Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Krakon 2003›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklKrakon
MiejsceKraków
Od30 stycznia 2003
Do2 lutego 2003

E tam, samo się zrobi

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Nie można powiedzieć, żeby Krakony słynęły z organizowanych uczestnikom noclegów. Dotychczas zabiegi w tym zakresie ograniczały się do wskazania kilku schronisk młodzieżowych lub czegoś w tym rodzaju, a dalej trzeba było radzić sobie samodzielnie.

Paweł Pluta

E tam, samo się zrobi

Nie można powiedzieć, żeby Krakony słynęły z organizowanych uczestnikom noclegów. Dotychczas zabiegi w tym zakresie ograniczały się do wskazania kilku schronisk młodzieżowych lub czegoś w tym rodzaju, a dalej trzeba było radzić sobie samodzielnie.

‹Krakon 2003›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklKrakon
MiejsceKraków
Od30 stycznia 2003
Do2 lutego 2003
Dlatego też formularz rezerwacyjny na konwentowej stronie WWW sprawiał wrażenie, jakby wraz ze zmianą lokalizacji miały się sprofesjonalizować metody działania organizatorów. Jak zapewne można się po formie poprzedniego zdania domyślić – było to wrażenie mylne.
Wspomniany formularz pozwolił mi się wysłać, potwierdził, że dotarł, ja na wszelki wypadek wysłałem jeszcze pytanie o szczegóły do wyznaczonego człowieka, po czym dzień później doszły mnie z Krakowa słuchy, że cały ten mechanizm niekoniecznie musi działać. Odpowiedzi na maila wciąż nie było, więc rezerwację zrobiłem sobie sam, co zresztą okazało się nawet tańsze.
Parę dni później, zabrawszy z krakowskiego dworca Kaję, zajechaliśmy z Ewą i Markiem Pawelcami na konwent. Przy stoliku akredytacji moje nazwisko ani nie wzbudziło samoistnie najsłabszych nawet skojarzeń z być może istniejącą listą rezerwacji hotelowych, ani nie zapytano mnie, czy na takowej być nie powinno, co potwierdziło moje podejrzenia, że rewolucyjna owa nowość nie jest jeszcze dopracowana. Ale, jak mówiłem, w tym momencie nie robiło mi to już większej różnicy, wziąłem więc tradycyjnie podwójnej wielkości identyfikator, książeczkę informatora i ruszyłem dalej.
Tegoroczny Krakon był jubileuszowy, chociaż w końcu nie doszedłem, czy dziesiąty, czy też dziesięć poprzednich mający za sobą. Jeden z bloków programu poświęcony został powtórce najlepszych prelekcji z poprzednich lat, najstarsza z nich zaś, „Kryształy Czasu”, pochodziła z roku 1993. Kalendarzowo byłoby to więc lat jedenaście, no, ale może po drodze była gdzieś przerwa. Inna sprawa, że dat z informatora nie należało chyba brać przesadnie poważnie, ponieważ przynajmniej jedną z prelekcji pochodzących jakoby z roku 1999 widziałem osobiście na Krakonie dwa lata późniejszym. W każdym razie pomysł takiej retrospekcji jest ciekawy, aczkolwiek jej odbiorcami są raczej albo fani początkujący, albo sentymentalni.
Zdjęcie oglądających zdjęcia. Ewa Pawelec, Kaja Mikoszewska, Janusz A. Urbanowicz, Łukasz Czyżewski i zdjęcia z Zahconu
Zdjęcie oglądających zdjęcia. Ewa Pawelec, Kaja Mikoszewska, Janusz A. Urbanowicz, Łukasz Czyżewski i zdjęcia z Zahconu
Właśnie jedną z takich powtórek wybraliśmy z Kają na początek. Joanna i Maciej Szaleńcy, specjaliści od inaugurowania Krakonów, mówili o alchemii i dawnej medycynie. Głównie chodziło o kwestie farmakologiczne, a najbardziej spodobał się zebranym ekologiczny środek na wymioty polegający na tak długim piłowaniu ludzkiej czaszki, aż pacjentowi zrobi się niedobrze od zgrzytu. Dla ścisłości, piłowana była czaszka osoby trzeciej. Dla jeszcze większej ścisłości – nieżywa.
Następny w kolejce, poniekąd jako logiczna konsekwencja, miał być przedstawiany horror japoński, ale wypadł z programu. Było już dość późno, więc zrezygnowaliśmy z czekania na Conana Myśliciela, który – jakkolwiek zabawny – to wielkich wartości poznawczych nie ma. Odżałowaliśmy też prelekcje o tłumaczeniach fantastyki, kolejno: Cezarego Frąca, a po nim Anny Studniarek, i przyziemnie poszliśmy na o tej porze to już kolację. W „Pod Ogródkiem” tym razem nie było przerażająco przymilnej pani, ale, żeby nie kusić licha, owoców morza nie zamawialiśmy.
Ostatnim punktem czwartkowego programu były jeszcze ciepłe „Dwie wieże” w kinie, bodajże, Kijów. Rozpoczynały się one jednak o północy, a wizja Tolkiena nie wydawała się rekompensować wizji kładzenia się spać o trzeciej rano, i to w najlepszym wypadku. Nie chcąc zatem chrapać na sali projekcyjnej, poszedłem czynić to w łóżku.
Rano poszliśmy posłuchać Kamila Śmiałkowskiego opowiadającego o tym, co można wycisnąć z komiksów. Ogólnie rzecz biorąc oczywiście pieniądze, ale to akurat wie każdy, natomiast chodziło o bardziej konkretne metody ich pozyskiwania. Najlepszą są ekranizacje, tym łatwiejsze ostatnimi czasy, że dzięki grafice komputerowej można banalnie prosto wyretuszować rumieniec zażenowania na twarzy aktora zmuszonego do grania z majtkami założonymi na spodnie. Jak wiadomo, po tym elemencie stroju poznaje się amerykańskiego herosa. Po tym i po pelerynce, ale sama pelerynka to za mało, bo może ją nosić także Zorro.
Ewa Pawelec udziela pomocy technicznej Piotrowi W. Cholewie
Ewa Pawelec udziela pomocy technicznej Piotrowi W. Cholewie
W czasie tego spotkania dopadł mnie, niczym wspomniany Zorro, Tomasz Majkowski, potrzebujący koniecznie kontaktu do jednego z prelegentów. Musiał mianowicie szybko rozdzielić go z innym, który przez nieuwagę trafił do tego samego pokoju hotelowego. Samo w sobie nie było to niczym nadzwyczajnym, ale ta konkretna kombinacja groziła spotkaniem przypominającym drugovabankowe zetknięcie w jednym łóżku Kramera z naczelnikiem więzienia.
Żądany kontakt udostępniłem i sprawa zakończyła się szczęśliwie, ale ja już wtedy byłem na prelekcji fandomowych archeologów, którzy swoją drogą obrodzili, jak na tak specyficzny przecież zawód, zadziwiająco. Wystąpili: Łukasz Czyżewski, Michał Sołtysiak i Andrzej Pilipiuk, natomiast kilku innych pozostaje jeszcze w odwodzie. Ewentualnym swoim następcom rozwiewali romantyczne marzenia o wydobywaniu skarbów, ale też z drugiej strony kreślili dość optymistyczne wizje przyszłej ich pozycji na rynku pracy. Ma na przykład archeolog szansę zrobić zawrotną karierę w branży pogrzebowej, jako że w znajomości form pochówków nikt go nie przebije. Ot, chociażby może zaproponować klientowi kremację z wsypaniem popiołów do jego czaszki. Nakład środków potrzebny do tego niewielki, a jakiż doskonały efekt.
Jednocześnie z tym spotkaniem w sali obok Kaja słuchała, jak Janusz Urbanowicz powtarzał swój wykład o wybuchaniu w próżni. Od roku 2000 nic się w tej materii nie zmieniło i z wybuchania nadal nici. Niestety, z udowodnieniem tego były pewne problemy, gdyż organizatorzy nie przewidzieli, że do prelekcji może być przydatna szkolna tablica. Cała seria retrospekcji odbywała się w świetlicy tego urządzenia pozbawionej i właśnie teraz zaczęło go brakować.
Następny po Alexie był Andrzej Pilipiuk, niczym Almanzor z Grenady przynoszący zarazę. Do pokazania swoim słuchaczom. Odżałowaliśmy jednak z Kają ten pokaz i poszli na poszukiwanie meksykańskiej restauracji. Co prawda nie znalazłem jej tam, gdzie się spodziewałem, ale trafiła się jakaś inna, albo może ta sama, tylko przeniesiona, więc w zasadzie się udało. Ponieważ zaś niezdrowo się spieszyć przy jedzeniu, wracaliśmy taksówką. Co nie jest, ogólnie rzecz biorąc, jakimś wyjątkowym osiągnięciem, jednak pozwolę sobie ostrzec przed doskonałą pamięcią krakowskich pań dyspozytorek, albo raczej ich komputerów. Oto kiedy ustalałem, gdzie ma podjechać samochód, pani zapytała domyślnie, czy zamawiam na hasło „polcon”. Najwyraźniej trafiłem w tę samą firmę, co pół roku wcześniej, ona zaś miała zapisany mój numer. Numer telefonu, dla ścisłosci, ale pewnie i inne wykręcone sobie numery by pamiętali.
Telewizja pokazuje spadającą Columbię
Telewizja pokazuje spadającą Columbię
Z powrotem na konwencie odwiedziliśmy Romka Pawlaka na jego prelekcji o realiach kryjących się pod opowieściami fantasy. Zwłaszcza zaś chodziło o te, które nie przebijają się spod nich do czytelnika, chociaż bardzo są ciekawe. Kontynuując dość liczne tego dnia wątki makabry, opowiedział Romek o procederze pasowania na rycerzy zmarłych tatusiów włoskich kupców. Przy czymś takim pośmiertny awans czy order zupełnie nie robią wrażenia, w dużej części dlatego, że można je nadawać bez udziału tego, co pozostało z wyróżnianego. Z pasowaniem nie dało się tak prosto, tatusia należało na ceremonię przyprowadzić. Chociaż może lepszym słowem byłoby „dostarczyć”.
Po tym spotkaniu znowu poszliśmy wspominać przeszłość. Teraz kolej przyszła na Piotra W. Cholewę i jego latające spodki. Aby prelekcja mogła się odbyć w zaplanowany sposób, ruszyłem na poszukiwania ekranu do rzutnika. Przy czym był to dopiero drugi etap, bo w pierwszym należało znaleźć w ogóle organizatora, żaden z nich bowiem nie narzucał się ze swoją obecnością w okolicy sal spotkaniowych. A w każdym razie nie dawało się takowej zauważyć, po części może dlatego, że klucz do rozpoznawania rodzajów identyfikatorów chyba nie istniał, a przynajmniej był utajniony. W pierwszym podejściu dano mi do zrozumienia, że jak ktoś przynosi rzutnik, to sam jest sobie winien, w drugim, że niech sobie idę po mapę do geografii i powieszę kolorowym do sciany; wreszcie trzecia próba zaowocowała człowiekiem przynoszącym to, co trzeba.
Pokazywane na zdobycznym ekranie latające spodki, kręgi zbożowe i inne rysunki z Nazca traciły za sprawą Piotra wiele ze swej tajemniczości. Uchowało się, co prawda, kilka rzeczy w rodzaju tarasów z Baalbeku, których nijak nie da się wytłumaczyć złudzeniem optycznym lub tendencyjnie zrobionym zdjęciem, jednak niewyraźne fotografie podrzuconych gumowych kaczuszek miały przytłaczającą przewagę.
Aby trochę dojść do siebie po tak wstrząsającej dawce prawdy, następną godzinę spędziliśmy w green roomie. Czas umilała nam między innymi lektura kupionej przez Pawła Ziemkiewicza książki fantasy, którą autorka napisała, wydała i sprzedawała osobiście korzystając z konwentu. Przedsiębiorczość godna pochwały, gorzej było natomiast z samym dziełem, ale może nie wszystko na raz. Potem, pozostawiwszy po sobie opróżnione pudełka po herbatnikach, udaliśmy się na spotkanie Marka Pawelca.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.