wyrazić stałość natury obserwowanej z okien jego wiejskiej posiadłości. „Summer” to jedyny „odszczepieniec” na płycie. Utwór, który – w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych -zaraża optymizmem i pozwala naładować energetyczne akumulatory. Całość wieńczy natomiast dużo bardziej stonowany „On and On”, z leniwie płynącymi obok siebie partiami fortepianu i kontrabasu. Dopiero w ostatniej fazie fortepian uwalnia się i zaczyna przemawiać własnym, coraz bardziej doniosłym głosem. Między „Echoes” a „Here Now” zespół milczał przez kilka lat. Po wysłuchaniu najnowszego albumu wydaje się to w pełni zrozumiałe. By stworzyć taką historię, Søren Bebe potrzebował czasu i dystansu, a przede wszystkim trwałego oderwania się od zgiełku świata.
Skład:
Søren Bebe – fortepian, muzyka
Kasper Tagel – kontrabas
Knut Finsrud – perkusja