Z filmu wyjęte: GrypseraKonspiracja to poważna sprawa. Każdy wie, że trzeba być ostrożnym, bo inaczej konsekwencje mogą być poważne…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: GrypseraKonspiracja to poważna sprawa. Każdy wie, że trzeba być ostrożnym, bo inaczej konsekwencje mogą być poważne… Dzisiejszy kadr przedstawia konspirację w wersji dla początkujących perfekcjonistów, którzy w dodatku nie są pewni, czy strona przeciwna nie ma problemów ze wzrokiem. Bo to, co widać na zdjęciu, to… tak jest! To jest gryps! Znaczy się karteczka wciśnięta ukradkiem w dłoń (no dobrze, tutaj akurat pod poduszkę) – tak, żeby opresyjna siła jej nie zauważyła i nie dokonała inkwizytorskich spustoszeń w tylnych rejonach ciała. Nieważne, że „karteluszek” jest formatu A6, czyli połowy zeszytowej kartki, zaś napis, który spokojnie by się zmieścić na dwóch-trzech centymetrach kwadratowych, zajmuje niemal całą kartkę i jest starannie wykaligrafowany. Wręcz ma się wrażenie, że jego autor wysuwał w trakcie pisania język, pragnąc osiągnąć optymalną wielkość i krzywiznę liter. I ta śliczna jedyneczka, ze starannie dostawioną, równiuteńką kropką na końcu… Tak cudownie naiwną konspiracyjną wiadomość można uświadczyć w nakręconym w 1999 roku filmie „Lethal Target”, czyli na nasze „Zabójczy cel”. Produkcja wyszła spod ręki Lloyda A. Simandla, zamieszkałego w Kanadzie Czecha, który na przełomie wieków parał się reżyserowaniem i produkowaniem mniej lub bardziej fantastycznych (w sensie gatunkowym, a nie jakościowym) chał kręconych w Czechach. Ich znakiem rozpoznawczym były tabuny półnagich młodych piękności, na ogół dobywających jakąś rudę w prymitywnej kopalni. W przypadku „Zabójczego celu” była to ruda magnezu – tak samo lekka, jak ruda uranu z paru innych filmów. Oczywiście wszystko dokonywane ręcznie, z pchanymi na kolanach kamulcami, z taczkami, w podartym, szczątkowym ubraniu na grzbiecie. Szczęśliwie akurat ten film jest trochę żywszy i mniej głupi od krewniaków (m.in. od serii „Imperium popiołów”), a do tego jest w zasadzie space operą, więc nie ma co rozpaczać. Jest rok 2268. Młoda, seksowna katorżniczka łupiąca głazy magnezu w kolonii karnej na Tytanie, w zamian za złagodzenie wyroku dostaje misję – leci na wielki statek badawczy, na którym z prób przesyłania rudy teleportem na wielkie odległości szefowa projektu przeszła do tajemniczych badań nad zawleczoną na statek obcą formą życia. Oczywiście po odcięciu komunikacji z firmą, do której należy statek. Na miejscu bohaterka zastaje wykasowane pliki w systemie, zamrożoną większość załogi oraz szefową, która co jakiś czas bierze na kochankę kolejną kobietę i średnio dyskretnie przekazuje jej obce komórki, orząc jej pazurami po plecach. A ponieważ scenarzysta widział kiedyś „Obcego”, infekcja kończy się po jakimś czasie śmiercią delikwentki, bo rosnący w jej organizmie obcy wyłazi oczywiście rozrywając brzuch i czmycha w wentylację, rosnąc do iście absurdalnych rozmiarów. Próbującej dobrać się do laboratorium i rozwikłać zagadkę bohaterce pomaga jeden z członków wyjątkowo szczupłej jak na gigantyczny statek załogi, i to właśnie on zostawia gryps pod jej poduszką… Ogólnie film jest fabularnie biedny, ale scenografię ma zaskakująco przyzwoitą (co pozwala domniemywać, że nastąpiło jej zapożyczenie z innej, droższej produkcji), zaś efekty też nie przynoszą większego wstydu. A zaznaczę, że trafia się tu kilka walk z obcymi. 10 października 2022 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz