Z filmu wyjęte: Przecież nikt nie zauważy różnicyFuszerka to nieodłączny przyjaciel tanich filmów. Co bardziej przyzwoici twórcy co prawda starają się nie kłuć w oczy ewidentnymi kiksami, no ale zawsze pozostaje rzesza tych, którzy przejmują się takimi rzeczami mniej. Lub wręcz wcale.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Przecież nikt nie zauważy różnicyFuszerka to nieodłączny przyjaciel tanich filmów. Co bardziej przyzwoici twórcy co prawda starają się nie kłuć w oczy ewidentnymi kiksami, no ale zawsze pozostaje rzesza tych, którzy przejmują się takimi rzeczami mniej. Lub wręcz wcale. Na dzisiejszym kadrze możemy podziwiać dwóch dżentelmenów zbierających się do ucieczki. Ich posunięcie jest słuszne, bowiem za chwilę oba widoczne na zdjęciu pojazdy dokończą żywota w efektownych kulach ognia. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej zdjęciu, jasnym się stanie, że słowo „pojazdy” zostało przeze mnie użyte mocno na wyrost. „Pojazd” po lewej jest bowiem pozbawioną silnika, zrujnowaną skorupą jeepa, pamiętającego jeszcze czasy II wojny światowej, ten po prawej zaś… No cóż… Mimo że film oglądałem już jakiś czas temu, to do chwili obecnej nie potrafię odgadnąć, co to w zasadzie jest. Tekturowa makieta? Malowana w ciapki płaska atrapa samochodu? Czy może faktyczna terenówka, której ktoś przylepił do frontu kawałek blachy, bardzo kiepsko udającej maskę jeepa? Jak by nie było, to dziergane w pocie czoła „cudo” zwyczajnie razi w oczy podczas seansu, dowodząc niezbyt poważnego podejścia do sztuki filmowej ze strony sporej części realizatorskiej ekipy. A to przecież tylko wisienka na torcie. Bo w rzeczywistości oba „jeepy” występują w roli kul ognia w miejsce nowszych o przynajmniej dwie dekady Fordów M151 ′MUTT′, które najzwyczajniej w świecie szkoda było zniszczyć. Mimo że miały już na karku trzydziestkę. Takich „smaczków” jest oczywiście znacznie więcej w miejscu, skąd pochodzi kadr, czyli w „Klubie tajnych agentów” z 1996 roku. Wszystko stanie się chyba jasne, gdy napiszę, że jest to komedia familijna spod znaku Hulka Hogana. Ten sympatyczny, swego czasu powszechnie znany wrestler, nie miał przesadnego szczęścia do filmów. W dzisiejszych czasach większość z jego produkcji, na ogół przaśnych komedii, jest już po prostu wstyd oglądać. Z „Klubem…” sprawa przedstawia się o tyle inaczej, że jest to film po prostu zły. Głupi, naiwny, po partacku zrobiony, od czasu do czasu jawnie obrażający inteligencję widza i na dokładkę irytujący aktorskimi kłodami. Oglądanie tego filmu to już nie wstyd – to najczystsza groza. Pro forma dwa zdania o fabule. Otóż tatuś-fajtłapa – w rzeczywistości supersprytny, supersilny agent (oczywiście Hogan) – wchodzi w posiadanie prototypowego laserowego pistoletu, a ponieważ zostaje pojmany przez tych, którym ów pistolet zakosił, a następnie poddany torturom w celu uzyskania informacji nt. miejsca ukrycia broni, drewniany syn (absolutnie odstręczający Matthew McCurley, któremu kariera nie wyszła – zupełnie nie wiedzieć, czemu) gromadzi grupkę drewnianych kumpli i rusza odbić ojca. Za przeciwników mają jednak przebiegłą kobietę (piękna Lesley-Anne Down, jeden z dwóch jasnych punktów filmu) i pracującego dla niej osiłka, poruszającego się jak Terminator i strasznie się krzywiącego, gdy musi wystękać słowo „przepraszam” (Richard Moll, czyli drugi jasny punkt). Rozwiązanie intrygi jest raczej oczywiste. Podobnie to, kto jest w filmie dobry i mądry, a kto zły i głupi… 9 marca 2020 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz