Pokłosie. Eksperymentu Filadelfijskiego oczywiście
[Craig R. Baxley „Trójkąt” - recenzja]
„Trójkąt” to kolejny po „
Zagubionej podróży” wydany u nas na DVD film traktujący o Trójkącie Bermudzkim. Szkoda, że niewiele lepszy od poprzednika.
Craig R. Baxley
‹Trójkąt›
EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Trójkąt |
Tytuł oryginalny | The Triangle |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 26 lutego 2007 |
Reżyseria | Craig R. Baxley |
Zdjęcia | David Connell |
Scenariusz | Dean Devlin, Bryan Singer |
Obsada | Eric Stoltz, Catherine Bell, Bruce Davison, Michael E. Rodgers, Lou Diamond Phillips, Sam Neill |
Muzyka | Joseph LoDuca |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
Czas trwania | 245 |
Gatunek | akcja, SF, thriller |
EAN | 5903560916796 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Trójkąt Bermudzki przez lata zapładniał wyobraźnię rozmaitego autoramentu twórców, dzięki czemu na świecie pojawiły się dziesiątki, o ile nie setki przeróżnych teorii, próbujących wytłumaczyć w sposób mniej lub bardziej szarlatański tajemnicę znikających w tamtym rejonie od dobrego stulecia statków i samolotów. Fala zainteresowania Trójkątem mocno już jednak przygasła, zresztą podobnie jak fascynacja UFO, meteorytem tunguskim i diamentową czaszką, bo pasjonaci zagadek przesunęli w międzyczasie uwagę na kolejne, świeższe kwiatki, nadzwyczaj bujnie rozkwitłe na glebie spulchnionej przez rozmaite mistyczne thrillery, pióra między innymi Dana Browna czy Artura Péreza-Revertego. Wygląda jednak na to, że twórcy „Trójkąta” przeoczyli tę zmianę i trochę bez sensu porwali się na nie pierwszej świeżości temat, zwłaszcza że ich dzieło, miast wyznaczać nowe kierunki w próbach rozgryzienia fenomenu znikających jednostek, wlecze się w ogonie stawki, siejąc głupiutkimi, odrealnionymi koncepcjami.
Zaniepokojony zaginięciem szóstego już w ciągu ostatnich dwóch lat masowca armator (Sam Neill) proponuje czwórce wybranych ludzi pięć milionów dolarów – oczywiście na głowę – za rozwiązanie zagadki Trójkąta Bermudzkiego. Po krótkim wahaniu oferta zostaje przyjęta i odtąd nad tematem biedzą się dziennikarz od zjawisk nadprzyrodzonych (Eric Stoltz), specjalistka od zasobów oceanicznych (Catherine Bell), medium (Bruce Davison) oraz miłośnik sportów ekstremalnych i zarazem znawca zjawisk atmosferycznych (Michael E. Rodgers). I rzeczywiście, przez pierwsze półtorej godziny – bo niemożliwie rozdęty film został podzielony na trzy pełnometrażowe odcinki – grupa sumiennie przygląda się z każdej strony feralnemu rejonowi, będąc nawet świadkami przedziwnej katastrofy dużego samolotu pasażerskiego (z życiem uchodzi z niej tylko siwiuteńka staruszka, która jeszcze dwie godziny wcześniej była kilkuletnią dziewczynką; poza tym zastanawiająco skorodowany wrak jest w środku po prostu pusty). Gdy w końcu bohaterowie organizują sobie wycieczkę wynajętą ex-sowiecką łodzią podwodną i odkrywają tajemnicze słupy słodkiej wody pstrzące morskie głębiny, w chwili wynurzenia się zostają przejęci przez smutnych panów z którejś z rządowych agencji.
Odtąd fabuła w coraz szybszym tempie zaczyna staczać się w stronę niemądrej bajeczki, mocno moczonej w wartościach rodzinnych i w finale utopionej dodatkowo w beczce kiczu. Bo najpierw wychodzi na to, że za wszystkim stoi Marynarka Wojenna USA, dbająca o swój sekret między innymi poprzez utrudnianie życia członkom grupy. Potem – że w ogóle sypie się rzeczywistość, czego przejawem jest na przykład krótkotrwały faszystowski przewrót w USA (przez dłuższą chwilę widać, jak z ciężarówek wysypują się umundurowane bojówki i zaczynają robić porządek z przechodniami) czy wariantowość życia bohaterów (gazeta z własnym nekrologiem, obecność nigdy dotąd nie widzianej matki, wizerunek zaginionego brata odbijający się w lustrze). W końcu – że rzecz ma coś wspólnego z Eksperymentem Filadelfijskim.
