Z filmu wyjęte: Uwaga na glizdoludzi!Skoro w poprzednim odcinku przerabialiśmy tańczące krowy, to teraz pochylimy się nad krzyżówką człowieka z dżdżownicą. Tak jest, istnieje w historii światowej kinematografii coś takiego.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Uwaga na glizdoludzi!Skoro w poprzednim odcinku przerabialiśmy tańczące krowy, to teraz pochylimy się nad krzyżówką człowieka z dżdżownicą. Tak jest, istnieje w historii światowej kinematografii coś takiego. Jak łatwo się domyślić, krzyżówka dżdżownicy z człowiekiem nie ujrzała światła dziennego w żadnym z "poważnych", czyli wysokobudżetowych filmów. Nie nastąpiło to też ani w dramacie, ani w komedii obyczajowej, ani w romansie. Ale - uwaga - niezupełnie był to też horror. Mowa o dziwacznej pseudokomedii ni to grozy, ni to fantasy, noszącej wielce wymowny tytuł "The Worm Eaters", czyli po polsku "Zjadacze robali". Film powstał w roku 1977 i był taniutki, żeby nie powiedzieć amatorski. I to pod każdym względem. Głównym bohaterem ułomnej historii jest posiadający niemieckie korzenie kuternoga, gnieżdżący się w chacie nad zarastającym jeziorem. Podczas gdy on z lubością oddaje się hodowli dżdżownic, przy okazji świadcząc prymitywne usługi campingowe, włodarze pobliskiego miasteczka próbują wysiudać go z posesji i przejąć jezioro, które można by zaraz potem osuszyć, rozparcelować i przeznaczyć pod budowę domów. Śliski burmistrz ciągle wysyła więc do chaty kuternogi podległych mu durniów, żeby znaleźli i wykradli akt własności, grupka lokalnej młodzieży agituje za pozostawieniem jeziora (natura, i te rzeczy), kuternoga bawi się „zmutowanymi robalami” (znaczy się dżdżownicami, którym ponadawał imiona), a od czasu do czasu któryś z gości czy wędkarzy niechcący zeżre dżdżownicę w kanapce, kluskach czy złowionej w jeziorze rybie, momentalnie przemieniając się w glizdoludzia wyposażonego w coś w rodzaju syreniego ogona. Kłopot pojawia się wtedy, gdy trzej glizdowędkarze przypełzają z jeziora i żądają od kuternogi dostarczenia odpowiedniej ilości glizdokobiet. Kuternoga odmawia wydania dwóch już posiadanych w piwniczce glizdokobiet - mimo że obie grupy na swój widok zaczynają podekscytowane świergotać (nie, nie stracili mowy, po prostu… no, to coś w rodzaju godowych dźwięków) - i obiecuje w dwadzieścia cztery godziny dostarczyć nowy zestaw przyszłych towarzyszek życia. Potem robi się jeszcze ciekawiej (np. glizdowędkarze wyciągają kuternogę z chaty wędką, zaczepiwszy haczyk o jego usta), ale może nie będę zdradzał reszty fabuły. W sumie warto zobaczyć to kuriozum na własne oczy. Ostrzegam jednak, że z komedii - tej intencjonalnej - absolutnie nic tu nie ma. A jak tani jest to film, doskonale widać po załączonym kadrze. Prezentuje on krzepkiego glizdowędkarza, który dolną, gliździą połowę ciała, ma wykonaną prawdopodobnie z połówki śpiwora. Jest ona na szczęście na tyle solidnie przymocowana do ciała aktora, że nie zsuwa się podczas pełznięcio-czołgania się, ale wciąż bardziej wygląda na jakąś szmatę obwiązaną drutem niż na segmentowane ciało dżdżownicy. 2 września 2019 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Mocne. Poleciłam znajomym (no co, jak ktoś lubi "Sharknado" to już nic mu nie straszne).
Jale, a film o morderczej oponie znasz?