Skoro „Drakula 2000” nie trzymał się logiki, trudno wymagać, żeby jego kontynuacje – „Drakula 2: Odrodzenie” i „Drakula III: Dziedzictwo” – miały wykazywać w tej materii jakieś odstępstwa. I rzeczywiście – zgodnie z przewidywaniami pełne są rozmaitej maści absurdów, aczkolwiek trzeba przyznać, że od strony technicznej ciężko tym filmom zarzucić coś poważniejszego.
Drakulomnożenie
[Patrick Lussier „Drakula II: Odrodzenie”, Patrick Lussier „Drakula III: Dziedzictwo” - recenzja]
Skoro „Drakula 2000” nie trzymał się logiki, trudno wymagać, żeby jego kontynuacje – „Drakula 2: Odrodzenie” i „Drakula III: Dziedzictwo” – miały wykazywać w tej materii jakieś odstępstwa. I rzeczywiście – zgodnie z przewidywaniami pełne są rozmaitej maści absurdów, aczkolwiek trzeba przyznać, że od strony technicznej ciężko tym filmom zarzucić coś poważniejszego.
Patrick Lussier
‹Drakula II: Odrodzenie›
EKSTRAKT: | 20% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Drakula II: Odrodzenie |
Tytuł oryginalny | Dracula II: Ascension |
Dystrybutor | SPI |
Reżyseria | Patrick Lussier |
Zdjęcia | Douglas Milsome |
Scenariusz | Joel Soisson, Patrick Lussier |
Obsada | Jennifer Kroll, Jason Scott Lee, Craig Sheffer, Diane Neal, Jason London, John Light, Stephen Billington, John Sharian, Roy Scheider, Brande Roderick |
Muzyka | Marco Beltrami, Kevin Kliesch |
Rok produkcji | 2003 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 85 min |
Parametry | DTS, Dolby Digital 5.1; format: 2,35:1 |
Gatunek | groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Swego czasu „Drakula 2000” zniesmaczył mnie pozbawionymi cienia zdrowego rozsądku postępowaniami bohaterów, którzy – przykładowo – mimo posiadania całkiem solidnej wiedzy o wampirach, decydują się ożywić najstarszego i najpotężniejszego z krwiopijców. Uznałem, że film jest na tyle absurdalny z punktu widzenia logiki, że żaden sequel nie może wchodzić w grę. Myliłem się. Patrick Lussier, scenarzysta i reżyser w jednym, tak się zakochał w swoim pomyśle, że doprowadził do powstania dwóch kolejnych części – „Drakuli 2: Odrodzenie” i „Drakuli III: Dziedzictwo”. Jak łatwo zgadnąć, nie są one mądrzejsze od „Drakuli 2000”. Nieprawdopodobieństwo psychologiczne postaci i kardynalne potknięcia logiczne zdają się być wręcz znakiem firmowym reżysera, który prócz trzech „Drakuli” powołał do życia także wyjątkowo idiotyczne „Głosy 2”. W tej sytuacji co najmniej w zdumienie może wprawić informacja, że człowiek ten reżyserował również „Armię Boga 3”, którą bez większych problemów oglądać się daje.
W „Drakuli 2: Odrodzenie” oś fabuły stanowią poczynania poruszającego się na wózku inwalidzkim wykładowcy, czwórki jego studentów i tajemniczego sponsora, którzy w celu rozgryzienia tajemnicy długowieczności Drakuli ożywiają jego wykradzione z kostnicy zwłoki. I w sumie o nic więcej tu nie chodzi, bowiem cały film to jeden wielki kalejdoskop kłótni o czerpanie korzyści z ewentualnych odkryć, okraszony powołaniem do życia paru wampirów (głównie dzięki niekompetencji bohaterów, bądź ich indolencji umysłowej), z którymi walczyć musi tajemniczy ksiądz wywijający ostrymi przedmiotami. Problem tego filmu polega jednak nie na wyjątkowo linearnej i mało emocjonującej fabule, a na logicznych absurdach, które co i rusz wyskakują jak diabeł z pudełka.
Absurdy te można podzielić na trzy grupy: wewnętrzny brak logiki, nieokiełznaną fantazję twórczą i nieumiejętność tworzenia wiarygodnych postaci. Do pierwszej z wymienionych kategorii należy przede wszystkim zaliczyć obecność Drakuli w kostnicy i wynikającą z tego możliwość jego późniejszego ożywienia. A przecież Drakula, jako biblijny Judasz, w końcówce „Drakuli 2000” spłonął w blasku słońca na krzyżu, zaś jego szczątki zostały złożone w strzeżonym skarbcu. Rozumiem, że parcie na stworzenie sequela było u Lussiera bardzo silne, ale można było zbudować fabułę z nieco większą dozą rozsądku. Pojawia się także pytanie, dlaczego wampir – w poprzedniej części tak elokwentny – tutaj przez większość czasu robi w sumie za nieme, charczące zwierzę? Scenarzyście musiała również szwankować pamięć, bo zdarzenia pokazywane w pierwszych scenach filmu, a dziejące się w Ostrawie, określane są później mianem „wypadków w Pradze”. Niby bez różnicy – jedno i drugie miasto leży w Czechach – ale jednak głupio to wygląda.
Znacznie ciekawiej przedstawia się kwestia twórczej fantazji Lussiera. Bo oto w związku ze zmianą aktora grającego Drakulę (ciemnowłosego Gerarda Butlera zastąpił tleniony Stephen Billington) dostajemy wyjątkowo karkołomną teorię mówiącą, że wiekowy wampir zmienia co pewien czas swoją aparycję. Ot, pewnego dnia nachodzi go mus zmiany wyglądu i, jeśli dobrze rozumiem, pstryka palcami, po czym – przykładowo – zamiast korpulentnego pana z laseczką pojawia się czarnoskóry młodzieniec z kręconymi włosami. Przednia po prostu bzdura, tym przykrzejsza, że pada z ust występującego tu epizodycznie Roya Scheidera. A jako że scenarzysta widać uznał, że blask jego geniuszu nie dość mocno świeci, dorzucił ustami Drakuli przygarść imion słynnych niegodziwców, którymi to miał być w swoim życiu wampir. Sęk w tym, że rzuceni wśród nich jednym tchem Judasz i Kaligula żyli w tym samym mniej więcej czasie (gdy Judasz kończył żywot na drzewie, Kaligula miał 21 lat), trudno by więc było Drakuli być obiema osobami naraz. Czy Lussier liczył na to, że film będą oglądać sami leniwi idioci, którzy ani nie znają historii, ani nie są w stanie sięgnąć po pierwszą lepszą książkę, by sprawdzić parę drobiazgów?
Do tego należy dodać niemożliwy wręcz melanż wyobrażeń dotyczących wampirów. Nie odbijają się w lustrze, ale i nie dają się zarejestrować na kamerze video. Muszą liczyć rozsypane ziarna, a także rozsupływać wszystkie napotkane węzły. Podczas ataku zmieniają im się rysy twarzy. Mogą czerpać moc z osoby, której zostanie wstrzyknięta ich krew (czy to oznacza, że żywią się na odległość? A, przepraszam, czym? Fluidami?). Zniszczenie ich krwi powoduje u nich fizyczny ból. Istnieje również szansa powstrzymania przemiany – trzeba mieć silną wolę i wystawić się na promienie słoneczne, żeby blask wypalił z krwi wampiryzm. Takie nagromadzenie dziwactw widziałem tylko w jednym, późniejszym o rok filmie – recenzowanej ongiś, fatalnej „
Żądzy krwi”.
Patrick Lussier
‹Drakula III: Dziedzictwo›
EKSTRAKT: | 20% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Drakula III: Dziedzictwo |
Tytuł oryginalny | Dracula III: Legacy |
Dystrybutor | SPI |
Reżyseria | Patrick Lussier |
Zdjęcia | Douglas Milsome |
Scenariusz | Joel Soisson, Patrick Lussier |
Obsada | Jason Scott Lee, Stephen Billington, Diane Neal, Jason London, Rutger Hauer, Roy Scheider |
Muzyka | Kevin Kliesch, Ceiri Torjussen |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 86 min |
Parametry | DTS ES, Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1 |
Gatunek | groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Do ostatniej kategorii absurdów, czyli braku wiarygodności psychologicznej bohaterów, należą: błyskawiczne i pozbawione większego zdziwienia dojście do przekonania, że na stole sekcyjnym leży wampir, cienkie krzyki przestrachu w wykonaniu macho nadzorującego badania, objawiającego przez większą część filmu zagadkowo zimną krew, a także – wzorem „Drakuli 2000” – beztroskie ożywianie (i to od razu w DWUSTU LITRACH KRWI) stworzenia, które w razie czego jest piekielnie trudne do powstrzymania. A podobno wszystkie z postaci to nad wyraz inteligentni ludzie...
„Drakula 2: Odrodzenie” był kręcony w Rumunii, w tych samych plenerach (willa rodziców wykładowcy, kamienica ze śpiącą dziewczyną), w których dwa lata później powstawała „Armia Boga: Bunt” i nawet z częścią tej samej obsady, bowiem w „Buncie” zagrali także Jason London (Luke – chojrak, który przywiózł wampira do kostnicy), John Light (tajemniczy kupiec) i Stephen Billington (Drakula), zaś Jason Scott Lee (Uffizi, łowca wampirów) wziął udział w kręceniu „Armii Boga: Zapomnienie” (znowu z Londonem i Lightem). A wynika to zapewne z faktu, że produkcją wszystkich tych filmów (a także trzeciego „Mutanta” i trzech najświeższych „Hellraiserów”) zajmował się jeden i ten sam człowiek – Ron Schmidt.
Na szczęście „Drakula 2” miał ponad 3 miliony dolarów budżetu i mankamenty scenariusza udało się nieco zamaskować dzięki sprawnej technicznie realizacji, począwszy od zdjęć, a skończywszy na muzyce, choć nie udało się ustrzec przed paroma ewidentnymi wpadkami w materii efektów specjalnych (rzadka, buraczana krew, gumowe głowy) i charakteryzacji (trupio biały makijaż twarzy Drakuli nie uwzględnia różowych krawędzi powiek). Na nic to jednak, bo film – również dzięki „wysiłkom” aktorów – jest totalną klapą.
Niemal identycznie ma się sprawa z „Drakulą III: Dziedzictwo” (czemu tym razem cyfra jest rzymska?). Znów jest to obraz zrealizowany bardzo porządnie od strony technicznej, ale najzupełniej pozbawiony zdrowego rozsądku. Dość powiedzieć, że tym razem dwójka bohaterów – znani z poprzedniej części Uffizi (porzucił właśnie sutannę) i Luke (nadal jest dość fajtłapowaty) – jedzie do Rumunii walczyć z narastającą plagą wampiryzmu, żywiąc jednocześnie nadzieję, że dorwą Drakulę, który – jakże by inaczej – obrał sobie za siedzibę zrujnowany zamek. Jak widać historia ponownie jest prościuteńka, choć w tej części Lussierowi udało się pozyskać do roli Drakuli samego Rutgera Hauera. Nie żeby pomogło to jakoś filmowi, ale z pewnością znane nazwisko zwabi nieco kinomanów.
Od pierwszych scen jednak atakuje widza piętrowe po prostu nagromadzenie bzdur. Jeszcze pal licho, że wampiry noszą staroświeckie ciuchy, że jako łowcy są bezszelestni i niezmordowani, a jako ofiary – powolni, niezgrabni i bezmyślni, że „grozę” budzi „pędząca” lokomotywa manewrowa. Gorzej, że Rumunia zostaje pokazana jako kraj brudu, smrodu i ubóstwa, gdzie wzniecona została antyrządowa rebelia (bo lud podejrzewa, że we władzach państwa zasiadają wampiry) i w którym „trwa okupacja NATO”. Na wylotach dróg stoją wojskowe patrole, po lasach kryją się partyzanci, a część cwaniaków sprzedaje wampirom kobiety jako żywność (czemu akurat kobiety? W tym tempie przecież szybko wyniszczą swój naród? Poza tym – kto by sprzedawał wampirom kobiety? No tak, oczywiście, Rumuni). Pod względem realiów znacznie bliższe prawdy były najnowsze „Armie Boga”, gdzie Rumunia jest po prostu tłem rozgrywki, a nie wyłącznie wyobrażeniem amerykańskiego scenarzysty o kraju Europy Wschodniej. Doskonale rozumiem, że natchnienie twórców chadza różnymi ścieżkami, ale pewne granice głupoty przecież istnieją.
W dodatku okazuje się, że Judasz jako wampir to dla Lussiera za mało. Teraz powstanie pierwszego wampira zostaje przesunięte przed naszą erę. Zgodnie więc z filmem nieśmiertelny Drakula podsysał ludzi już w starożytnym Rzymie i Egipcie, grasował w Babilonii, wymieniane są nawet jego asyryjskie imiona. Pewnie gdyby powstała czwarta część sagi („Drakuli 3000” do cyklu nie liczę), okazałoby się, że wampiry grasowały już pośród neandertalczyków, a i – nie daj Boże – wręcz wśród dinozaurów. Dzięki podobnym potknięciom, mniej lub bardziej kłócącym się z wewnętrzną logiką cyklu, a także dzięki rozmaitym bzdurom wynikającym z niechlujnie skonstruowanego scenariusza, film niemal od pierwszych scen wywołuje zniechęcenie. A przecież na dokładkę „Dracula III” jest nudny, nieciekawy i na odwal się zrobiony (samochód wyżarzył się do gołej blachy w niecałą minutę od wybuchu, wywrócona chrzcielnica w następnym ujęciu stoi jak gdyby nigdy nic, etc., etc.).
Nie polecam więc miłośnikom wampirów ani „Drakuli 2: Odrodzenie”, ani tym bardziej „Drakuli III: Dziedzictwo”. Nie ma tu po prostu nic wartego uwagi. No, chyba że ktoś chce się pośmiać z niesamowitego melanżu wyobrażeń dotyczących wampirów, a także z zachowań bohaterów. W takim wypadku warto zaopatrzyć się wpierw w „płynne złoto”, bo na sucho seans może być udręką...