Z filmu wyjęte: Gdy w domu brakło kombinerekCo zrobić, gdy w ścianie tkwi gwóźdź, a sąsiad, który pożyczył od nas kombinerki, wyjechał na dłuższe wakacje? No cóż, niektórzy twierdzą, że można spróbować wyciągnąć go palcami…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Gdy w domu brakło kombinerekCo zrobić, gdy w ścianie tkwi gwóźdź, a sąsiad, który pożyczył od nas kombinerki, wyjechał na dłuższe wakacje? No cóż, niektórzy twierdzą, że można spróbować wyciągnąć go palcami… Dzisiaj proponuję idiotyczną scenę z dżentelmenem wyciągającym ze ściany swojego apartamentu karabinową kulę. Ponieważ najwyraźniej nie miał pod ręką kombinerek, obcążek ani żadnego innego przydatnego w tej sytuacji narzędzia, uznał, że najprościej będzie… Nie, wcale nie sięgnąć po widelec czy nóż. Otóż pierwszym, co wpadło mu do głowy, było użycie w tym celu… gołych palców. Ot, wystarczy chwycić w czubki palców krawędź kuli, naprężyć się i voilà – cylindryczny metalowy przedmiot jest już w dłoni. Tu dochodzimy do drugiego punktu kuriozalności sceny – krzepy dżentelmena. Ponieważ twórcy uznali, że zbyt łatwe wyjęcie kuli będzie dla widza niezbyt wiarygodne – bo w końcu kto z nas potrafi gołą dłonią wyciągnąć z muru głęboko wbity gwóźdź – uznano, iż trzeba będzie w jakiś sposób zaprezentować nadludzką siłę bohatera. I wymyślono, że tytanicznie napręży mięśnie. Wiecie, muskuły czynią cuda. Im ktoś ma większe muskuły… nie, nie znaczy to, że bierze więcej „koksu”. No dobrze, może i znaczy, przynajmniej w obecnych czasach. Jakkolwiek by było, wedle przyjętego założenia dżentelmenowi miał z wysiłku spuchnąć muskuł. Kłopot w tym, że grający tegoż dżentelmena Ron Ely żadnym kulturystą nie był i prężenie przezeń muskułów dawało gorzej niż mierne rezultaty. Co więc zrobiono? Ano zasugerowano, że mięśnie się napięły – poprzez rozerwanie rękawów koszuli i marynarki. Nic to, że fizycznie nie miało co ich rozepchnąć, o rozrywaniu już nie wspominając. Powyższa scena pochodzi z nakręconego w 1975 roku filmu „Doc Savage: The Man of Bronze”, czyli „Doc Savage: Człowiek ze spiżu”. Jak tytuł wskazuje, jest to ekranizacja jednej z powieści o Docu Savage’u, superbohaterze stworzonym w roku 1933, będącym forpocztą późniejszego szaleństwa, które obrodziło dziesiątkami rozmaitych „cośtam-manów”. Jedyna różnica polegała na tym, że Doc Savage był bohaterem bardziej powieściowym niż komiksowym – do dzisiaj ukazało się 206 powieści z jego przygodami, sprzedanych w wielomilionowych nakładach (w 1979 roku przekroczony został pułap 20 milionów sztuk). Co może się wydawać dziwne wobec tak ogromnej popularności Doca, film z 1975 roku był pierwszą ekranizacją jego przygód. I zarazem ostatnią. Scenariusz filmu powstał na bazie pierwszego tomu serii – „The Man of Bronze”. Ponieważ ktoś próbuje odstrzelić Savage’a (jest siłaczem, geniuszem praktycznie w każdej dziedzinie, telepatą, uchyla się kulom, itd.), a do tego docierają wieści o śmierci jego ojca na drugim krańcu świata, bohater rusza przyjrzeć się sprawie na miejscu, w efemerycznym państewku o nazwie Hidalgo. W ekspedycji towarzyszy mu piątka poznanych na pierwszowojennym froncie geniuszy, a w istocie durniów i dziwaków. Jest więc wśród nich wybitny prawnik, chemik noszący ze sobą świnię i żrący na potęgę, genialny inżynier (aczkolwiek jego geniusz ogranicza się podczas filmu do… postawienia ekipie namiotów), archeolog/geolog oraz… elektryk, zasadniczo bezużyteczny i jako jedyny nie uznający ogólnej abstynencji. Bo tak poza tym nikt z grupy nie pije alkoholu, nie pali papierosów i… nie ma partnerki życiowej. U celu podróży okazuje się, że ojciec, w istocie zamordowany, dostał od pewnego plemienia szmat terenu, ale dokumenty nadania gruntu wsiąkły, a ekscentryczny kapitan, który zaprasza ich na kolację na jacht, próbuje ich odstrzelić, trzeba więc będzie odszukać plemię i poznać genezę sprawy u samego źródła. Niestety, film jest koturnowy, w zły sposób zabawny i po prostu niemądry, a w dodatku zrealizowany w sposób nieprawdopodobnie staroświecki, przez co ogląda się zwyczajnie źle. Nie pomagają też kiczowate, laserowe węże czy zapewnianie bogactwa plemieniu poprzez… odbieranie mu złota. Albo brana na serio dobroczynność operacji mózgu, w trakcie której wycina się fragmenty odpowiedzialne za czynienie zła. Coś, co było dopuszczalne jeszcze przed wojną – czyli rodzaj lobotomii – w 1975 nie powinno już raczej być promowane jako przyjemne, nieinwazyjne rozwiązanie sprawy. Dodatkowo twórcy uważali, że ich produkcja po prostu rzuci świat na kolana i równolegle kręcili zdjęcia do sequelu, „Doc Savage: The Arch Enemy of Evil” (według innych źródeł wykonano jedynie szereg fotosów dla prasy), tyle że film poniósł w kinach spektakularną porażkę. Tak spektakularną, że do dziś nikt nie odważył się na serio zabrać za kręcenie kolejnego filmu o Docu Savage’u. 17 lipca 2023 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Ja do wystającego ze ściany gwoździa podchodzę z młotkiem, ewentualnie rondlem ;-p