Ciemna Strona MituPiotr ‘cct’ BielatowiczCiemna Strona MituWszystko powyższe było jednak tylko preludium do la grande finale, czyli jednej z najlepiej umotywowanych scen metamorfozy głównego bohatera w historii kinematografii: INT. GABINET KANCLERZA – NOC Kanclerz rozwala bez mrugnięcia okiem dwóch Jedi. Wchodzi Anakin. Windu z lekkim mrugnięciem okiem rozwala Kanclerza. KANCLERZ Jestem stary, brzydki i nikt mnie nie kocha. Uratuję twoją ukochaną! Krnąbrny Anakin bez mrugnięcia okiem, a nawet patrzenia, przerabia Windu na sałatkę owocową. KANCLERZ No dobra, kłamałem, nie mam najmniejszego pojęcia, jak uratować twoją ukochaną. Ale jeśli zostaniesz moim bezwolnym sługą, to może w wolnym czasie coś pomyślimy. Już–nie–tak–krnąbrny–Anakin rozchyla submisywnie pośladki.(©WO) KANCLERZ Goood, goood! A teraz idź gwałcić i mordować swoich mentorów, przyjaciół oraz wszelkie dzieci, jakie tylko spotkasz. ANAKIN Tak, mój panie i władco. KANCLERZ Hmm, tak po namyśle, najpierw chodź klęknąć jeszcze tu na chwilkę. ANAKIN Yes, my master. The sound of slurping fills in the room. Na szczęście na bzdurność powyższej sceny przygotowuje nas już podobnej klasy scena zmiany ustroju Republiki na Imperium („Panowie, był na mnie zamach. Żeby nie wchodzić w szczegóły, proponuję, aby to uczcić: wprowadzić w całej galaktyce system metryczny, ustanowić becikowie dla rodzących kobiet i wookich, scentralizować gospodarkę, wymienić pieniądz, wprowadzić obowiązkową opiekę zdrowotną, wymienić terakotę w holu parlamentu i zmienić konstytucję tak, aby od tej pory jedynym prawowitym władcą była moja skromna osoba. W celu przyśpieszenia procedury pominiemy dyskusję i głosowanie na ten temat. Możecie już bić brawo!” – cała sala: Brawo! Niech żyje Imperium! Wiwat Gerwazy! Ostatni przy barze płaci rachunki!). Fajnie, że Lucas chciał pokazać wszystkie zmiany w jakiś sensowny sposób, ukazując jakąś ich legitymizację i urealnić je (sam komentarz Amidali dot. sceny upadku demokracji bardzo trafny – taki przyjemny kontrast do lakonicznego Vaderowskiego: „Rozwiązałem parlament, jestem zły i jestem WROGIEM DEMOKRACJI, buhahahahaha!” z EP4), niestety – reżyseria i scenariusz w kluczowych scenach po prostu siada. Nie inaczej jest też w scenach najważniejszych pojedynków. W jednym Yoda rozbraja praktycznie Palpatine’a, jednak wskutek zbyt mocnego uderzenia się w główkę rozpoczyna się w przyspieszonym tempie jego odwlekana od kilkuset lat wszelkimi możliwymi zabiegami odmładzającymi (z maseczkami błotnymi na czele) degrengolada, co prowadzi go do konstatacji, że skoro nie ma Flawless Victory, to raczej się woli poddać i ucieka najbliższymi kanałami z pola walki. Druga ze scen, pomiędzy Obi Wan Kenobim a Anakinem „TySzmatoAmidalaZdradzałaMnieZTobą” Skywalkerem, ma równie sensowne rozstrzygnięcie – w pewnym momencie Obi wykorzystuje po prostu stary trik z rozproszeniem uwagi i sugestią podprogową: Obi: Ha! Wygrałem! Anakin: Ke? Obi: Jestem wyżej niż ty! Anakin: No i co z tego? Obi: Erm… No, to znaczy, że WYGRAŁEM… Anakin: Hmm… Co masz na myśli? Obi: Aaaa, tego, bo wiesz… (korzystając z dezorientacji Anakina, obcina mu kończyny) Buahahaha, frajer! Do tego dochodzi całe multum bzdurnych scen miłosnych z EP2, od których słodkości nawet najzdrowsi widzowie mogą dostać cukrzycy, i co porównać da się tylko z niektórymi opisami nastolatek z GG (O, gruszusia przylatuje do Anakinusia z talerzusia Twojej Amidaleczki Koffaniutkiej :* :* :* ‹CMOK› ‹BUZIAK› ‹BUZIAK2› ‹SEX› ‹SHOWER› ‹LOL2› :* :* :*), opcjonalnie których schematyczność bije na głowę nawet teledyski złotego okresu disco polo połowy lat 90. – vide scena pikniku na polance, gdzie brakuje tylko Obiego na żelu z tanim keyboardem Casio w tle i Anakina stojącego do pasa w trawie wyśpiewującego swoją miłość w rytm radosnego pobrzdękiwania („Bo ja ciem kocham bardziej niż Yodę, bo Ty mnie potrzebujesz bardziej niż Tatooine wodę!”). Całość momentami dorównuje urokiem wysoko budżetowemu pastiszowi w rodzaju Starship Troopers. Z drugiej strony, ciężko uważać poziom tych scen za zaskoczenie – wystarczy sobie przypomnieć, jak ambitnie zaczęto ten wielki romans (siedmioletni Anakin: Ależ ty masz oczy, modre niczym rzeki po wiosennych roztopach, iskrzące się niczym świeżo oszlifowane diamenty, szyję wiotką niczym brzoza na jesieni, temperaturę ciała niczym Kim Basinger w „9 i pół tygodnia”, pośladki niczym Calista Flockhart, dorodne piersi niczym koźlęta pasące się na pustyni, wrodzoną grację niczym piersi Pameli Anderson). Poza tym jednak ciężej się do nowej trylogii doczepić – ona jest raczej wypchana dużą ilością drobniutkich niedorzeczności, które przez to sprawiają spójniejsze wrażenie. No i wreszcie walki są jakkolwiek efektowne czy dynamiczne, co w starej trylogii raczej się, niestety, nie zdarza. Stara trylogia to typowy przykład „dzieła”, które przerosło „mistrza” – był sukces, więc rozwinięto ją w niespójne uniwersum. Jest to opozycja do podejścia np. Tolkiena, który tworzył Śródziemie przez całe życie, a produktem ubocznym były powieści w nim osadzone. Tutaj zaś najpierw stworzono sobie Yodę czy Moc, później film osiągnął status „kultowy”, a dopiero nowe epizody w zasadzie jako tako postarały się pouzasadniać to wszystko, co było spontanicznie w umyśle Lucasa tworzone, a później równie spontanicznie obrosło legendą. Tak czy inaczej powyższe rozważania wziąć należy głównie jako luźne dywagacje na temat niektórych co mniej spójnych fragmentów tych filmów, bowiem analizowanie „SW” to raczej zadanie nie dla krytyka – a socjologa. |
Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.
więcej »Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
10 najlepszych scen nowych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Prezenty świąteczne 2015: Film
— Esensja
Dziś Star Wars Day!
— Esensja
Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja
100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja
Weekendowa Bezsensja: 10 twardzielskich wcieleń Liama Neesona
— Jakub Gałka
Status quo
— Kamil Witek
Lucas zwyczajnie przedobrzył
— Sebastian Chosiński, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Marcin Osuch, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Do kina marsz: Luty 2012
— Esensja
10 najbardziej obciachowych scen starych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Lipsk z muzyki słynący
— Piotr ‘cct’ Bielatowicz
W cieniu kolosów
— Piotr ‘cct’ Bielatowicz
Gdzie diabeł zapłakał na dobranoc…
— Piotr ‘cct’ Bielatowicz