Rozgrywający się w Afganistanie „Cel” jest wyraźnie lepiej skrojony od „Czerwonych piasków”, jednak sama intryga sprawia wrażenie opartej na nieco wydumanych podstawach.
Bliskie spotkania afgańskiego stopnia
[Daniel Myrick „Cel” - recenzja]
Rozgrywający się w Afganistanie „Cel” jest wyraźnie lepiej skrojony od „Czerwonych piasków”, jednak sama intryga sprawia wrażenie opartej na nieco wydumanych podstawach.
Daniel Myrick
‹Cel›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Cel |
Tytuł oryginalny | The Objective |
Dystrybutor | Best Film |
Reżyseria | Daniel Myrick |
Zdjęcia | Stephanie Martin |
Scenariusz | Daniel Myrick, Mark A. Patton, Wesley Clark |
Obsada | Jonas Ball, Matthew R. Anderson, Jon Huertas, Michael C. Williams, Sam Hunter, Jeff Prewett |
Muzyka | Kays Al-Atrakchi |
Rok produkcji | 2008 |
Kraj produkcji | Maroko, USA |
Czas trwania | 90 |
Gatunek | groza / horror, SF, wojenny |
EAN | 5906619088628 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Niedawno pochylałem się nad „
Czerwonymi piaskami”, osadzonymi w Afganistanie i eksplorującymi motyw dżina, przyszedł więc czas wziąć na cel „Cel” (lub „Jasny cel”, jak chciałby lektor), inny film, którego akcja została osadzona w tamtym rejonie i opleciona wokół losów garstki amerykańskich żołnierzy, w teorii niosących ład i demokrację ludom uciśnionym. Oczywiście ludy uciśnione prezentują zupełnie odmienne podejście do ładu i demokracji, zaś Amerykanie jak zwykle próbują przy okazji interwencji upichcić swoją własną pieczeń. Z tej strony nie ma więc co oczekiwać jakichś większych zaskoczeń. Jądro pomysłu trudno jednak posądzić o tuzinkowość.
W jednej z prowincji Afganistanu amerykańskie satelity namierzają ślad radioaktywności, a że jest kilka dni po zamachu na World Trade Center i świat zaczyna się zastanawiać, czy Al-Kaida nie dysponuje przypadkiem bronią atomową, w teren rusza grupa żołnierzy. Żaden z nich – naturalnie prócz dowódcy – nie ma pojęcia o rzeczywistym celu misji i wszyscy są przekonani, że jadą na wycieczkę, podczas której mają odszukać pewnego wpływowego, przyjaźnie nastawionego do USA pasztuńskiego duchownego i nakłonić go do wygłoszenia propagandowego kazania skierowanego do lokalnych muzułmanów. Duchownego jednak nie ma na miejscu i trzeba ruszyć w góry, w rejon, który nawet Talibowie omijają z daleka. Rejon, gdzie nie docierają sygnały z satelity, gdzie nie działa radio ani kompas, i gdzie dzieją się dziwne rzeczy, zahaczające o zjawiska paranormalne. Żołnierze powoli zaczynają zdawać sobie sprawę, że poszukiwania duchownego były jedynie przykrywką dla jakiejś tajemniczej misji, zainicjowanej przez jedną z rządowych agend USA. I to misji, w której niemal do samego końca nie wiadomo, o co konkretnie chodzi.
Klimat historii jest budowany rozsądnie i wytrwale, w dodatku nad wyraz skromnymi środkami, nie wymagającymi żadnych rozbuchanych efektów specjalnych czy mocnych łupnięć dźwiękiem. Opowieść płynie więc gładko i w miarę wartko, nieubłaganie wciągając widza w fabułę i rozbudzając zaciekawienie obranym kierunkiem intrygi, plączącej wątki i mnożącej tajemnice. A tych jest pod dostatkiem.
Najpierw w niewyjaśniony sposób znikają ciała zastrzelonych talibów, którzy urządzili na bohaterów zasadzkę. Potem – nocą – coś dokumentnie rozwleka po okolicy zwłoki jednego z zabitych podczas wymiany ognia Amerykanów (notabene noszącego polskobrzmiące nazwisko). Niewiele później grupa trafia na siedzącego w jaskini starca, odzianego w angielski mundur z połowy XIX wieku i potrafiącego rozmawiać z widzialnymi wyłącznie w podczerwieni ludźmi. I to ludźmi dysponującymi niezrozumiałą techniką. Z każdą minutą w opowieści pojawiają się nowe elementy, zaburzające realizm i wichrujące to, co zwykło się nazywać rzeczywistością.
W tym momencie łatwo można przymknąć oko na wyglądający absurdalnie ubiór dowódcy grupy (odcinające się od otoczenia niebieskie dżinsy), na trochę zbyt szybkie i gładkie rozpoznanie brytyjskiego munduru, a także na zbyt oczywiste nawiązania da Dänikena. Początkowo trochę denerwuje również zewnętrzny lektor, ale na szczęście dość szybko wtapia się w tło, dyskretnie wspomagając konstruowanie klimatu. A już z pewnością nie ma co psioczyć na ślamazarne rozkręcanie się akcji, bo – wbrew przyklejonej przez dystrybutora etykietce – „Cel” nie jest żadnym horrorem, a po prostu thrillerem sf, zrealizowanym trochę w duchu „Z Archiwum X”.
W finale cała ta finezyjna robota bierze jednak w łeb. Próżno tam szukać jakiejś sprytnej klamry czy logicznej konkluzji, nie ma co też oczekiwać uzupełnienia brakujących elementów czy satysfakcjonującego rozplątania łamigłówki. Widz zostaje z pęczkiem bezużytecznych, nie dających się do niczego dopasować fabularnych nitek w ręku. Zupełnie jakby zabrakło 20-30% fabuły, które ktoś wyciął na przykład ze względu na przekroczenie budżetu, ale że wszyscy chcieli jednak film skończyć, wrzucono garść scen w teorii tłumaczących intrygę, a w praktyce wiszących ździebko w powietrzu, bo nakręconych do innej, bogatszej zawartości.
Jest to o tyle rozczarowujące, że sam pomysł – notabene autorstwa zasiadającego na stołku reżyserskim Daniela Myricka, debiutującego dekadę wcześniej słynnym „Blair Witch Project” – posiadał ogromny potencjał i dawał możliwość stworzenia filmu zapadającego głęboko w pamięć. A tak – wyszła elegancko skrojona i interesująco poprowadzona, ale błaha ciekawostka, dość szybko ulatująca z pamięci.