Historia, która wystartowała w miarę normalnie – jeśli o jakiejkolwiek normalności można mówić w przypadku opowieści o Trójkącie Bermudzkim – skręca więc coraz mocniej w stronę teorii spiskowej na temat rządowych eksperymentów, które odbywają się gdzieś we wspomnianym rejonie i coraz silniej zaburzają czasoprzestrzeń. Kolejne dwa pełne odcinki „Trójkąta” polegają bowiem niemal wyłącznie na odbijaniu się bohaterów niczym mucha od szyby – od zagadek, do rozwiązania których nici tkwią w rękach Marynarki Wojennej. Nie ma tu praktycznie wcale armatora, którego postać służy chyba wyłącznie do tego, by grupa mogła co pewien czas w sposób szybki i zrozumiały dla przeciętnego widza rekapitulować wyciągnięte z obserwacji zjawisk wnioski, sprawa zaginionych jednostek też usuwa się gdzieś na dalszy plan, za to coraz mocniej kłuje w oczy sztucznie dorzucony, średnio lepiący się w całość z intrygą wątek zapalonego ekologa (Lou Diamond Phillips), który jako jedyny uszedł z życiem z pociągniętej na dno przez tonący japoński statek wielorybniczy motorówki Greenpeace’u i który teraz ma kłopoty z dostosowaniem się do nieco zmienionych realiów (samochód ma niewłaściwy kolor, w domu jest o jedno dziecko więcej, niż pamiętał, etc). Cały ten wątek miał zapewne dodać filmowi szeroko pojętego ciepła i „prawdziwych uczuć” – typu troska o dziecko, zaniepokojone macierzyństwo, prosty obywatel w wirze przerastających jego pojęcie zjawisk, zwykły Amerykanin w domowych pieleszach – ale w rzeczywistości tylko nudzi ogólną jałowością poczynań odchodzącego od zmysłów faceta i denerwuje brakiem powiązania z fabularną nicią.
Wszystko to jednak nie przeszkadza w umiarkowanie lekkim odbiorze filmu, który przy odrobinie samozaparcia można brać za detektywistyczny thrillerek z lekko naukowym zacięciem. W początkowych minutach trzeciej części fabuła zyskuje dodatkowo lekko apokaliptyczny wydźwięk, by nagle, pół godziny przed końcem, rzygnąć nagle gejzerem „nauki” rodem z książek Dänikena czy Berlitza. A potem zalewa jeszcze to wszystko ckliwa sztampa, ukoronowana finałem pełnym wręcz obezwładniającego kiczu, wzbogaconego hektolitrami moralizującej melasy. Ostatnie pół godziny to prawdziwe wyzwanie dla widza, który się łudził, że historia utrzyma może nie najwyższy, ale mimo wszystko znośny poziom do samiuteńkiej listy płac. A tu nic z tego.
Gdyby nie końcówka trzeciej części, „Trójkąt” można by uznać za niepotrzebnie długą, ale mimo wszystko dość ciekawą historię, sprytnie krzyżującą mity, jakimi przez lata obrosły tak Trójkąt Bermudzki, jak i Eksperyment Filadelfijski. W końcu zdjęcia są tutaj dość ładne, postaci całkiem sympatyczne, a wiele scen interesująco działa na wyobraźnię, jak na przykład spotkanie malutkiego portugalskiego żaglowca z ogromnym masowcem, gdzie sama wypisana na burcie nazwa jest większa niż drewniana łupina, w której przedzierano się w dawnych wiekach z Europy do Ameryki. Jedynie efekty trochę szwankują, ale w końcu twórcy nie dysponowali jakimś szczególnie wygórowanym budżetem. Jednak ze względu na całokształt doradzam zastanowienie przed sięgnięciem po płytę z filmem, bo seans „Trójkąta” zbyt wiele frajdy nie przyniesie…