Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wielkie odkurzanie kina: Jak przygoda to tylko… na budowie – produkcyjniaków czar

Esensja.pl
Esensja.pl
Jakie marzenia może mieć młoda dziewczyna przyjeżdżająca z prowincji do Warszawy? Kim chce zostać? Oczywiście murarką! W PRL-owskich produkcyjniakach Polska jawi się jako wielki plac budowy, a największą i często jedyną ambicją bohatera jest przekroczenie normy. Wszystkie osobiste wartości i uczucia są niczym wobec ogromu wagi doniosłego zadania: budowania wspaniałej socjalistycznej ojczyzny.

Emilia Sękowska

Wielkie odkurzanie kina: Jak przygoda to tylko… na budowie – produkcyjniaków czar

Jakie marzenia może mieć młoda dziewczyna przyjeżdżająca z prowincji do Warszawy? Kim chce zostać? Oczywiście murarką! W PRL-owskich produkcyjniakach Polska jawi się jako wielki plac budowy, a największą i często jedyną ambicją bohatera jest przekroczenie normy. Wszystkie osobiste wartości i uczucia są niczym wobec ogromu wagi doniosłego zadania: budowania wspaniałej socjalistycznej ojczyzny.
Nowa estetyka filmowa, bliska kinu radzieckiemu lat 30. miała swój triumf w powojennej Polsce w 1949 roku, gdy podczas Zjazdu Filmowców w Wiśle poseł Włodzimierz Sokorski zadekretował wprowadzenie polskiej kinematografii na ścieżki realizmu socjalistycznego. Spętana cenzurą X muza stała się narzędziem prymitywnej ideologicznej indoktrynacji, której regułą była jasność przekazu i prostota warstwy formalnej. Wszelkie eksperymenty oraz elementy awangardowe zostały odrzucone na rzecz hiperrealizmu. Każde niedopowiedzenie mogło bowiem skłonić widza do osobistych przemyśleń, a własna refleksja stanowi przecież pierwszy krok ku wywrotowym ideom mogącym zetrzeć z szarej rzeczywistości PRL-u cienką warstwę propagandowego lukru.
Nowe postulaty zaczęto wcielać w życie natychmiast. Według Bieruta obowiązkiem twórcy, dotychczas oddzielonego murem od mas, było wczucie się w ich tęsknoty i potrzeby oraz uszlachetnianie swym wysiłkiem twórczym ich poziomu życia. Słowa te szybko stały się ciałem, a cała rzesza artystów odnalazła swe miejsce w nowej rzeczywistości. Pisarze, na czele z Jerzym Andrzejewskim i Tadeuszem Borowskim, złożyli samokrytyki, odcinając się od swej „wątpliwej moralnie” wcześniejszej twórczości. Na pierwsze powieści produkcyjne nie trzeba było długo czekać.
Oparte na schemacie walki młodego bohatera z podstępnym wrogiem klasowym utwory popełniali Konwicki, Brandys i wielu innych „nawróconych” twórców. Filmowcy nie pozostawali w tyle za literatami, masowo produkując propagandowe koszmarki najeżone patetycznymi hasłami i wzniosłymi symbolami. Pierwszym „dziełem” zrealizowanym w nowej poetyce były „Jasne łany” (1947) Eugeniusza Cękalskiego. Tytułowa wieś to miejsce zamieszkane przez chłopów, żyjących głównie z pędzenia bimbru. Ta zapomniana przez Boga i ludzi miejscowość przeżyje prawdziwą rewolucję elektryfikacyjną za sprawą młodego, energicznego nauczyciela Andrzeja (Kazimierz Dejmek). Pełen wiary socjalista, posiłkując się hasłem „Ciemne łany muszą zmienić się w jasne”, namawia mieszkańców do wyremontowania starego dworu, aby przeznaczyć ten budynek na szkołę i świetlicę. Szlachetne dzieło usiłuje sabotować bogaty młynarz, dorabiający się fortuny na sprzedaży bimbru. Całość utrzymana w „cukrealistycznym” duchu kończy się happy endem w postaci ślubu Andrzeja i jego wybranki przy elektrycznym świetle.
Rozochocony reżyser nie poprzestał na jednym filmie i już wkrótce pod jego okiem powstał projekt studentów łódzkiej Filmówki pt. „Dwie Brygady” (1950). Pierwszą brygadę stanowią pracownicy fabryki – młody kolektyw oraz zacofany stary fachowiec Fikejs, druga zaś aktorzy przygotowujący sztukę „Brygada szlifierza Karhana”, taktująca o fabrykantach. Zarówno na scenie, jak i w prawdziwym zakładzie pracy toczy się walka starego z nowym: przedwojenni aktorzy chcą grać tak jak dawniej, a Fikejs nie daje się przekonać do nowych metod produkcji. Wystawienie spektaklu w fabryce sprawia, że zarówno starsi aktorzy, jak i robotnik Fikejs przekonują się o mylności swoich dotychczasowych poglądów. Przesłanie ideologiczne jest więc jasne jak promienie słońca obwieszczające nowy socjalistyczny poranek.
Nowa estetyka odcisnęła również piętno na komediach tamtego okresu. Sztandarowym przykładem produkcyjniaka mającego bawić masy była „Przygoda na Mariensztacie” (1954) Leonarda Buczkowskiego, pierwszy polski film zrealizowany w kolorze. Osią fabularną filmu jest tutaj walka (jakżeby inaczej) płci. Główna bohaterka Hanka marzy o pracy murarki, przybywa więc z prowincji do Warszawy, gdzie poznaje przystojnego przodownika pracy Janka. Łączy ich promienne uczucie lecz dzielą poglądy na temat roli kobiety w społeczeństwie, a przede wszystkim na budowie. Podstawowymi wartościami stają się wysokie normy oraz rywalizacja, natomiast praca najpierw poróżnia młodych ludzi, by potem zjednoczyć ich we wspólnym wysiłku. Cały obraz z tradycyjnie pojętym realizmem ma niewiele wspólnego, chyba że nienagannie ubrane i uczesane, pełne energii i zapału robotnice można uznać za prawdopodobny widok.
Rzuca się również w oczy uniformizacja postaci – Hanka szkolny mundurek zamienia na kombinezon murarki, stając się znów jedną z wielu pozbawionych indywidualności postaci.
Filmem socrealistycznym, zgoła niekomediowym, acz niepozbawionym artyzmu jest „Celuloza” (1953) Jerzego Kawalerowicza, będąca ekranizacją „Pamiątki z celulozy” Igora Newerlego. To dramatyczna historia chłopca pochodzącego ze wsi, którego życie nie rozpieszczało. Po nędznym dzieciństwie spędzonym w biednym domu przyszła trudna młodość i zagubienie w świecie ludzi zamożnych i chciwych. Wyjazd do Włocławka w poszukiwaniu szczęśliwszego życia okazał się porażką. Na szczęście bezdomny i bezrobotny Stefan przypadkowo spotyka na swej drodze działaczkę komunistyczną, która wysłuchuje jego opowieści, a na pożegnanie wręcza „Czerwony Sztandar”, który poprowadzi go ku zrozumieniu idei proletariatu i tym samym ku lepszej przyszłości.
Podobnie neorealistyczny w formie był dramat społeczny Aleksandra Forda „Piątka z ulicy Barskiej” (1953). Jego bohaterami byli zdeprawowani przez wojnę chłopcy wkraczający na drogę przestępstwa. Schwytani i osadzeni, trafiają pod kuratelę robotnika Wojciechowskiego. Reedukacja jest jednak utrudniona, gdyż reakcjoniści z „podziemia” pragną wykorzystać młodych wykolejeńców we własnych niecnych celach. Dwaj chłopcy otrzymują dzięki kuratorowi pracę przy budowie Trasy W-Z. Znamienna jest scena ratowania przez komunistyczne władze kościoła świętej Anny, gdzie pada okrzyk: „Kościół sie wali”. Metaforyczne skojarzenia nasuwają się aż nazbyt łatwo, więc pozytywny odbiór zakładany przez władze jest niemożliwy. Podziemie planuje wysadzenie trasy W-Z, jednak chłopcy odmawiają udziału w akcji, a zamach zostaje udaremniony. W tym momencie film się kończy, a widz pozostawiony zostaje w niepewności co do dalszych losów łobuzów z Barskiej. Dominantą kompozycyjną obrazu jest charakterystyczny dla filmów socrealistycznych podział na „dobrych” i „złych”. Od tego, po której stronie opowie się zagubiony, mający trudności z samookreśleniem bohater, zależy jego szczęście osobiste i godna przyszłość. Kino realnego socjalizmu nie mogło przetrwać długo, ponieważ było za bardzo skonwencjonalizowane i schematyczne. W tym okresie powstało niewiele filmów, gdyż proces produkcji wydłużał się niemiłosiernie z uwagi na ciągłą kontrolę cenzury i potrzebę aprobaty ze strony władz.
Po odwilży 1956 roku na scenę wkroczyło nowe pokolenie twórców, które stworzyło nurt znany powszechnie pod nazwą „szkoły polskiej”. I choć niektóre jej dzieła noszą ślad dawnego myślenia (w tym miejscu nasuwa się refleksja, jak szybko to, co nowatorskie, stało się przestarzałe), takie nazwiska jak Munk, Has czy Wajda wprowadziły odmienną, świeżą jakość w polskiej kinematografii, zaś perełki kina socjalistycznego oglądamy dziś z ironicznym uśmiechem, na jaki w czasie, gdy powstały, nie moglibyśmy sobie pozwolić.
koniec
22 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.