Z filmu wyjęte: Śliczne japońskie domkiIleż to razy można się było zachwycić kolorytem japońskich przedmieść, z wąziutkimi uliczkami zabudowanymi urokliwymi, niedużymi domkami o prostej, ale eleganckiej architekturze. Później jednak nadchodzi czas refleksji…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Śliczne japońskie domkiIleż to razy można się było zachwycić kolorytem japońskich przedmieść, z wąziutkimi uliczkami zabudowanymi urokliwymi, niedużymi domkami o prostej, ale eleganckiej architekturze. Później jednak nadchodzi czas refleksji… Oglądając dowolny japoński film, którego akcja choć na chwilę zahacza o przedmieścia, można poczuć ukłucie zazdrości na widok domów, w jakich mieszkają bohaterowie. Malutkie wille utopione w zieleni (no dobrze, tej zieleni często jest tyle, co bluszcz napłakał), skromne z wyglądu, z niedużym pięterkiem, takie w sam raz na ciche życie, od czasu do czasu słodzone dźwiękiem cykad. Sielanka po prostu. No dobrze, o co więc chodzi z tą refleksją? Otóż Japonia jest niedużym, ale gęsto zaludnionym krajem, a co za tym idzie – skoro Japończycy w lwiej części mieszkają w małych domkach, doskonale sprawdzających się w przypadku trzęsień ziemi, to tych domków musi być – brzydko mówiąc – w ciul. Przy oglądaniu przeciętnego filmu, z bohaterami spacerującymi uliczką, jest to może prawda nieoczywista, ale za widocznymi po bokach ślicznymi domkami są jeszcze inne śliczne domki, a za nimi kolejne, za tamtymi zaś jeszcze kolejne, a potem… No cóż… Kolejne, i kolejne, i kolejne… Filmem, który uświadamia nam, jak w rzeczywistości wyglądają takie słodkie osiedla willowe, jest najświeższa odsłona japońskiej aktorskiej „Godzilli”, wypuszczona na rynek w 2016 roku. W jednej ze sen widać, jak gadzina majestatycznie kroczy przez przedmieścia Tokio, z wdziękiem orząc długą bruzdę w poprzek szeregu willowych… w zasadzie rojowisk. Notabene warto zwrócić uwagę, że w środeczku tego wszystkie tkwi swojskie blokowisko. Bo i owszem, Japończycy miewają i klasyczne blokowiska. Co by jednak nie mówić, na widok gęstej, monotonnej zabudowy można poczuć się ździebko nieswojo i docenić naszą rodzimą architekturę. Może biedną, może też niekiedy pełną ścisku, ale mimo wszystko bardziej urozmaiconą i oferującą ciutkę więcej oddechu. Sam zaś film, mimo że miał stanowić rekompensatę za kolejną nieudaną wersję hollywoodzką, rozczarowuje. Owszem, znowu wsadzono w kombinezon aktora (według listy płac był nim Mansai Nomura), znowu skupiono się na deptaniu miast i artyleryjskim ostrzale intruza, znowu wsadzono w pysk kaiju radioaktywny promień, ale jednocześnie uznano, że warto zrobić z całej historii swego rodzaju ni to moralitet, ni to alegorię, w której Godzilla tak naprawdę stanowi symbol trudnej do okiełznania siły atomu. Mówiąc wprost: Godzilla to Fukushima. Zrodzona przez morski żywioł – jest radioaktywna, nieprzewidywalna, eksperci nic nie umieją na jej temat powiedzieć, procedur na działanie w takiej sytuacji nie ma, a politycy boją się podjąć jakąkolwiek decyzję, bo przecież mogą sobie złamać karierę. W tym momencie można liczyć wyłącznie na poświęcenie szeregowych obywateli. W Japonii te odniesienia były na tyle czytelne, że film zgarnął szereg prestiżowych nagród, jednak poza granicami kraju został przyjęty dość chłodno. Choćby dlatego, że duża część akcji to tak naprawdę różnego rodzaju narady i rozmowy, z rzadka tylko przeplatane wybrykami Godzilli. Inną przyczyną jest brak bohatera indywidualnego – przede wszystkim mamy tu grupy debatujących polityków, sprzeczających się ze sobą specjalistów czy wypracowujących plan działania wojskowych. Do tego drażni ponowny restart uniwersum Godzilli. W tym świecie – ewidentnie naszym, z naszą technologią i politykami – potwór pojawia się bowiem po raz pierwszy. Nikt nie wie, do czego jest zdolny, nikt nie wie, jak z nim walczyć, ba!, nikt dotąd nawet nie słyszał słowa GojiraGodzilla! Skutek był taki, że od tego czasu powstały jeszcze trzy filmy z potworem, tyle że animowane, odżyła natomiast amerykańska franczyza, wypluwając do kin w czerwcu zeszłego roku „Godzillę II: Król potworów” i szykując na jesień bieżącego roku „Godzillę kontra Kong"… 20 stycznia 2020 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz