Z filmu wyjęte: Szybciej niż światłoPodróże kosmiczne kształcą. Zwłaszcza te z tańszych filmów, bo tam horyzonty widza poszerzają się metodami najbardziej niekonwencjonalnymi.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Szybciej niż światłoPodróże kosmiczne kształcą. Zwłaszcza te z tańszych filmów, bo tam horyzonty widza poszerzają się metodami najbardziej niekonwencjonalnymi. Dzisiejszy kadr przedstawia zadnią część statku kosmicznego. Buchający z dyszy silnika płomień… A nie, czekaj. Tutaj napęd działa na innej zasadzie. To napęd… żaróweczkowy. W tylną część „statku” wmontowano po prostu żaróweczkę z latarki, i to razem z lusterkiem. Ba! Nie jestem pewien, czy statkiem nie jest po prostu latarka, oblepiona znalezionymi w szufladzie speca od efektów śmietkami. W końcu film kosztował naprawdę grosze. A przynajmniej tak można by sądzić na pierwszy rzut oka. Na drugi zresztą też, w końcu akcja była kręcona w zrujnowanej fabryce, a w całym filmie trafia się jeden zdezelowany samochód. Jest jednak haczyk. A konkretnie trzy haczyki. Ale może po kolei. Film, z którego pochodzi ów kadr, to „Mutant War” z 1988 roku, zrealizowany za astronomiczną kwotę 60 tysięcy dolarów. Jak wiele tanich amerykańskich produkcji praktycznie amatorskich, oczywiście był dystrybuowany w Polsce na kasetach VHS. Podbijał serca miłośników chłamu SF gorącym tytułem „Mutanty pragną pięknych kobiet”. Za jego wypuszczeniem na nasz rynek nie stała jednak żadna z legendarnych firm w rodzaju ElGazu czy Silesii. O nie. Tę produkcję zaoferowały nam… Polskie Nagrania. Tak jest. Nasza narodowa, wielce zasłużona wytwórnia, która po roku 1990 straciła wyczucie rynku i miotała się na prawo i lewo, wydając nie tylko polską klasykę kina, ale również i tandetę w rodzaju „Mutantów…” Tu dochodzimy jednak do sedna problemu. Otóż „Mutanty pragną pięknych kobiet” to film zaskakująco dobry. To znaczy – dla miłośnika science fiction, nie brzydzącego się kinem podrzędniejszego sortu. Bo reszta widzów raczej nie doceni oferowanej tu zabawy konwencją. Film jest w istocie mieszanką trzech nurtów. Pierwszy to kino postapokaliptyczne, akcja bowiem rozgrywa się w świecie przyszłości, wyniszczonym najpierw przez obcych, wybijających ludzkość być może dla sportu, a później dobitym przez odpalenie bomby neutronowej, która co prawda zmieniła obcych w błoto (literalnie!), ale i mocno namieszała w biosferze, powodując pojawienie się mutantów. Drugi nurt to kino noir – główny bohater jest kimś w rodzaju detektywa. Obowiązkowo chodzi w porwanym płaszczu, jeździ rozsypującym się samochodem z wymalowanymi w miejscu reflektorów oczami, a jego poczynaniom towarzyszy znudzony głos z offu. I wreszcie trzeci nurt – smakowity monster movie. Dlaczego smakowity? Bo ekipę stać było na wprowadzenie do fabuły zmagań z aż trzema wielkimi, absolutnie zwariowanymi potworami… animowanymi poklatkowo. I to bardzo przyzwoicie animowanymi. To właśnie te trzy wspomniane przeze mnie na początku haczyki, które powodują, że wciąż nie jestem pewien, czy te 60 tysięcy dolarów to prawda. Bo takie efekty kosztują na ogół znacznie, znacznie drożej. Sama fabuła nie powala komplikacją. Detektyw i wojownik w jednym, należący w czasie wojny do grupy odpalającej bombę, ratuje przed potworem nastolatkę. Ta zaś prosi go zaraz potem o pomoc w odbiciu jej starszej siostry z łapsk mutantów, porywających płodne kobiety i robiących z nimi tajemnicze (przynajmniej dla dziewczęcia) rzeczy. Mutantów jest zbyt wielu, żeby sobie z nimi poradzić we dwójkę, więc do gry wchodzi potem jeszcze żyjąca sobie w krzakach grupa cywili oraz koczująca w lesie banda punków. Spytacie – a gdzie tu miejsce na statek kosmiczny. Otóż statkiem przylatuje na Ziemię… galaktyczny handlarz bronią. Oczywiście w nadziei zysku, bo słyszał, że toczy się tu jakaś wojna. Tak, formalnie rzecz biorąc ten film jest zły. Ale jednocześnie jest tak uroczo kiczowaty, z bezlikiem tak niemądrych scen i tak absurdalnych potworów, że nie sposób się długo boczyć na twórców. Nie przeszkadza też to, że aktorzy grają z przymrużeniem oka i na pół gwizdka, bo większość bawiła się na planie znakomicie, co w pewnym momencie zaczyna udzielać się też widzowi. Oczywiście temu widzowi, który nie brzydzi się tanim kinem spod znaku SF. 26 kwietnia 2021 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz