Wielkie odkurzanie kina: Żyć szybko, umierać młodo - obrazy kontestacji w kinie amerykańskimKontestacja lat sześćdziesiątych to jeden z punktów granicznych współczesnej kultury. Oparta na ideologii totalnego wyzwolenia wewnętrznego i społecznego jednostki, buntująca się przeciw ustalonym normom obyczajowym, łamiąca dotychczasowe schematy, odwracająca się od tradycyjnych wartości, była nieposkromioną siłą burzącą to, co do tej pory stanowiło fundament amerykańskiej moralności.
Emilia SękowskaWielkie odkurzanie kina: Żyć szybko, umierać młodo - obrazy kontestacji w kinie amerykańskimKontestacja lat sześćdziesiątych to jeden z punktów granicznych współczesnej kultury. Oparta na ideologii totalnego wyzwolenia wewnętrznego i społecznego jednostki, buntująca się przeciw ustalonym normom obyczajowym, łamiąca dotychczasowe schematy, odwracająca się od tradycyjnych wartości, była nieposkromioną siłą burzącą to, co do tej pory stanowiło fundament amerykańskiej moralności. Kontrkultura amerykańska, silnie związana z ówczesną sytuacją polityczną i społeczną, nie mogła pozostać bez wpływu na tak dynamiczną dziedzinę sztuki jak kino. Tzw. „szalone lata sześćdziesiąte” pełne były zjawisk, sprzyjających swoistemu „przewartościowaniu wartości” i narodzinom nowego pokolenia twórców-kontestatorów; nonkonformistów niepotrafiących znaleźć dla siebie miejsca w amerykańskim społeczeństwie. Wojna w Wietnamie i protesty antywojenne, a potem kampania obywatelskiego nieposłuszeństwa, kryzys kubański związany z obecnością rakiet radzieckich na Kubie, rewolucja seksualna i społeczeństwo permisywne, rozwój popkultury, festiwal w Woodstock, powstanie i rozwój subkultury hippisowskiej („dzieci-kwiatów” – „flower power”), rozpowszechnienie stosowania narkotyków i substancji psychoaktywnych np. LSD, wzrost popularności organizacji lewicowych, którego kulminacją były rewolty studenckie w miastach akademickich Stanów Zjednoczonych, walka o wyzwolenie czarnej ludności, ruchy feministyczne… Cały ten kulturowo- światopoglądowy ferment znalazł swe filmowe odbicie w dziełach powstałych w tej „dekadzie buntu” oraz w latach późniejszych. Ówczesne filmy były wyrazem sprzeciwu wobec fałszywych wartości, którymi według kontestatorów kierowało się amerykańskie społeczeństwo, a także wobec hipokryzji władz. Były też próbą zmierzenia się z krótką, lecz trudną i krwawą historią młodego kraju, powstałego na zgliszczach cywilizacji Indian i funkcjonującego przez wiele lat dzięki wyzyskowi czarnych niewolników przez białych obywateli. Ideał amerykańskiego snu upadł, a dotychczasowa konserwatywna moralność miała wkrótce zmierzyć się z nową wizja rzeczywistości reprezentowaną przez młodych, zbuntowanych reżyserów. Początek epoki kina kontestacji wyznaczają dwa filmy: „Absolwent” (1967) Mike′a Nicholsa oraz „Swobodny jeździec” (1969) Dennisa Hoppera i Petera Fondy. Pierwszy z nich jest historią młodego mężczyzny, Bena Braddocka, który sprzeciwia się narzuconej mu z góry roli społecznej i schodzi z drogi, która prowadzić ma do jej uzyskania. Po ukończeniu szkoły Ben staje przed trudnymi życiowymi wyborami. Całe otoczenie tytułowego absolwenta oczekuje od niego spełnienia ambicji rodziców i zajęcia przeznaczonego mu miejsca w życiu. Jednak Ben miota się, próbując wybrać własną ścieżkę. Nie chce zostać typowym obywatelem klasy średniej, nie godzi się na wejście w schemat, który mu nie odpowiada. Beztrosko marnotrawi czas, wplątuje się w romans z ponętną znajomą rodziców, panią Robinson. Później zakochuje się w jej niepozornej córce, którą w finałowej scenie porywa sprzed ołtarza tuz po zakończeniu ceremonii ślubnej. Bohaterem obrazu jest nie tylko Dustin Hoffman, nieprzypominający urodą dotychczasowym filmowych amantów, ale również zakłamane pokolenie jego rodziców – amerykańska klasa średnia. Obraz doskonale uzupełnia muzyka w wykonaniu duetu Simon&Garfunel. Warto bowiem dodać, że wraz z kontrkulturą rozpoczęła się w kinie epoka soundtracków, o czym wspomnę jeszcze omawiając film „Swobodny jeździec”. Kolejnym dziełem kreującym nowego bohatera – samotnego przeciwko wszystkim – jest „Bonnie i Clyde” (1967) w reżyserii Arthura Penna. Film ten był jednym z kilku obrazów, które przyczyniły się do zniesienia osławionego kodeksu Haysa, obowiązującego od 1934 roku. Penn przełamywał zasadę głoszącą, że nie należy przedstawiać „złych” bohaterów w pozytywnym świetle, jako postaci wzbudzających sympatię widzów. „Bonnie i Clyde” to oparta na faktach, nawiązująca do klimatów kina gangsterskiego opowieść o parze przestępców, podróżujących po Stanach Zjednoczonych w czasie wielkiego kryzysu. Bonnie i Clyde utrzymywali się z rabunków i kradzieży. W filmie ci buntownicy z wyboru ukazani są jako jednostki walczące z systemem, oszczędzające niewinnych i działające w słusznej sprawie. Zabawni, solidaryzujący się z biedotą przestępcy sprowadzają swe czyny do rangi zabawy. W ostatniej scenie bohaterowie giną w strzelaninie, zdradzeni przez przyjaciół zaś instytucje takie jak policja, wojsko czy banki staja się symbolem bezdusznego aparatu represji. Finał obrazu dobitnie uzmysławia widzowi, że w walce z systemem jednostka stoi na przegranej pozycji. Inny problem porusza film „Medium Cool” Haskella Wexlera. Tytuł dzieła nawiązuje do podziału mediów na „zimne” i „gorące”, dokonanego przez badacza Marshalla McLuhana. Wexler zwraca uwagę na ogromny wpływ mediów (zwłaszcza telewizji) na społeczeństwo amerykańskie, bezkrytycznie przyjmujące zalew ruchomych obrazów. Bohater, dziennikarz telewizyjny John, przybywa na miejsce poważnego wypadku drogowego w nadziei uzyskania sensacyjnego, drastycznego materiału. John podchodzi do swej pracy bez emocji, „chłodnym okiem” kamery telewizyjnej, filmując co lepsze fragmenty makabrycznych zdarzeń. Obraz ukazuje kulisy pracy pracowników telewizji, dla których najważniejsza jest sensacja i rosnące słupki oglądalności. Pierwsza i finałowa scena dzieła tworzy klamrę kompozycyjną, bowiem John ulega wypadkowi samochodowemu i sam staje się ofiarą kolegów filmowców patrzących na jego dramat „chłodnym okiem”. Kontestacja była również rozprawą z amerykańska mitologią, zwłaszcza z mitem Dzikiego Zachodu. Dotychczas biali kolonizatorzy ukazywani byli w kinie jako przedstawiciele cywilizacji bohatersko walczący z indiańskimi barbarzyńcami. Schemat te przełamał Artur Penn filmem „Mały Wielki Człowiek” (1970), będącym adaptacją powieści Thomasa Bergera pod tym samym tytułem. Mamy tu do czynienia z odwróceniem klasycznego modelu westernu. 101-letni Jack Crabb przywołuje wydarzenia ze swego długiego życia. Jako mały chłopiec został porwany przez Czejenów, którzy go wychowali. W wyniku zbiegu okoliczności powrócił do cywilizacji, gdzie nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Odtąd losy jego i Indian nieustannie się przeplatały, on sam zaś egzystował na pograniczu świata „barbarzyńskiego” i „cywilizowanego”. Obraz ukazuje Czerwonoskórych nie jako prymitywne istoty pozbawione moralności, lecz jako ludzi kierujących się innymi, nierzadko bardziej ludzkimi zasadami niż zakłamani i brutalni osadnicy. Odrzucony przez własną rodzinę Jack znajduje prawdziwych przyjaciół i prawdziwe uczucia właśnie wśród nich. Sławny pogromca Indian, generał Custer, zostaje w filmie odbrązowiony: nie jest szlachetnym zdobywcą, lecz bezwzględnym i okrutnym agresorem, nie kierują nim szlachetne pobudki, ale żądza zysku i poklasku. Crabb to jeszcze jeden przedstawiciel „plemienia” ludzi wyobcowanych, bez swego miejsca w świecie, których problem podnosiły filmy kontrkulturowe. Innego rodzaju odmieńcami byli Billy i Wyatt, bohaterowie kultowego westernu a rebours, zatytułowanego „Swobodny jeździec” (1969). Ci dwaj motocykliści postanawiają za pieniądze uzyskane ze sprzedaży narkotyków przemierzyć kraj, aby dotrzeć do Nowego Orleanu na karnawał Mardi Gras. Podróż staje się jednak celem samym w sobie i okazją do ukazania panoramy społeczeństwa amerykańskiego zamieszkującego południowe stany USA. „Swobodni jeźdźcy” odwiedzają osadę hippisów, mają też do czynienia z konserwatystami i redneckami, mieniącymi się „prawdziwymi Amerykanami”. I właśnie ze strony tych ostatnich spotka ich śmierć, spowodowana brakiem tolerancji dla odmiennego sposobu życia. W podróży towarzyszy im grany przez Jacka Nicholsona George Hanson, młody prawnik-alkoholik, typowy yuppie, chcący zerwać z dotychczasowym uczestnictwem w wyścigu szczurów i zasmakować prawdziwej wolności. Ta próba ucieczki zakończy się dla niego tragicznie. Na wpół amatorski film zrealizowany jest w konwencji kina drogi zaś ścieżka dźwiękowa zawiera utwory takich twórców jak Steppenwolf, The Byrds czy Jimiego Hendrixa. Billy i Wyatt to dzieci-kwiaty, niestroniące od używek. W swojej drodze poprzez kraj i odmienne stany świadomości poszukują wewnętrznej wolności, która okazuje się niemożliwa do osiągnięcia. Hippisi pojawiają się także w innym filmie będącym klasycznym przykładem kina kontestacji, w „Zabriskie Point”(1970) Michelangelo Antonioniego. Tytuł obrazu reżyser zaczerpnął od nazwy miejsca w słynnej Dolinie Śmierci w Kalifornii. Bohater, Mark, uczestniczy w zamieszkach na uniwersytecie. Podczas protestów o prawa kolorowych studentów padają strzały, ginie policjant. Markowi wydaje się, ze to on jest mordercą, ucieka więc awionetką na pustynię, gdzie spotyka hippiskę Darię. Dalej podróżują już razem, by w miejscu Zabriskie Point przeżyć gorącą miłość. To uczucie skazane jest na klęskę, a sam Mark jest kolejnym outsiderem, który zamiast ukochanej wolności znajduje śmierć. Finałową sceną, rozgrywająca się przy dźwiękach muzyki Pink Floyd, Antonioni jeszcze raz udowadnia, iż w pełni zasługuje na miano mistrza wielkich zakończeń. Sama kontrkultura nie doczekała się jednak wielkiego zakończenia, w latach 70. zaczęła odchodzić do lamusa, a dawni hippisi zamienili pacyfki i anarchistyczne hasła na szeregowe domki i niezłe samochody. Dzieci-kwiaty porzuciły koraliki i z powrotem stały się praworządnymi , pragmatycznymi obywatelami wyśmiewającymi dawny bunt swej głupiej młodości. Z czasów kulturowych przemian pozostała nam dziś powracająca co jakiś czas moda na długie, zwiewne, kolorowe spódnice, kultowe hasła w stylu „make love not war” i… filmy. 29 września 2009 |
Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.
więcej »Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Skandalista Pasolini
— Emilia Sękowska
W magicznym świecie dzieł Felliniego
— Emilia Sękowska
Jak przygoda to tylko… na budowie – produkcyjniaków czar
— Emilia Sękowska
Leni Riefenstahl - kino w służbie propagandy
— Emilia Sękowska
Mroczne oblicza filmu noir
— Emilia Sękowska
Nowa fala – drugi oddech kina francuskiego
— Emilia Sękowska
Georges Méliès - ojciec widowiska filmowego
— Emilia Sękowska
Kiedyś byłem fatalny, teraz jestem tylko słaby – Woody Allen wczoraj i dziś
— Emilia Sękowska
Walt Disney – spełnienie amerykańskiego snu
— Emilia Sękowska
Erich von Stroheim – artysta niepokorny
— Emilia Sękowska
Świąteczna jazda obowiązkowa czyli 10 filmów, bez których Gwiazdka nie byłaby Gwiazdką
— Emilia Sękowska