Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Z filmu wyjęte: Niezgłębione meandry nowoczesnego designu

Esensja.pl
Esensja.pl
Czasami doprawdy nie sposób pojąć ścieżek, jakimi podąża umysł architekta. Zdarzają się projekty, metkowane zapewne jako doskonały przykład śmiałego wzornictwa, które tak na zdrowy rozsądek wyglądają jak skomplikowana pułapka mająca doprowadzić do śmierci bądź przynajmniej trwałego kalectwa zleceniodawcy.

Jarosław Loretz

Z filmu wyjęte: Niezgłębione meandry nowoczesnego designu

Czasami doprawdy nie sposób pojąć ścieżek, jakimi podąża umysł architekta. Zdarzają się projekty, metkowane zapewne jako doskonały przykład śmiałego wzornictwa, które tak na zdrowy rozsądek wyglądają jak skomplikowana pułapka mająca doprowadzić do śmierci bądź przynajmniej trwałego kalectwa zleceniodawcy.
Najdziwniejsze wzornictwo, mocno futurystyczne i w zasadzie częstokroć oderwane od funkcjonalności, trafiało się w światowym kinie od końcówki lat 1950. po schyłek lat 1960. Te brytyjskie (Bond!) i włoskie sensacje, częstokroć oparte na komiksach, te amerykańskie, kręcony wręcz na pęczki, czarno-białe filmy science fiction, te rozmaite dziwaczne komedie – z „Moim wujaszkiem” na czele – wszystkie one próbowały odgadnąć, jak powinien wyglądać nowoczesny dom przyszłości. W grę na ogół wchodziły wielkie, pozbawione kantów okna, metalowe, niewygodne meble, fikuśne lampy, różne plastikowe, szklane i gumowe dekoracje o niezbyt sprecyzowanych kształtach. Całe to rozpasanie form i kolorów uległo stonowaniu dopiero na przełomie lat 1960. i 1970., kiedy odkryto, jak wielki wpływ może mieć na ludzi kino. Jak wielki rynek się otwiera – nie tylko na ubrania, które noszą ukochani aktorzy, ale również na trunki, kosmetyki, meble, samochody, a nawet i domy. Eksperymenty designerskie zostały w zasadzie zepchnięte do niszy zajmowanej przez ambitniejsze, droższe filmy SF, zaś „zwyczajne” kino zajęło się „sprzedażą” artykułów już istniejących bądź zaraz wprowadzanych na rynek.
Kino indyjskie zauważyło ten trend dopiero po jakimś czasie. Dzięki temu aż po późne lata 1980. można w tamtejszych filmach natknąć się na futurystycznie urządzoną siedzibę niegodziwca, na ogół wyglądającego jak kiczowata wersja któregoś z przeciwników Bonda. Nie inaczej jest z nakręconym w 1973 roku filmem „Yaadon Ki Baaraat” (na nasze „Procesja wspomnień”), w którym trafia się stawiająca włosy na głowie „poręcz” schodów. Ma ona postać malutkich, może 20-centymetrowych końskich główek, ustawionych na sztorc i nie połączonych żadną listwą czy drutem. Pomysł jest iście szatański, bo nie dość, że w przypadku utraty równowagi leci się natychmiast prosto na pysk na podłogę parteru, oczywiście kamienną, to jeszcze można ugrzęznąć stopą między rzeźbionymi konikami. I nawet jeśli cudem uda nam się uniknąć skręcenia karku czy rozbicia czaszki, to otwarte złamanie goleni mamy jak w banku. Żeby było bardziej głupio – podest, na który wiodą te mordercze schody, ma już normalną, wysoką, solidnie wykonaną poręcz. Nie dziwne, że jeśli ktokolwiek na filmie używał tych schodów, robił to ostrożnie i poruszał się możliwie powoli…
Widoczny na kadrze dżentelmen w bieli to właśnie klasyczny przykład niegodziwca z własną armią osiłków – w tym wypadku wyposażonych raczej w broń maszynową niż krzepę, co nie jest znowuż aż tak oczywiste w indyjskim kinie. Inny klasyczny motyw, po dziś dzień bardzo popularny w Bollywood, to rozdzielone w dzieciństwie rodzeństwo, które po latach łączy się w najdziwniejszych okolicznościach. W tym wypadku mamy trzech braci, którzy muszą uciekać, żeby nie zginąć jak rodzice – od kul bandyty, który przestraszył się, że został rozpoznany w trakcie napadu rabunkowego. Nieświadomych swojego pokrewieństwa los łączy po latach w pewnym hotelu. Silny Shankar (Dharmendra) jest utalentowanym złodziejem, pracującym dla wspomnianego niegodziwca. Ratan (Tariq Khan) jest piosenkarzem, zaproszonym na koncertowanie w drogiej restauracji. Zaś Vijay (Vijay Arora), wychowanek ubogiego dozorcy luksusowej rezydencji, romansuje z córką nowego właściciela tejże rezydencji, Sunitą (Zeenat Aman). Intryga splata ich losy, ale niemal do samego końca filmu tylko widz jest świadom rzeczywistych relacji rodzinnych bohaterów.
Obecnie historia nie ma jednak zbyt wiele do zaproponowania. Jest dość chaotyczna, z nierównomiernie rozłożoną akcją, rozdartą na kilka postrzępionych wątków, do tego wyczuwalnie kiczowata. Ratan w zasadzie tylko śpiewa, Shankar od czasu do czasu coś ukradnie albo komuś nałoży po pysku, natomiast Vijay bez końca romansuje, zabierając dużo ekranowego czasu praktycznie na próżno – tylko po to, by oprócz dramatu i sensacji dało się upchnąć w historii jeszcze cetnar romantyzmu.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż wartość „Yaadon Ki Baaraat” nie leży w doskonałych kreacjach aktorskich czy wstrząsającej, chwytającej za serce fabule. Owszem, dramatu w tych kwestiach nie ma, ale film wyraźnie się zestarzał i dzisiaj jest już raczej archiwalną ciekawostką. Ważniejsze jest to, że został swego czasu uznany przez badaczy indyjskiej kinematografii za praszczura nurtu masala. To jest ten absolutnie pierwszy przedstawiciel dominującej od wielu lat w indyjskim kinie mieszanki gatunkowej (sensacja, kryminał, dramat, romans, komedia, musical), doprawionej pięcioma-sześcioma piosenkami i rozciągniętej na ponad dwie godziny seansu. To właśnie ten film wyznaczył późniejsze standardy w tej kwestii, i choćby dlatego wart jest uwagi.
A to przecież nie wszystko. To właśnie tu rozpoczęła się tak naprawdę kariera Vijaya Arory, to tutaj zadebiutował wciąż bardzo popularny Aamir Khan (zagrał młodego Ratana), i to wreszcie tutaj zaczęła się oszałamiająca kariera Zeenat Aman, jednej z najlepiej zarabiających indyjskich aktorek lat 1970. i początku 1980. To ostatnie zresztą nie dziwi, bo Zeenat wygląda tu olśniewająco pięknie i śpiewa prześliczną piosenkę „Chura Liya Hai Tumne Jo Dil Ko” („Ukradłeś mi serce”):
Oczywiście w rzeczywistości piosenkę śpiewa nie ona, a Asha Bhosle, jedna z kilku indyjskich tytanek pracy. Urodzona w 1933 roku, zarabiająca podkładaniem głosu w filmowych piosenkach, dekadę temu twierdziła, że zaśpiewała ponad DWANAŚCIE TYSIĘCY utworów. I jak zaczęła śpiewać w wieku dziesięciu lat, tak nie przestała praktycznie do dziś. W 2005 roku dała się nawet namówić do zaśpiewania z Kronos Quartetem coveru „Chura Liya Hai Tumne Jo Dil Ko”. Miała wówczas 72 lata!
PS. Starsza o cztery lata siostra Ashy, Lata Mangeshkar, chwali się, że zaśpiewała ponad… 25 tysięcy piosenek. W przynajmniej dwudziestu językach.
PS. 2. Ciekawe, czy nasze „ciuralla” z kilku nowszych wersji „Wszystkie rybki śpią w jeziorze” oraz „Ciuralli” Cjalisa ma jakiś związek z powyższym „chura liya” („ukradł”), brzmiącym zaskakująco podobnie…
koniec
9 grudnia 2019

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.