Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Chris Carter
‹Z archiwum X: Chcę wierzyć›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZ archiwum X: Chcę wierzyć
Tytuł oryginalnyThe X-Files: I Want to Believe
Dystrybutor CinePix
Data premiery25 lipca 2008
ReżyseriaChris Carter
ZdjęciaBill Roe
Scenariusz
ObsadaDavid Duchovny, Gillian Anderson, Amanda Peet, Billy Connolly, Mitch Pileggi, Xzibit
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiKanada, USA
WWW
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Z Archiwum X: Spisek, mumbo-jumbo i potwory tygodnia

Esensja.pl
Esensja.pl
Urszula Baluta, Michał Chaciński, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Konrad Wągrowski
« 1 2

Urszula Baluta, Michał Chaciński, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Konrad Wągrowski

Z Archiwum X: Spisek, mumbo-jumbo i potwory tygodnia

MCh: Ja bym to chyba raczej określił tak, że „X-Files” od początku mrugało okiem jedynie do znawców – wielbicieli poruszanych tematów i wielbicieli „Twin Peaks” (zdjęcie Laury Palmer na biurku Muldera, major Briggs jako ojciec Scully w pośmiertnej wizycie z zaświatów – nawiasem mówiąc, ten aktor zmarł jakiś czas temu naprawdę). Z czasem wprowadziło natomiast mocniej mruganie okiem po prostu do wielbicieli „X-Files”. Już pierwsza seria robi się przecież na końcu autotematyczna w powracającym motywie Toomsa. A później, jak było wiadomo, że serial jest sukcesem, sprawa zrobiła się o tyle prostsza i stacja FOX o tyle mogła popuścić cugli Carterowi.
Swoją drogą, skoro już porównujemy TP i X-F, to przecież obok tych różnic, które wymienialiśmy, może warto przypomnieć, że oba seriale miały też dokładnie odwrotną historię emisji. Pilot „Twin Peaks” był najchętniej oglądanym filmem telewizyjnym 1990 roku w USA. A później im bardziej Lynch udziwniał, tym bardziej spadała oglądalność. Z kolei „X-Files” startowało bardzo cienko i po pierwszym sezonie nie wiadomo było, czy wróci. Dopiero od drugiego sezonu widownia zaczęła gwałtownie rosnąć. Jako tłinpiksofil™ twierdzę oczywiście, że Lynch na jakimś poziomie świadomie do tego szedł, bo zamierzeniem TP jest przecież wywrotowe przerobienie formuły soap opery. To właściwie nie mogło się udać i fakt, że serial miał tak gigantyczny odzew, to jakiś cud. Dla odmiany „X-Files” jest w tej kwestii konformistyczne (to nie jest zarzut – Carter miał po prostu moim zdaniem inny cel) i w pierwszych sezonach rozgrywa wszystko zwykle według akceptowalnego w telewizji schematu grozy/fantastyki/kryminału.
MK: Nie mogę się zgodzić z tym zdaniem. Tradycją i sztywnym schematem TV było zakończenie ukazywanego wątku, w kontekście archiwum – „zamknięcie sprawy”. Tymczasem w X-ach bardzo często sprawa nie zostaje zamknięta, teorie Muldera zostają tylko teoriami, o których tylko my i on wiemy, że są prawdziwe. Ale teczka nie zostaje ostemplowana jako „closed”. Mulder i Scully rzadko odjeżdżają w stronę zachodu słońca, mając świadomość kolejnej dobrze wykonanej i zakończonej roboty. Częściej końcowe kadry pokazują lub sugerują, że nic się nie skończyło: w lasach przeżywa dziecko ukrywających się prymitywnych ludzi, wampiry zbiorowo opuszczają „swoje” miasteczko, znikając gdzieś w Ameryce, sekta zmieniających kształty znika, zostawiając jedynie kręgi w zbożu, w ściekach bulgoczą bąbelki, zwiastując powstanie kolejnego człeko-tasiemca… Itepe, itede. To jest jedna z wyróżniających cech „Z Archiwum X” – brak definitywnego zakończenia, i to już w pierwszych sezonach.
AK: A mnie takie właśnie „półotwarte” zakończenia wydają się doskonale osadzone w tradycji, wszak dawno przed „X-Files” horrory zwykły się kończyć się sceną ostrzegającą, że zło wciąż nie zostało pokonane. Sądzę zresztą, że dla większości widzów to, czy dana sprawa dostanie stempelek „closed”, czy nie, nie ma większego znaczenia. Ja teorie Muldera zawsze traktowałam jako równoważne z „oficjalnym” rozwiązaniem i już gdy Mulder mówił „stało się to i to”, czułam się usatysfakcjonowana, bo zagadka została wyjaśniona. Fakt, że Mulderowi nikt nie wierzy, a mutant (człeko-tasiemiec, inne coś) być może wróci, wprowadza fajnie wygrany element niepokoju, ale zasadniczo konwencji nie zmienia.
MCh: A jeśli, Konradzie, namawiasz na ocenę, to bez dwóch zdań bardziej cenię „Twin Peaks”. Pomimo sporej grupy reżyserów serial niemal nie ma wahania jakościowego między odcinkami. Dla odmiany w „X-Files” amplituda jest pełna – od kompletnej żenady po kapitalne odcinki. Poza tym „Twin Peaks” pozostaje dla mnie jednym z najważniejszych w życiu przeżyć przed ekranem. Zdałem sobie przy tym sprawę, że nawet w masowej telewizji można zrobić absolutnie wszystko. Przez jakieś pięć lat po zakończeniu drugiej serii co roku oglądałem serial ponownie i ciągle się nim zachwycałem. Natomiast „X-Files” bywało lepsze lub gorsze, ale nigdy nie weszło u mnie na poziom „absolutnej konieczności”. Zresztą gdzieś w okolicach bodaj ósmego sezonu zupełnie go już odpuściłem i dopiero teraz, po latach, gdy kupiłem sobie ładne całościowe wydanie z Amazonu, sezon po sezonie nadrabiam zaległości.
JG: Czy w ogóle są na sali ludzie, którym ostatnie serie podobały się bardziej niż pierwsze? Dobra, chwila, zaraz przeliczymy. Dziękuję, możesz już, Konradzie, opuścić rękę. Drugą też.
KW: Źle ustawiasz porównanie. Oczywiste jest, że serie ostatnie, wydumane i bez Muldera, są najsłabszymi częściami serialu. Ale z drugiej jednak strony trudno uznać, że serie pierwsze są najlepsze. Serial dojrzewał, rozkręcał się. Moje ulubione sezony to czwarty i piąty.
JG: Hmmm, ja jednak preferuję pierwsze cztery – ale to dlatego, że jestem fanem odcinków typu „monster-of-the-week”. Co więcej, były tam świetne odcinki stand-alone, ale nie z toomsopodobnymi psycholami, ale też „Space” z motywem jak z „Żony astronauty” (a więc, jak w każdej porządnej dyskusji, mamy zaliczoną „diametralną różnicę zdań” bo nie uważam, jak Michał, by był to najbardziej żenujący odcinek w całej serii) , omenopodobny „The Calusari” i odcinki z armią w tle: „Fresh Bones” z voodoo, „The Walk” z telekinetycznym weteranem-mordercą, „Sleepless” z weteranami poddawanymi eksperymentom ze snem…
KW: …„Ice” z motywem jak z „The Thing” Carpentera – już ta nasza wyliczanka pokazuje, jak szeroka jest lista inspiracji dla serialu Cartera…
JG: …po pewnym czasie jednak w fabule naprawdę ciężko było się zorientować. Powiem wprost: do dziś nie wiem, kto był właściwie kosmitą i po co, co się stało z siostrą Muldera itp. itd. I prawdę mówiąc, w pewnym momencie przestało mnie to interesować. Zbyt długie odstępy między kolejnymi odcinkami (bo przecież poza odstępami czasowymi wynikającymi z dat emisji, wątek spiskowy był dodatkowo przerywany odcinkami stand-alone) i niesamowita zdolność scenarzystów do opowiadania kilkudziesięciominutowych historii niepopychających wcale akcji do przodu, a opartych na cliffhangerach i sygnalizowaniu nowych wątków (w kolejnych odcinkach oczywiście niepowracających) sprawiły, że przestałem się orientować i przestało mnie to interesować (zresztą za to samo nie znoszę „Lostów”).
KW: Nadmienię więc jednak, że w czwartym sezonie „Lost” wiele wątków zostało domkniętych…
JG: Wierzę na słowo – ja nie dotrwałem. A jeśli chodzi o „X-Files”, to w pewnym momencie czekałem tylko na odcinek o potworach/mutantach/psycholach/magii, a w końcu w ogóle czekać przestałem.
KW: A u mnie jakoś tak fascynacja wygasła wraz z odejściem Muldera, choć przyznać muszę, że wprowadzenie T-1000 jako agenta Doggetta było próbą ratowania serialu godną uwagi. Tak jak Michał, też zacząłem ostatnio wspominać z zamiarem dotarcia do końca (swoją drogą wydanie DVD, to nieobecne w Polsce, musi zachwycić każdego fana i jest dużo tańsze od tego, co znajdziecie na naszym rynku – koniec reklamy) i jednak pierwsze odcinki ogląda się z wrażeniem, że telewizja przez te prawie 20 lat poszła jednak do przodu. Dlatego może skierujmy dyskusję w drugą stronę – co po sobie „Archiwum” zostawiło? Wiemy, że korzystało z „Twin Peaks”, ze starych seriali grozy, fantastyki ufologicznej, ale jaki wpływ miało na kulturę? Od razu można powiedzieć, że bez „Archiwum” nie byłoby choćby „Zaginionych”.
MK:… oraz „Millennium”, „Profilera”, „Mrocznych niebios”…
UB: I klimatycznej, przywodzącej na myśl konkretny tytuł muzyki. Dzieła Marka Snowa, zarówno w „Z Archiwum X”, jak i w „Millenium”.
KW: „Millenium” to akurat, moim zdaniem, złe porównanie – bo to po prostu inny, pokrewny pomysł Cartera wynikający z nadchodzącego roku 2000, a nie wynik inspiracji „Z Archiwum X”. Z kolei nie ma sensu też chyba rozwodzić się nad „Dark Skies”, które, choć podejmowały wątki UFO i spisku rządowego, kichą były niemożebną i słusznie umarły już po pierwszym sezonie.
MK: Nie byłoby także „Matrixa”, moim zdaniem. Wszak co jest główną przesłanką jedynego prawdziwego Matrixa, czyli tego bez tytułowych dodatków? „Trust no one”. Nie ma prawdy, wszystko, co widzimy, to tylko zasłona, spisek, jesteśmy rządzeni przez nieznane nam siły – paranoja. Każdy może być agentem – czy to maszyn, czy Syndykatu. Zdrajcy w najbliższym kręgu: Krycek i Cypher (wiem, wiem, że to figura Judasza, ale i tak pasuje). Rzeczy niemożliwe są możliwe – trzeba tylko uwierzyć. Neo przy pierwszym skoku między budynkami mógłby spokojnie pojechać „mulderyzmem” i krzyknąć w biegu – „I want to believe!”. Z całą pewnością „X-Files” spopularyzowało teorie spiskowe i wprowadziło je do zwykłego obiegu popkultury.
KW: Nie tyle do obiegu, ile do powszechnej świadomości. Tak jak kiedyś tematy UFO, uprowadzeń, kontroli rządowej, sekretów tajnych służb były tematem dla garstki zapaleńców i paranoików, tak obecnie, głównie dzięki temu serialowi, stały się powszechnie znane, a samo „Archiwum” weszło do języka jako symbol teorii spiskowych. Inna sprawa, że serial chyba był gwoździem do trumny dla wiarygodności takich teorii – po nim każdy patrzy na nie przez pryzmat rozrywkowego telewizyjnego widowiska…
JG: A kiedykolwiek były wiarygodne? Panowie… Ja wiem, że fantastyka moja miłość i te sprawy, ale bez przesady. Michale – wrócę teraz do wątku z początku rozmowy – chyba prawdopodobieństwo czy realność nie są dla Ciebie wyznacznikiem dobrego filmu? Szczególnie filmu science fiction? Odcinki stand-alone są moim zdaniem lepsze nie dlatego, że te spiskowe się zdezaktualizowały i szare ludziki nie chodzą po ulicach. Epizody prowadzące główny wątek rozciągnęły się w czasie, skisiły we własnym sosie, zapętliły w próbach ukazania widzom coraz to nowej – ale koniecznie tylko rąbka! – tajemnicy w coraz to intensywniejszym zagmatwaniu wątków. Również tych związanych z postaciami: kto z kim ma dziecko, kto jest czyim synem/bratem – oczywiście to jeszcze nie telenowela, ale kierunek ten sam.
KW: Tylko czy czasem od „X-Files” nie zaczęła się też złota era seriali telewizyjnych (Michał Ch. powie, że od „Twin Peaks”), które obecnie – co wielu przyznaje – przynajmniej w tematyce fantastycznej na głowę biją produkcje kinowe?
JG: Konradzie, Twoje pytanie wygląda na wybitnie retoryczne. „X-Files” zrobił świetną robotę, przygotowując grunt pod serialową fantastykę i pokazując, że zarówno TV jako medium, jak i SF jako konwencja są popularne, chętnie oglądane i dochodowe. Inna sprawa, że „ubocznym efektem” spuścizny po Carterze był właśnie sposób konstruowania akcji i – czasami aż nazbyt sztucznego – rozwlekania go na kilka sezonów (które często nawet nie powstawały – vide na przykład „Jerycho”). Ale widzę, że jestem w tym zdaniu osamotniony?
AK: Troszkę przesadzasz, myślenie na zasadzie „będziemy serial rozciągać, dopóki ludzie będą oglądać” istniało już przed Carterem, Carter jest o tyle „winny”, że po „X-Files” modne zrobiły się seriale oparte na przeróżnego rodzaju tajemnicach, a takiej tematyce rozciąganie szkodzi chyba najbardziej. Inna rzecz, że i tak „X-Files” trzymały się długo, ja aż do siódmego sezonu liczyłam na jakieś sensowne zamknięcie wszystkich wątków…
KW: …których zbliżający się właśnie film kinowy też raczej domykać nie ma zamiaru. Pokuszę się więc o kilka słów podsumowania – nie mamy chyba wątpliwości, że „Z Archiwum X” uczyniło standardem produkcji telewizyjnej seriale łączące motyw przewodni przeplatany odcinkami stand-alone, dzięki czemu zarówno przyciągają one widza na dłużej, dając jednak szansę nowym na włączenie się w dowolnym momencie. Stworzyło ogromną modę na – jak to Michał ładnie ujął – „newage’owe mumbo-jumbo”, wprowadzając tematykę ufologiczną (i szereg pokrewnych) do powszechnej świadomości, ale jednocześnie skutecznie ośmieszając poważne próby analizy zjawiska. Uczyniło z Muldera i Scully ikony popkultury, parę rozpoznawalną na całym świecie (choć tych dwoje aktorów nigdy już nie dało rady oderwać się od swych ról). No i wprowadziło modę na seriale, w których to zagadki są sensem samym w sobie, a nie ich wyjaśnienie. Choć ja sam nie tracę nadziei, że „Zagubieni” doczekają się jakiegoś spójnego domknięcia…
koniec
« 1 2
23 lipca 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o serialach: Z archiwum X (sezon 11)
— Konrad Wągrowski

Smoki nad Londynem
— Grzech

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.