Z filmu wyjęte: Zupa z wkładkąPrzysłowiowe wkładki mięsne w zupie to utrapienie dziś już nie tak częste, jak ongiś, ale wciąż wiosłująca łapkami w posiłku mucha czy osa może przykuć naszą uwagę. Kiedyś trafiały się też wkładki większe, jak choćby myszy. Ileż wówczas wrzasku! A pomyśleć, co by się działo, gdyby ktoś rzeczywiście trafił na wkładkę z dzisiejszego kadru…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Zupa z wkładkąPrzysłowiowe wkładki mięsne w zupie to utrapienie dziś już nie tak częste, jak ongiś, ale wciąż wiosłująca łapkami w posiłku mucha czy osa może przykuć naszą uwagę. Kiedyś trafiały się też wkładki większe, jak choćby myszy. Ileż wówczas wrzasku! A pomyśleć, co by się działo, gdyby ktoś rzeczywiście trafił na wkładkę z dzisiejszego kadru… Ta upiorna scena, jakiej nie poważyłby się użyć nikt w Ameryce, a i pewnie mało kto w Europie, pochodzi z filmu wyprodukowanego w dalekiej Tajlandii. W roku 2007 powstał tam bowiem horror o tytule „Body sob 19”, czyli „Zwłoki numer 19”. Horror może chwilami lekko nudnawy, chwilami nie do końca zrozumiały, ale w pełni oryginalny, mocno przewrotny, zaopatrzony w kilka zaskakujących twistów i trzymający w niepewności do ostatnich minut, twórcy bowiem sprytnie rozwiązanie całej, mocno napętlonej intrygi, zaserwowali autentycznie na samiuteńki koniec. A wtedy trudno utrzymać szczękę na miejscu, bo klocki wręcz szeregiem wpadają na swoje miejsca. Istne staccato zamykających się zapadek, kształtujących ostateczny odbiór historii. Prawdziwy majstersztyk. Co do fabuły – mogę dać tylko jej zarys, inaczej zepsułbym przyjemność z własnoręcznego odkrywania tajników intrygi. Bohaterem opowieści jest student medycyny, który przyjechał z prowincji i wprowadził się do mieszkania wynajętego przez siostrę. Na miejscu zaczyna być dręczony wizjami upiorzycy (rozpruty brzuch, ślepe, wypchnięte z oczodołów oczy, bardzo długie włosy, praktycznie żyjące własnym życiem, zupa z płodem), ewidentnie chcącej, by bohater ją odnalazł. Naciskany przez siostrę udaje się do wydziałowego asystenta, a potem do psycholożki, ale każda z wizyt przebiega w bardzo dziwnej atmosferze, zupełnie jakby rozmówcy bali się go. Co jest o tyle uzasadnione, że ci, którzy zbyt dużo słyszeli o poszukiwanej przez studenta kobiecie, kontrowersyjnej wykładowczyni psychologii (podczas zajęć o pamięci podświadomej potrafiła samym wzrokiem zmusić kogoś do przypomnienia sobie – i to zarówno psychicznie, jak i fizycznie – np. scen z dzieciństwa z biciem pasem przez ojca), giną zagadkową, nadzwyczaj spektakularną śmiercią. Gdy w końcu bohater dochodzi do wniosku, że z całą sprawą musi mieć jakiś związek mąż psycholożki, czym prędzej udaje się do jego domu i… tu ma miejsce pierwszy solidny twist, z której to przyczyny nic więcej już powiedzieć nie mogę. Polecam więc seans „Zwłok numer 19”, ale jednocześnie przestrzegam, że film ma już na karku ponad dekadę i jego techniczny poziom realizacji pozostawia dzisiaj nieco do życzenia. Co nie znaczy, że w paru momentach rzeczywiście nie można poczuć się nieswojo, a nawet odczuć przemożnej chęci rozejrzenia się po ciemniejszych zakamarkach pokoju. 17 lutego 2020 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
U nas takie sceny to były w komediach, np.:
"Mucha na dziko" w "Kingsajzie"