Z filmu wyjęte: Jezdem opentanaCzyli tytaniczne wysiłki ekipy filmowców w kwestii przekonania widza, że sportretowana postać została przejęta przez obcy byt.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Jezdem opentanaCzyli tytaniczne wysiłki ekipy filmowców w kwestii przekonania widza, że sportretowana postać została przejęta przez obcy byt. Na chwilę wracamy do kinematografii indonezyjskiej, niezwykle trudnej do ogarnięcia, bo sporo filmów wchodzi tam do dystrybucji wyłącznie na płytach dołączanych do lokalnych gazet. Nie dość więc, że nikt do końca nie wie, ile i jakich filmów tam powstaje – a powstaje multum, bo samych horrorów w ciągu roku można naliczyć przynajmniej dwie dziesiątki – to w dodatku nie ma co liczyć na wersję językową inną niż indonezyjska. Jeśli w ogóle uda się gdzieś taki film upolować. A często polować wręcz nie ma po co, bo ichniejsze horrory są jak nasze mydlane opery – pseudodowcipne, jałowe i źle zagrane. Dzisiejszy kadr pochodzi z wyprodukowanego w 2015 roku horroru „Hantu Kuburan Tua”, czyli po naszemu „Duch starego grobowca”. Widać na nim głowę kobiety przejętej parę godzin wcześniej przez mściwego ducha. Ponieważ jednak samo stwierdzenie, że bohaterka została opętana, a także dziwne, bardzo specyficzne zachowanie (na przykład noszenie widmowego trupka noworodka) to za mało, żeby przekonać widza, że coś jest nie tak z dziewczyną, postanowiono dorzucić posinienie twarzy, jej pożyłkowanie, rozbieganie oczu i dosadną muzykę. W drugiej, podobnej scenie, dla pewności uzupełniono obraz o jakieś pełzające pod skórą kłącza. W efekcie zamiast czuć niepokój, można dostać co najwyżej czkawki ze śmiechu. Jak łatwo się domyślić, film jest zrobiony nieudolnie, hałaśliwie i tandetnie. Sednem akcji jest weekendowa wyprawa dwóch par w plener. Pech chciał, że ich samochód – staruszek Jeep z czasów II wojny światowej – w zupełnie idiotyczny sposób uderza w leżący na drodze głaz i grzęźnie na amen. Z powodu lekko zgiętego zderzaka. Chyba. Ekipa szuka więc schronienia w pobliskim zapuszczonym budynku, będącym dawnym sierocińcem. A tu, ponieważ jedna z dziewczyn wbrew przyjaciołom gra w jakąś grę w wywoływanie ducha i w jej rękach nagle znajduje się widmowy noworodek, zaczynają co i rusz objawiać się jakieś duchy – za ramieniem, za oknem, za drzwiami, widoczne kątem oka, w całunach, ze zdeformowanymi twarzami, zwyczajnie ludzkie, etc, przy czym twórcy uznali, że to za mało, więc jeszcze dochodzą jakieś cienie w pobliskim lesie, łapanie za ramię i rotacyjne opętywanie bohaterów. W międzyczasie mieszkająca w domu dziwna kobieta, w jakiś sposób związana z sierocińcem, opowiada tragiczne dzieje jednej z wychowanek, która kiedyś wróciła, być może odesłana przez rodzinę, wytruła mieszkające tu dzieci i powiesiła się na gałęzi pobliskiego drzewa. A opowiada tę historię, bo ma pewność, że ktoś z przyjezdnych został opętany przez morderczynię – co zresztą trudno przeoczyć, skoro jedna z dziewczyn ma na ustach widmową chustkę i szlaja się z widmowym niemowlęciem. Film jest kuriozalnie zły, przefajnowany i nie sprawdza się ani jako horror, ani jako dramat. Posiada za to niezamierzone walory humorystyczne, jak choćby wspomniana scena, w której twórcy dwoją się i troją, byle tylko pokazać widzowi, jak strasznie jest opętana bohaterka. Oglądać tego nie ma po co, ale jak by kogoś przycisnęło, to znajdzie kompletny film na Youtubie… 17 września 2018 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz