Z filmu wyjęte: Uwaga, przejście dla pieszych! Do wtorku.Wiadomo, że jeśli pieszy szykuje się do przekroczenia jezdni po pasach, to trzeba się zatrzymać. Co jednak w sytuacji, gdy wygląd przejścia budzi pewne wątpliwości…?
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Uwaga, przejście dla pieszych! Do wtorku.Wiadomo, że jeśli pieszy szykuje się do przekroczenia jezdni po pasach, to trzeba się zatrzymać. Co jednak w sytuacji, gdy wygląd przejścia budzi pewne wątpliwości…? Dzisiaj jeszcze na chwilę wrócę do kina indyjskiego. O szczupłości tamtejszych budżetów filmowych i biorącej się stąd biedzie realizatorskiej pisałem już kilka razy, tematu nie będę więc powtórnie zgłębiał. Zresztą – widoczny obok kadr mówi chyba sam za siebie w tej kwestii. Otóż widać na nim coś, co rozpaczliwie próbuje udawać skrzyżowanie w centrum miasta. Ponieważ jednak ekipa nie miała funduszy na użeranie się z urzędami i policją w kwestii blokowania któregoś z ruchliwych skrzyżowań, postanowiono udać się do cichej dzielnicy willowej, posiadającej asfaltowe ulice, choć już niekoniecznie trotuary. Na wybranym przecięciu sennych ulic wyrysowano kredą koślawe, wąziutkie „pasy przejścia dla pieszych”, doskrobano kulfoniasty napis STOP, a także dostawiono słupek z gumowym „sygnalizatorem świetlnym”. Na „pieszych” pieniędzy już zabrakło i prócz aktorki z psem udało się skombinować ledwie dwóch statystów. Trzeci, w różowym podkoszulku, zdaje się być po prostu gapiem z sąsiedztwa. Scena pochodzi z nakręconego w 1970 roku filmu „Sachaa Jhutha” (po naszemu z grubsza „Prawda i fałsz”) – niby taniego, ale jednocześnie zrealizowanego całkiem porządnie i nowocześnie. Jego fabuła przejawia już cechy masali (mieszanka gatunkowa z piosenkami), jedna z głównych bohaterek paraduje w mini, obnosząc się dodatkowo z gołym brzuchem, zaś wielu bohaterów nosi już garnitury bądź ubrania stricte zachodnie, co dość mocno rzuca się w oczy, bowiem wielu przechodniów wciąż ma na sobie tradycyjne stroje i turbany. I właśnie to zderzenie tradycji z nadciągającą nowoczesnością (Coca-Cola!) stanowi obecnie chyba największą wartość tego filmu. Również fabuła „Sachaa Jhuthy” jest specyficzną mieszanką motywów tradycyjnych z nowoczesnymi. Z niedużej, zapadłej wioski rusza do Bombaju muzyk (Rajesh Khanna), mając nadzieję zarobić graniem pieniądze na wiano dla chromej siostry. Na miejscu okazuje się, że jest wręcz sobowtórem lokalnego bogacza i – pomylony z nim nawet przez własną dziewczynę tegoż (Faryal) – zostaje zatrudniony jako niczego nieświadomy front, bogacz bowiem w istocie jest szefem bandy przemytników i złodziei diamentów. Podczas gdy bohater pławi się w bogactwie i flirtuje z nasłaną przez policję agentką (Mumtaz), bogacz zaś bezkarnie wchodzi w posiadanie kolejnych diamentów, rodzinna wioska zostaje zniszczona przez powódź. Przepadają skromne zasoby gotówki, a do tego tonie matka, pozbawiona środków do życia siostra rusza więc do Bombaju szukać brata. Oczywiście nacina się na łudząco doń podobnego bogacza i zostaje przezeń pozbawiona wolności, stanowiąc kartę przetargową w próbie zmuszenia bohatera – który właśnie zorientował się, w jak brudne sprawy się wplątał – do przeprowadzenia kradzieży diamentów. Film ogląda się całkiem sympatycznie, choć trzeba przyznać, że cały wątek z chromą siostrą i ckliwe kawałki o próbach zapewnienia jej wiana, a także kuriozalny wątek z biednym sprzedawcą herbaty, tchną kinem z dość zamierzchłej epoki. Seans ubarwiają jednak akcenty lekko bondowskie (futurystyczna piwnica stanowiąca gniazdo bogacza, napój, który wtrąca pijącego w kilkuminutowy letarg), mrożąca krew w żyłach scena z potrąconym przez motocyklistę psem (na szczęście gumowym; choć trzeba przyznać, że i pies, i scena, zostały zaskakująco porządnie wykonane) oraz wspomniane widoczki przeobrażającego się miasta. Jak na starsze indyjskie kino „Sachaa Jhutha” wypada więc całkiem przyzwoicie. 6 stycznia 2020 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz