Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Philip Jackson
‹Hydrosfera›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHydrosfera
Tytuł oryginalny2103: The Deadly Wake
ReżyseriaPhilip Jackson
ZdjęciaJonathan Freeman
Scenariusz
ObsadaMalcolm McDowell, Michael Paré, Heidi von Palleske, Mackenzie Gray, Hal Eisen, Gwynyth Walsh
MuzykaDonald Quan
Rok produkcji1997
Kraj produkcjiKanada, Wielka Brytania
Czas trwania100
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Space opera na morzu
[Philip Jackson „Hydrosfera” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Przejadły się tanie historyjki o kosmicznych statkach, gdzie załoga walczy o życie bawiąc się z zagrożeniem w ciuciubabkę po zbudowanych z dykty korytarzach? No to może spróbujmy w takim razie podmienić statek kosmiczny na statek morski. Tak oto powstała „Hydrosfera”.

Jarosław Loretz

Space opera na morzu
[Philip Jackson „Hydrosfera” - recenzja]

Przejadły się tanie historyjki o kosmicznych statkach, gdzie załoga walczy o życie bawiąc się z zagrożeniem w ciuciubabkę po zbudowanych z dykty korytarzach? No to może spróbujmy w takim razie podmienić statek kosmiczny na statek morski. Tak oto powstała „Hydrosfera”.

Philip Jackson
‹Hydrosfera›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHydrosfera
Tytuł oryginalny2103: The Deadly Wake
ReżyseriaPhilip Jackson
ZdjęciaJonathan Freeman
Scenariusz
ObsadaMalcolm McDowell, Michael Paré, Heidi von Palleske, Mackenzie Gray, Hal Eisen, Gwynyth Walsh
MuzykaDonald Quan
Rok produkcji1997
Kraj produkcjiKanada, Wielka Brytania
Czas trwania100
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Ponieważ w Polsce od dobrego ćwierćwiecza panuje kult niskiej ceny, na rynku pojawiają się od czasu do czasu dystrybutorzy próbujący szczęścia w dostarczaniu filmów DVD za jak najmniejszy pieniądz. Oczywiście wszyscy oni prędzej niż później przepadają w niebycie, bowiem tania oferta nieodmiennie ma jeden paskudny, na dłuższą metę trudny do przełknięcia haczyk – niską jakość produktu. W przeciwieństwie do chrzczonego margaryną masła, seropodobnego sera czy napychanych papierem parówek, które to „cymesy” dają się jeszcze jakoś przełknąć, notoryczne katowanie się celuloidowymi zbukami dość szybko wychodzi widzowi bokiem i przekonuje zmordowanego amatora kina do dołożenia paru dodatkowych groszy i zakupienia sobie czegoś, co oglądać się jednak da.
Jednak o ile niesławna Carisma, proponując filmy po 9,90 pln za sztukę, cięła koszty głównie na cenie licencji, kupując pod koniec swojego istnienia produkcje tak już nędzne i tak amatorsko wykonane, że poza Polską i USA dosłownie NIKT nie odważył się ich wydać na DVD, o tyle funkcjonujący gdzieś w granicach roku 2009 VideoLeader poszedł inną drogą. Owszem, też kupował przeważnie chłam (np. paczki filmów zrealizowanych przez hollywoodzkich wyrobników klasy C – Freda Olena Raya i Jima Wynorskiego), ale oszczędności szukał głównie w tańszym systemie dystrybucji (markety zamiast księgarń i kiosków), tańszych, cieńszych opakowaniach i – niestety – gorszej jakości wydania. Innymi słowy – obraz w tych filmach bliższy jest jakości VHS niż DVD. No ale nie sposób oczekiwać wodotrysków od czegoś, co kosztuje niecałe 5 złotych…
Wśród zatrzęsienia sensacji i thrillerów znalazło się w ofercie VideoLeadera i kilka filmów fantastycznych. Oprócz bardziej znanych, jak „Johnny Mnemonic” czy recenzowany ongiś przeze mnie „Amerykański wilkołak w Paryżu” – była to na przykład „Hydrosfera”.
Ten film to takie klasyczne popłuczyny po mielonych na dziesiątki wariantów space operach o kosmicznym statku, co to leci sobie gdzieś tam przez całą fabułę, a w tym czasie załoga przeżywa kłopot za kłopotem, umilając sobie wolne od zagrożeń chwile miałkimi dyskusjami czy dratwą szytymi romansami. „Hydrosfera” jest zrobiona ściśle według tego samego schematu, tyle że dla „urozmaicenia” akcja dzieje się nie w kosmosie, a na naszej poczciwej Ziemi.
Zamiast wyeksploatowanego kosmicznego złomu mamy więc prujący fale Atlantyku strupieszały masowiec, wyglądający jak skrzyżowanie brytfanny z pozbawionym skrzydeł bombowcem klasy stealth. Ponieważ statek formalnie nie ma żadnego zewnętrznego pokładu, cała akcja dzieje się w kilku mrocznych, podejrzanie niedużych pomieszczeniach, obowiązkowo pełnych rdzy, zbędnych rur, wody i źle zabezpieczonego ładunku. Przy czym tak na logikę to, czy ładunek jest źle, czy dobrze zabezpieczony, nie powinno mieć żadnego znaczenia, bo statkiem WCALE nie buja. Co skłania do wniosku, że dekoracje były przystosowane raczej do filmu dziejącego się w kosmosie niż na morzu i całkiem możliwe, że zmiana koncepcji nastąpiła dosłownie w połowie produkcji. Bo na przykład – że sobie popuszczę wodze fantazji – rzucił robotę spec od generowania gwiazd widocznych przez bulaj czy rozchorował się inny od błyskania światełkami na kokpicie.
Cała reszta – czyli zawiązanie fabuły, intryga i wachlarz zdarzeń – jest standardowa i doskonale znana miłośnikom chałtur sf z epoki VHS-u. Towar – oczywiście trefny, jak się z czasem okaże – trzeba dostarczyć na jakieś zakazane odludzie, część załogi stanowią traktowani jak niewolnicy więźniowie, za kapitana robi zapijaczony facet ze złamaną karierą (grany – cóż za zaskoczenie – przez Malcolma McDowella), a do tego dochodzi bomba na pokładzie i podejrzenia, że armator tak naprawdę wcale nie chce, żeby statek dotarł do portu przeznaczenia.
Film nie ma więc żadnych tajemnic przed bardziej wyrobionym kinomanem, co jednak nie znaczy, że nie da się go oglądać. Historia ma znośny klimat, aktorzy (a jest wśród nich również Michael Paré) aż tak mocno nie dają ciała, a całość jest wzbogacona kilkoma ciekawymi pomysłami, wśród których warto zwrócić uwagę choćby na coś w rodzaju noworodka – i to unoszącego się w stojącym na kapitańskim mostku słoju – robiącego za pokładowy komputer. Niestety, nad plusami zaczynają w pewnym momencie brać górę minusy.
Już pal licho, że za cały ładunek, do przewiezienia którego został wybrany tak wielgachny masowiec, robi trzydzieści, może czterdzieści plastikowych beczek, bezsensownie ustawionych w piramidki. Da się też przymknąć oko na dziwnie małą konfliktowość załogi (a trzeba tu nadmienić, że kapitan ma przecież to i owo na sumieniu), jak i na cudowne rozmnożenie paliwa, które niby było na wykończeniu już w połowie fabuły. Nie ma co też rozdzierać szat o to, że na całym statku jest JEDEN szczur, ale za to jakichś niebagatelnych rozmiarów, skoro – oczywiście niewidoczny, bo budżet najwyraźniej nie udźwignąłby gryzonia zrobionego choćby i z gumy – rzuca się jednemu z bohaterów od razu do gardła, i to tak, że ranę trzeba szyć. Po czym zupełnie znika z fabuły. Gorzej, że film, który z założenia miał być thrillerem sf, stopniowo ewoluuje w coś w rodzaju leniwego melodramatu z zacięciem prawie-artystycznym. Wytworzone napięcie gdzieś wsiąka, niechętna jakiemukolwiek większemu wysiłkowi obsada rusza się jak muchy w smole, unikając nawet podnoszenia głosu, a w ostatnim kwadransie…
No właśnie. Cały film kładzie ostatnie piętnaście minut – strasznie głupie, partacko zrobione (głównie chodzi o to, że twórcy W OGÓLE nie wykorzystali potencjału, jaki dawała im przedstawiona sytuacja) i okraszone jakąś absurdalną, ckliwą muzyką, w najmniejszym stopniu nie przystającą do tego, co dzieje się na ekranie. A wtedy następuje kompletnie pozbawiony sensu finał.
W efekcie „Hydrosfera” zamiast dawać odrobinę rozrywki, co najwyżej podnosi u widza ciśnienie. A przecież nie o to chodzi w oglądaniu filmów, żeby psuć sobie zdrowie.
koniec
5 czerwca 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.