Z filmu wyjęte: Polecieć sobie po kulkiMożna nakręcić „Ad Astra” z gwiazdorską obsadą za 90 milionów dolarów, ale można podobną historię zaserwować też w cenie wakacji na Balearach. Oczywiście niski budżet niesie za sobą łatwo zauważalne konsekwencje…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Polecieć sobie po kulkiMożna nakręcić „Ad Astra” z gwiazdorską obsadą za 90 milionów dolarów, ale można podobną historię zaserwować też w cenie wakacji na Balearach. Oczywiście niski budżet niesie za sobą łatwo zauważalne konsekwencje… To całkiem zabawna sprawa. Nakręcony w 2019 roku „Ad Astra” wchłonął aż 90 milionów dolarów, dając nam w zamian w miarę wartką historię w pięknej oprawie wizualnej, tyle że okraszoną pokaźną liczbą urągających logice zdarzeń, których nawet nie ma sensu punktować. Natomiast dwa lata wcześniej światło dzienne ujrzała amerykańsko-australijska produkcja „Magellan”, zrealizowana za jakieś nieduże pieniądze, a mimo to potrafiąca zaproponować bardziej zborną historię, też opartą w znacznej mierze o podróż wewnątrz Układu Słonecznego. W pewnym momencie anteny ziemskich stacji nasłuchowych odbierają nakładające się na siebie tonalne sygnały nieznanego pochodzenia. W wyniku pospiesznie organizowanej wyprawy – bo w kosmos rwą się też Chińczycy – tytułowym statkiem rusza w dziesięcioletni lot samotny astronauta, przedkładający udział w wiekopomnym zdarzeniu nad szczęście małżeńskiego związku. W kolejnych lokacjach – na Tytanie, Trytonie i na Eris – znajduje w specyficznych, osobliwych miejscach nieduże, widoczne na załączonym kadrze kulki, będące formalnie nadajnikami. Tu się zatrzymam ze streszczeniem, bo intryga nie jest znowuż aż tak bogata i lepiej, żeby widzowi zostało trochę detali do samodzielnego odkrycia. A zaręczam, jest tam kilka ciekawych pomysłów, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że fabuła dąży w konkretnym kierunku i finiszuje w sposób budzący zadowolenie. Bowiem seans pozostawia widza z garścią tematów do przemyśleń. Ostrzegam jednak, że pierwsza godzina filmu nie grzeszy wartkością i akcja często posiłkuje się przesadnie rozbudowanymi dialogami. Jak nietrudno zgadnąć, załączony kadr przedstawia wspomniane kulki, już będące w komplecie. Jedną z ich cech miało być świecenie w zetknięciu się z palcem głównego bohatera. Kłopot w tym, że nie zastosowano w tej scenie żadnych czujników i światełka najwyraźniej włączał „na czuja” jakiś technik zza kadru. I kiepsko celował. Bo raz kulka świeci jeszcze przed dotknięciem palca, innym razem pozostaje ciemna dobrą sekundę po dotknięciu, czy też zbyt wcześnie gaśnie – co właśnie się przydarzyło w uwidocznionym na kadrze przypadku. Niby jest to zupełny drobiazg, ale to świecenie, i cała ta scena, są kluczowe dla całej historii i uwaga widza jest kierowana właśnie na dotykanie kulek i na doznania towarzyszące tym dotknięciom. No ale tak już jest z niższym budżetem, że szczupła ekipa nie jest w stanie nad wszystkim zapanować. Z tego też powodu milcząco pominięto kwestię zarostu u bohatera, jak również przymknięto oko na dziwnie chudziutki skafander. Te niedostatki rekompensuje jednak ogólna wymowa historii oraz… zmysłowy głos SI lądownika (podkłada go Nicola Posener). Można się w nim zakochać od pierwszego słowa. 11 października 2021 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz